[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wolałam, kiedy nazywałeś mnie Glori.
- Cóż, jeśli jeszcze pani nie zauważyła - nie robię już wielu rzeczy, które robiłem
kiedyÅ›.
- Nie zamierzam być jedną z rzeczy, które przestałeś robić - zaśmiała się. - No
dalej, Joe! Co się z tobą stało? Przecież kiedyś było nam ze sobą całkiem dobrze, czyż
nie? Mam w bagażniku trochę piwa. Dlaczego nie mielibyśmy pojechać do mnie i
zabawić się jak za starych, dobrych czasów?
- Dzięki za propozycję, ale nie zamierzam skorzystać. Naprawdę...
- Chodzi o tÄ™ lekarkÄ™, mam racjÄ™?
- Co takiego?
- Czy naprawdę wierzysz, że taka kobieta jak doktor Peterson mogłaby
kiedykolwiek zainteresować się kimś takim jak ty?
Joe zamierzał odjechać, ale Glorietta wcisnęła głowę przez otwarte okno
samochodu.
- Oszukujesz sam siebie, jeśli myślisz, że interesujesz ją choć trochę bardziej niż
którykolwiek z jej pacjentów. Panna Doskonała myśli tylko o swojej pracy! Aż dziwne,
że jeszcze nie urosły jej skrzydła, a nad głową nie pojawiła się aureolka!
Słowa, których starał się nie słyszeć, kołatały się po jego głowie jak echo.
A jeśli Glorietta miała rację? Jeśli Mallory rzeczywiście nie myślała i nigdy nie
pomyśli o nim poważnie? Wtedy wszystko, co robił, nie miało żadnego sensu. Całe
jego życie traciło sens.
- Powinna pani wrócić do domu i trochę się przespać!
- A co? Chcesz mnie podwiezć? - Zadzwoniła przed jego nosem swoimi
kluczykami. - Jestem, jak widzisz, pod wpływem alkoholu. Mogę stanowić zagrożenie
dla siebie i dla innych, czy nie?
Wszystko, o czym marzył, to znalezć się jak najszybciej w domu i móc
porozmawiać w końcu z Mallory.
- No, dalej, Joe! Bądz bohaterem! Zabierz mnie do domu! - Kobieta zatoczyła
siÄ™, omal nie przewracajÄ…c siÄ™ na jezdniÄ™.
80
S
R
Do diabła, nie mógł jej przecież tak zostawić. Inaczej rzeczywiście gotowa była
zrobić krzywdę sobie lub komuś innemu.
- Wsiadaj! - rzucił, nie patrząc nawet w jej kierunku.
Uszczęśliwiona Glorietta wypiła ostatni łyk piwa i rzuciła butelkę za siebie.
- No nareszcie, skarbie - westchnęła, ładując się obok niego i opierając głowę na
jego ramieniu. - Jestem tak zmęczona, że nie marzę o niczym innym, jak tylko o tym,
byś zabrał mnie prosto do łóżka.
Mallory zerknęła na zegarek. Było nawet o wiele pózniej, niż się spodziewała.
Gdzie, do diabła, podziewał się Joe? Nawet jeśli napisał test jako ostatni i
zaczekał, aż nauczyciel sprawdzi wszystkie prace, już dawno powinien być z
powrotem. Zajrzała do Chloe. Dziewczynka spała spokojnym, beztroskim snem. Na
odgłos otwieranych drzwi, Celestian, śpiący w nogach łóżka, uniósł głowę.
- Dobry piesek. - Mallory pogłaskała zwierzę po głowie. - Pilnuj Chloe i
odpędzaj od niej wszystkie złe duchy.
Celestian warknął cicho, jakby doskonale rozumiał, o czym mówiła.
Wróciła do kuchni i przyszykowała sobie szklankę wody.
Joe, gdzie jesteś? - powtórzyła w duchu już po raz setny tego wieczora.
Ciekawa była, jak poszedł mu test. Przygotowywał się przecież tak solidnie...
Nagle za oknem rozległ się warkot silnika. Joe parkował na podjezdzie.
Mallory ponownie zerknęła na zegarek Było grubo po północy.
- Przepraszam, że wracam tak pózno - odezwał się Joe, stając w progu.
- Nie ma sprawy - odpowiedziała, podnosząc się z miejsca i zbierając swoje
rzeczy.
Gdy przechodziła obok niego, nieoczekiwanie poczuła jakiś dziwnie znajomy
zapach. Jednak tym razem zdecydowanie nie były to róże. Joe pachniał piwem i tanimi
damskimi perfumami.
W pierwszej chwili chciała natychmiast się dowiedzieć, gdzie spędził ostatnie
trzy godziny, wypytać dokładnie, co robił. Na szczęście powstrzymała się.
Joe Mitchum był dorosłym, wolnym mężczyzną. Jeśli chciał świętować swój
sukces z kimś, kto kupuje perfumy w tanich drogeriach, miał do tego pełne prawo i w
żadnym razie nie było to jej sprawą.
Szkoda tylko, że stare przyzwyczajenia wzięły nad nim górę. Gorące kobiety i
zimne piwo. Dwa kroki do tyłu w ambitnym programie samodoskonalenia, pomyślała z
goryczÄ….
81
S
R
- Dobranoc, Joe - pożegnała się, przełykając łzy. Nie mogła płakać. Nie z
powodu Joego.
- Nie chcesz wiedzieć, jak poszedł mi test? - zagadnął.
- Nie teraz. Jest już naprawdę pózno. Muszę iść.
- Dostałem piątkę z plusem - rzucił za nią, próbując ją zatrzymać.
- Moje gratulacje! - odkrzyknęła, nie oglądając się za siebie.
Jeszcze przez chwilę stał rozczarowany w drzwiach wejściowych, patrząc za
oddalajÄ…cÄ… siÄ™ drobnÄ… postaciÄ… Mallory.
Tyle zamierzał jej powiedzieć. I tak wiele spodziewał się usłyszeć.
Dzisiejszego wieczora urzeczywistniło się przecież jedno z jego marzeń. Miał
ogromną nadzieję, że choć w części było ono również i jej marzeniem.
Tymczasem Mallory wsiadła do samochodu i przekręciła kluczyk w stacyjce.
Słyszała, jak Joe wołał za nią, lecz nie miała najmniejszego zamiaru wysłuchiwać jego
kłamstw i fałszywych zapewnień.
Nie mogła przecież dopuścić do tego, by jej serce rozpadło się na drobne
kawałeczki.
82
S
R
ROZDZIAA DWUNASTY
- Pss, Joe, obudz się, musimy porozmawiać. Wytrącony z głębokiego snu Joe z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dancemix1234.keep.pl