[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wszystkie nieoczekiwane słowa. Był chyba pierwszą osobą,
która tak otwarcie z nią rozmawiała. Nie, Sabrina nie czuła do
niego urazy – była oczarowana.
Charley pojechał z powrotem do miasta.
Trzy razy próbował i trzy razy się nie udało. Fakt, że miał do
czynienia z piękną kobietą, która doprowadzała go do szału,
najprawdopodobniej nie miał żadnego znaczenia dla Lucretii
Addison.
Może powinien był podać Sabrinie prawdziwy czwarty powód;
że jeśli ona nie przyjedzie, on straci nie tylko tak bardzo po-
trzebną mu premię, ale także posadę.
Nie, tego nie mógł zrobić. To zabrzmiałoby jak skomlenie o
łaskę.
Oczywiście, Lucretia już na niego czekała. Wprowadziła go do
gabinetu i dopiero tam przemówiła.
– I co? – W jej głosie pobrzmiewało zwątpienie. – Powiedz mi,
co się stało.
– Nic się nie stało. – Nagle potwornie zmęczony, Charley usiadł
w fotelu. – Powiedziała „nie”. Jest zimna jak lód. Nic z tego, co
mówiłem, nie zrobiło na niej wrażenia.
– Czy powiedziałeś jej, jak wiele to dla mnie znaczy?
– Tak.
– Czy powiedziałeś jej, że nie kierują mną ukryte motywy?
53
– Tak.
– Czy powiedziałeś jej, że ją kocham?
– Tak. – Nienawidził się za to, co teraz robił. – Nic nie zadzia-
łało. Nie można jej wzruszyć.
– I to wszystko? Podkuliłeś ogon i uciekłeś?
– Nie podkuliłem ogona.
– Ach, wybacz! – Uniosła brwi. – To tylko taka figura retorycz-
na, Malcolmie. Więc co takiego zrobiłeś, co sprawiło jej przy-
krość?
– Dlaczego uważasz, że...
– Bo powiedziała „nie”, a jestem pewna, że chciała powiedzieć
„tak”. Zawaliłeś sprawę. Opowiedz mi, jak to się stało.
Charley uświadomił sobie, że nadszedł koniec jego kariery. Po-
stanowił przynajmniej odejść z godnością.
– Powiedziałem jej, że jest rozwydrzonym bachorem. Powie-
działem też parę innych rzeczy.
– Nazwałeś... moją... córkę... bachorem... w jej obecności? Ty
idioto!
– Chciała znać prawdę – odparł krnąbrnie. – Mówię, co myślę.
– Ja też. – Jej twarz ściągnął grymas. – Jesteś zwolniony. Wstał.
Odczuwał nawet pewnego rodzaju ulgę.
– W porządku, spodziewałem się tego – powiedział spokojnie.
Jego reakcja najwyraźniej zbiła z. tropu Lucretię.
– Może zmienię zdanie, jeśli wymyślisz coś, co pomoże mi
sprowadzić ją tutaj – stwierdziła. – Czy przynajmniej zasugero-
wała, dlaczego tak postępuje? Czy uważasz, że...
– Nie, nie uważam. – Charley stanowczo, jak sądził, potrząsnął
głową. – Słuchaj, nie pracuję już dla ciebie, więc idę sobie.
Wyglądała na całkowicie zaskoczoną.
– Przecież nie masz jeszcze wystarczająco dużo pieniędzy na tę
wymarzoną restaurację – próbowała go zatrzymać. – Możesz
uniknąć topora, jeśli będziesz ze mną współpracował.
54
Charley patrzył na nią w osłupieniu.
– Skąd wiesz o restauracji? – zapytał. Lucretia była poruszona
jego gwałtowną reakcją.
– Nic nie wiem – odparła. – Zupełnie nic. Często młodzi męż-
czyźni pragną czegoś takiego. Sabrina...
Charley odszedł, nie słuchał jej, ona jednak zawołała go, – Już
wcześniej cię zwalniałam i przyjmowałam z powrotem, ale nie
sądź, że teraz też tak się stanie! Jeśli wyjdziesz przez te drzwi i
nie dasz mi chociaż odrobiny nadziei, że Sabrina przyjedzie...
– Nie możesz mnie zwolnić – zawołał przez ramię. – To ja od-
chodzę.
Wyszedł z budynku Addison Enterprises jako wolny człowiek.
Pomyślał, że może uda mu się zatrudnić w cudzej restauracji.
Sabrina oczekiwała telefonu od Lucretii i się nie zawiodła.
– Jak się masz, kochanie? – zapytała ją matka.
– Doskonale, Lucretio. Co mogę dla ciebie zrobić?
– Mogłabyś powiedzieć, że przyjdziesz na swoje urodzinowe
przyjęcie, ale pewnie proszę o zbyt wiele.
– Nie podlizuj się. To nie pasuje do ciebie.
– Co się stało z twoim poczuciem humoru? Żartowałam tylko.
– Aha.
– Nie wściekaj się na mnie, kochanie – powiedziała. – Wiem, że
ten idiota Malcolm zepsuł ci humor, ale nie wyżywaj się za to
na swojej mamie.
– Rzeczywiście zepsuł mi humor.
Właściwie to od jego odjazdu nie myślała o niczym innym.
Miała cichą nadzieję, że Lucretia znowu go do niej przyśle, ale
rozumiała, że czterokrotne odwiedziny tego samego posłańca to
za wiele nawet jak na jej matkę.
– Dopilnowałam, żeby za to zapłacił zapewniła ją Lucretia. –
Żaden pracownik Addison Enterprises nie będzie zachowywał
55
się bezczelnie wobec mojej córki.
W głowie Sabriny rozległ się ostrzegawczy sygnał.
– Co masz na myśli, mówiąc, że za to zapłacił? – zapytała z
niepokojem.
– Zwolniłam go. I rzeczywiście może zapomnieć o tamtej pre-
mii...
– Jakiej premii?
– Nie mówił ci? Obiecałam mu premię, jeśli przemówi ci do
rozsądku. To było fair.
– Nie powiedział mi. – Więc to był ten czwarty powód. Mal-
colm był biedny i potrzebował tej premii. Może wspomagał fi-
nansowo zniedołężniałą babcię lub opłacał szkołę rodzeństwu?
Serce Sabriny zatrzepotało. Co za szlachetny mężczyzna! W
dodatku nie chciał użyć tego jako argumentu. Był uczciwym,
dobrym człowiekiem, niepodobnym do reszty karierowiczów,
którzy otaczali jej matkę.
W głosie Lucretii nie było śladu wzruszenia, kiedy odezwała się
po chwili milczenia.
– A niby dlaczego miałby ci mówić? To było ważne tylko dla
niego.
– Zwolniłaś więc Malcolma z mojego powodu?
– Oczywiście. – Lucretia wydawała się zdumiona tym pytaniem.
– Sabrino, mogę zwolnić każdego swojego pracownika, jeśli ma
[ Pobierz całość w formacie PDF ]