[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powinna, bezpiecznie w swoim ciepłym łóżku i że w ogóle właśnie jej to wszystko się przytrafiło.
Jakby to wyczuwając - on w ogóle miał obrzydliwy zwyczaj czytania w jej myślach, co doprowadzało Gillian do
furii - Rory powiedział:
- Jeszcze nie jest za pózno. A my nie życzymy sobie niechętnego pasażera na pokładzie. Rejs będzie trudny. Tak
50
więc jeśli się wahasz albo lada chwila zaczniesz żałować swej decyzji, radziłbym ci natychmiast wracać do
Kintyre a. Gdy już wyruszymy, wszyscy będą mieli pełne ręce roboty, nie będzie czasu na nadskakiwanie ci czy
spełnienia każdego kaprysu, a kurs, choć niezbyt niebezpieczny, niesie ze sobą wystarczająco duże ryzyko, więc
nie potrzeba nam piszczących, mdlejących panien, które kręcą się pod nogami i wydają nas strażnikom. Więc?
Postanowiłaś już?
Przywołana do porządku, natychmiast otrzezwiała.
- Nie mam zamiaru ani piszczeć, ani mdleć. A jeśli zostaniecie aresztowani za tę małą wycieczkę, nie stanie się to
za mojÄ… sprawÄ….
- Może, ale znajdziesz się w nieco kłopotliwej sytuacji, gdyby nas schwytano - uśmiechnął się. - Pomyślałaś o
tym?
Głupie pytanie, głównie o tym myślała.
- Sądziłam, że przynajmniej jesteś dobrym przemytnikiem. W przeciwnym razie rzeczywiście byłoby lepiej,
gdybym została w domu - odparła sarkastycznie. - Zakładasz, że was złapią?
- Człowiek nigdy nie zakłada, że go złapią. A jeśli nie uda nam się przechytrzyć strażników na morzu, to
zasługuję na dyby. Tak czy owak, jedno musisz mi obiecać, nim wyruszymy w drogę. Będziesz słuchać wszystkich
moich poleceń. Jeśli ci powiem, że masz się nie ruszać, to masz się nie ruszać. Cokolwiek by się stało, koniec z
udawaniem. Jeśli wypłyniesz, zrobisz to z własnej, nieprzymuszonej woli i niezależnie od tego, jak to wszystko się
skończy, nie będzie potem łez ani oskarżeń. Czy to jasne?
Była zaskoczona i dotknięta, ale może właśnie o to mu chodziło.
- To czyste szaleństwo, ale ufam ci - odparła w końcu cicho. - Cokolwiek by się stało, nie usłyszysz ode mnie
skargi ani wyrzutów. Nie musisz się obawiać.
- Tak, wiem o tym - powiedział nieoczekiwanie.
Po czym jak zwykle, nim zdążyła się rozpromienić słysząc rzadką u niego pochwałę, przyjął rzeczowy ton.
Zachowywał się, jakby obietnica, którą z niej wyciągnął, nie była niczym wielkim, ale Gillian była nieco
przerażona. Przede wszystkim dlatego, że to prawda - uświadomiła sobie nagle. Mądrze czy głupio, ale ufała mu,
inaczej by tu nie przyjechała. I to chyba najważniejsza rzecz w tej pamiętnej nocy.
Wkrótce pojawił się Lachlan z obszernym płaszczem, którym Rory kazał jej się owinąć. Pózniej, podobnie jak za
pierwszym razem, podniósł ją i przeniósł do szalupy, nie dając już szans na zmianę decyzji. Gillian spojrzała w
stronę szybko oddalającego się lądu i próbowała zapanować nad dreszczem przerażenia. Tłumaczyła sobie, że to
nie z tchórzostwa, lecz z zimna; wina deszczu i lodowatego wiatru wiejącego od zatoki. Zresztą, nie było już
odwrotu. Mówiąc obrazowo, z każdym ruchem wioseł, zwiększającym odległość między nią a ziemią, coraz
bardziej paliła za sobą mosty.
Skoro dotarli do statku, Rory darował sobie galanterię i ku wściekłości i upokorzeniu Gillian przerzucił ją sobie
przez ramię i wspiął się po drabince, jakby dziewczyna ważyła tyle, co dziecko. Na szczycie postawił ją na
pokładzie. Nastroszona i zła patrzyła na rozbawione spojrzenia marynarzy, którzy tam czekali na rozkazy kapitana.
Tyle dobrze, że nawet jeśli nie podobała im się jej obecność na statku - do czego mieli prawo, jeśli wziąć pod
uwagę charakter ich zajęć - żaden otwarcie tego nie okazał. Przeciwnie, przyglądali jej się ze skrywaną
ciekawością i grzecznie odwracali wzrok, jeśli przypadkiem na któregoś z nich zerknęła.
Byli to rośli, sympatycznie wyglądający młodzieńcy, schludni i spokojni, tak że, podobnie jak po pierwszej
wizycie na statku, musiała zrewidować swoje wyobrażenia o pirackiej załodze. Najwyrazniej nie znała się na
nowoczesnym szmuglowaniu. Wbrew sobie uśmiechnęła się na tę myśl, bowiem było to chyba jedno z
najgłupszych spostrzeżeń, jakich mogła dokonać w tę noc pełną bezsensownych pomysłów.
Zostawiwszy ją pod opieką Lachlana, Rory zajął się załogą. Poradził dziewczynie, by schroniła się pod
pokładem, gdyż deszcz przybrał na sile, ale ona pokręciła głową i odsunęła się w bezpieczne miejsce na pokładzie,
podczas gdy wokół niej załoga krzątała się przy podnoszeniu kotwicy i odbijaniu od brzegu.
Robili to z wprawą wynikającą z długiej praktyki i Gillian nie mogła powstrzymać podziwu na widok łatwości, z
jaką się poruszali. Z wdzięcznością wtulała się w ciepły płaszcz, bo na morzu rzeczywiście było znacznie
chłodniej; ku swemu zdumieniu przekonała się, że obserwowanie znikającego brzegu i strugi zimnego deszczu na
twarzy sprawiają jej znacznie większą przyjemność, niżby się mogła spodziewać.
Płynęli, co zrozumiałe, bez latami i Gillian dość szybko przekonała się, że z dala od nielicznych świateł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]