[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nas. Nacieszcie się nią, póki możecie, bo nie zamierzam zostać tu nawet
sekundy dłużej, niż będzie tego wymagała nasza misja. Na północnym
wschodzie, na dnie krateru leży stara osada z instalacją wodociągową,
nazywana Oazą. W tej chwili to kupa gruzów. Leży mniej więcej trzy
kilometry stąd z kursem trzydzieści pięć stopni od nadajnika dowódczego.
Nastawcie radionamierniki na te współrzędne. Kapitan Marz tu spojrzała w
stronę pilota, który, mrużąc oczy, machnął od niechcenia ręką będzie nas
osłaniał z powietrza i kierował.
Osłaniał z powietrza? odezwał się młody żołnierz, prawie dzieciak,
nazwiskiem Sejak. Desantowiec?
Panie Sejak, Na Wiedzmie zainstalowano specjalny odbiornik, który
pomoże nam zlokalizować rzecz, której szukamy. Czy coś się panu nie
podoba?
Prawdopodobnie niewiele brakowało, żeby ton głosu porucznik Breanne
pokrył pleksitenową szybę hełmu Sejaka warstwą lodu.
Nie, pani porucznik.
Znajdujemy nasz cel, zabieramy go i zmywamy się stąd. To ma być
czysta i szybka robota. Kapral Smith-puun poprowadzi pierwszy oddział w
vulturach, z Bowersem, Fu, Peachesem i Windom. Littlefield?
Słucham, pani porucznik? zahuczał Ardowi w hełmie głos Littlefielda,
stojącego tuż obok.
Bierzesz drugi oddział. To będzie Alley, Bernelli, Melnikov i Xiang i jako
wsparcie broni ciężkiej firebaci: Cutter i Ekart.
Ardo starał się zapamiętać nazwiska członków jego oddziału. Nie znał
Bernellego, Xianga ani Ekarta. Cutter nadal był dlań grozną niewiadomą.
Jeśli natomiast potrzebowali porządnego dowódcy, z Littlefieldem mogli się
czuć pewniej.
Tak jest, pani porucznik! szczeknął stary żołnierz z zapałem.
Breanne jednak przestała już zwracać na niego uwagę.
Jensen, ty jesteś szefem trzeciego oddziału. Masz Collinsa, Mellisha,
Essona, M butu i wsparcie firebata Wabowskiego.
Tak jest odpowiedział bez entuzjazmu Jensen.
Miejmy nadzieję, że facet lepiej walczy niż gada, pomyślał Ardo, bo
wygląda, jakby miał za chwilę zasnąć na stojąco.
Desantowiec zapewnia nam osłonę z góry, no i pomoc dodatkowych
czujników, dopóki nie znajdziemy naszego celu. Wtedy się stąd zmywamy i
wyfruwamy z planety. JakieÅ› pytania?
To zabrzmiało zdecydowanie bardziej jak wyzwanie niż zachęta, ale Ardo
nie mógł się powstrzymać. Wystąpił naprzód i zasalutował.
Pani porucznik?
SÅ‚ucham, panie... Melkof, tak?
Melnikov, pani porucznik. ProszÄ™ o wybaczenie.
O co chcesz zapytać, Melnikov?
Czego szukamy?
Breanne odwróciła wzrok i popatrzyła gdzieś w dal.
Skrzynki, szeregowcu. Zwykłej skrzynki.
* * *
Ardo czuł się wspaniale. Uwielbiał biegać w kombinezonie bojowym. To
było takie łatwe, nie wymagało najmniejszego wysiłku. Kilometry uciekały
mu pod nogami, a za nim i jego towarzyszami wiła się smuga łososiowego
kurzu.
Przełączył wizjer hełmu na tryb nawigacyjny. Gdziekolwiek odwrócił
głowę, wizjer nakładał na szybę mapę terenu z zaznaczonymi ważniejszymi
punktami topograficznymi. Wbrew temu, co mówiła Breanne, Widokówka
okazała się bardzo trafną nazwą. Głównym zadaniem tej placówki była
obsługa górnej stacji pomp dostarczającej wodę do rur akweduktowych
wychodzÄ…cych z Oazy. W zwiÄ…zku z tym ulokowano bazÄ™ na szczycie
stromego urwiska zamykającego niewielki basen pozostałość po
ogromnym kraterze w kształcie wydłużonej misy. Brzegi krateru z biegiem
czasu uległy erozji. Mapa na wyświetlaczu Arda pokazała na lewo masyw
ostrych szczytów, zwany Zaporą, a niedaleko od nich pojedynczy czub o
wstydliwie stosownej nazwie Sutek Molly. Dno krateru było skalistym
pustkowiem, tak bardzo podobnym do całego świata Mar Sary. Ardowi
jednak z jakiegoś powodu przypadło do gustu to surowe piękno.
Droga wiła się w dół stromego zbocza zygzakowatymi trawersami. Ardo
uśmiechnął się na myśl, jak miejscowi cywile musieli powoli i mozolnie
pokonywać ten zdradliwy szlak, zanim dotarli na dno doliny. Marines nie
mieli tego rodzaju kłopotów. Lekceważąc ścieżkę, pognali prosto na sam dół.
Kombinezony bojowe mogły przyjmować na siebie znacznie poważniejsze
obciążenia niż koziołkowanie po skalistym stoku, a żołnierze, którzy je nosili
pomyślał Ardo nie bez satysfakcji byli ulepieni z jeszcze twardszej gliny
niż to, co mieli na sobie.
Pycha... To był głos ojca. Duma wzbiera w duszy tuż przed upadkiem...
Ardo zmarszczył brwi. Poczuł, że potworny ból głowy może lada chwila
wrócić. Lepiej nie myśleć o tamtych sprawach i skupić się na zadaniu.
Po prawej stronie poszybowały cztery vultury pierwszego oddziału. W
normalnej sytuacji pluton wzmacniałyby czołgi oblężnicze albo nawet ze
dwa goliaty. Ardo podejrzewał, że pierwszy oddział przyjechał tu, licząc na
ten ciężki sprzęt. Tymczasem spotkało ich srogie rozczarowanie. Dostali
tylko napowietrzne motocykle, które niedawno sprzątnięto miejscowej
milicji. Były lekkie, szybkie, zwrotne i zapewniały pasażerom równie
skuteczną osłonę, co papierowy kapelusz. Dowódca oddziału, kapral Smith-
puun miał spore trudności z powstrzymywaniem swych zmechanizowanych
żołnierzy, aby mogły za nimi nadążyć dwie pozostałe drużyny, tupiące
pracowicie po dnie doliny.
Trzeci oddział stanowił lewe skrzydło, zaś usytuowana w środku grupa
Arda wyznaczała kurs dla całego plutonu.
Biegli w szeregu. Zciany krateru zaczęły stopniowo przechodzić w płaską
równinę. W górze ryczały silniki Wiedzmy Walkirii. Dysze statku wzbijały
nieprzeniknioną ścianę kurzu, która ciągnęła się za kłębami pyłu
pozostawionego przez oddziały naziemne.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]