[ Pobierz całość w formacie PDF ]
otworzyła je szeroko i wskazała na zamek.
- Dziurka od klucza była zatkana. Z grubsza oczyścił ją wcześniej, ale
powiedział, że potrzebuje innego narzędzia i wróci, jak tylko będzie
mógł. Pewnie akurat wrócił dokończyć pracę.
- Dajże spokój. - Quint ukląkł, by zbadać zamek. - Ktoś tu majstrował -
orzekł.
- Pewnie Sophie wepchnęła coś do dziurki. Kto inny mógłby
majstrować przy ...
-Amber, spójrz!
Chwycił ją za ramię i zmusił, żeby się schyliła, aż w końcu nie mogła
nie zauważyć zadrapań i wgnieceń na metalowej płytce.
- No to co? - spytała zdziwiona. - To stary zamek.
-Ale to są nowe zadrapania.
Roześmiała się z widocznym wysiłkiem.
- Skąd o tym wiesz? - Na pewno próbował ją wystraszyć.
- Bo wiem. Widzisz, jak jasne są te rysy na metalu? Ktoś próbował się
tu włamać. Pytanie brzmi: kto i kiedy.
-To na pewno nie był Mizell - upierała się, gorąco broniąc sąsiada. Był
dla niej bardzo miły, dużo jej ostatnio pomagał i nie zamierzała
pozwolić Quintowi, by się nad nim pastwił.
-Amber Brannigan - westchnął Quint. - Ty mnie kiedyś wykończysz.
Chwycił ją w objęcia i znowu pocałował z taką wprawą, że musiała
chwycić się drzwi, by nie upaść. Odwrócił się na pięcie i
przemaszerował przez garaż.
- Quint, zaczekaj! Dlaczego jesteś w smokingu? Zatrzymał się i
odwrócił, szeroko rozkładając ramiona.
- Bo byłem na Balu Mew i nagle poczułem szalone pragnienie, by cię
zobaczyć - oznajmił. - I dobrze się stało. Możesz mówić, co chcesz, ale
ten smarkacz ma złe zamiary.
- Przestańmy już kłócić się na jego temat - zaproponowała
pojednawczo. - Wiem, że próbujesz mi pomóc, i doceniam wszystko, co
zrobiłeś. Ale ...
Przyglądał się jej podejrzliwie.
-Ale co, Amber?
-Ale Sophie chciałaby dostać z powrotem swoje pieniążki.
Przez chwilę wpatrywał się w nią bez słowa. Potem uśmiechnął się z
wyraźną ulgą.
- Dobrze, zobaczę, co się da zrobić. A czy mama Sophie ma jakieś
życzenia, które mógłbym spełnić?
To pytanie uznała za bezczelne. Uniosła dumnie głowę, starając się
wyglądać godnie, co niezwykle trudno osiągnąć, kiedy ma się na sobie
tylko krótką, czerwoną koszulkę nocną.
- Nie, żadnych - oświadczyła. - Może tylko ... może tylko, żebyś
przestał prześladować biednego Mizella.
Quint parsknął śmiechem.
- Nie martw się o biednego Mizella. Jest wystarczająco cwany, żeby o
siebie zadbać.
Odwrócił się i poszedł. Amber z ociąganiem weszła do domu i
zamknęła drzwi.
W poniedziałek Quint większą część dnia spędził na kręceniu się w
pobliżu biura ciotki Octavii, czekając, aż pojawi się Amber. Zgodziła
się, acz niechętnie, jak przyznała Octavia, wpaść do niej wczesnym
popołudniem. Nie mógł przepuścić takiej okazji. Całą niedzielę
zamartwiał się o nią i przeklinał chudzielca z sąsiedztwa. Kilkanaście
razy podnosił słuchawkę, by zadzwonić, i rezygnował. Nie przywykł do
zabiegania o względy jakiejś kobiety. Zazwyczaj było na odwrót.
Naraz Amber wyszła z windy razem z Sophie, a Quinta zamurowało.
Gdyby nie mała, pewnie w ogóle by jej nie rozpoznał. Włosy Amber
były kruczoczarne, a na jej nosie tkwiły ogromne okulary
przeciwsłoneczne, które zasłaniały niemal całą twarz. Oczywiście
matka i córka ubrane były w sukienki firmy "Jedna na Milion" - już
nauczył się rozpoznawać' jej projekty. Czerwień sukienki Amber
kojarzyła się z wozem strażackim. Na jaskrawym tle wiły się ciemne
pędy winorośli. Sophie odziana była w piaskowy beż, przyozdobiony
kolorowymi, malowanymi rybkami. Quint poczekał, aż same do niego
podejdą. Nie mogły go wyminąć, gdyż stał na drodze do biura
Octavii. Powitał je uśmiechem. - Cóż za spotkanie! - zawołał.
- Jestem umówiona z twoją ciotką. - Amber zdjęła ciemne okulary i
schowała do ściąganej sznurkiem torebki z materiału, dopasowanej do
sukienki. Wyglądała na zmęczoną. Czyżby znowu coś się wydarzyło?
Postanowił o nic nie pytać. Nie zamierzał się narzucać, skoro Amber
tak wyraźnie dała do zrozumienia, że nie pragnie poznać go
bliżej. Dlatego ledwo wierzył własnym uszom, kiedy usłyszał swój
głos:
- Nie wyglądasz najlepiej. Coś się stało?
- Nie, to chyba tylko zmęczenie. Przez cały weekend pracowałam nad
dużym zamówieniem od Nicole. - Stłumiła ziewnięcie. - Nie wydarzyło
się nic niepokojącego. .
- No to chwała Bogu. - Uśmiechnął się i zmienił temat. - Miło z twojej
strony, że starasz się udobruchać ciotkę. Dobrze to rozumiem.
Wzruszyła ramionami.
- Nie potrafię grzecznie jej odmówić, kiedy wzywa mnie na audiencję. -
Mocniej ujęła rączkę Sophie, zamierzając iść dalej.
Dziewczynka opierała się.
- Muszę tam iść? Panna Octavia mnie nie lubi.
- Owszem, musisz. I postaraj się nie zaczepiać tym razem Jiggsa,
dobrze? Wiesz, że pannie Sterling to się nie podoba. - Ale ...
- Poczekaj, mam pomysł - wtrącił się Quint.
Obie spojrzały na niego.
- Zgadzam się pełnić rolę niani, gdy ty będziesz rozmawiać z Octavią.
Sophie nadąsała się.
- Nie potrzebuję niani!
- Chciałem powiedzieć, że zaopiekuję się dziewczynką. Co ty na to,
Amber? Mamy w dziale dziecięcym specjalne wystawy, na pewno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]