[ Pobierz całość w formacie PDF ]
o wyprawach, w których wzięła udział.
Komendantko zagaił. Czy mogę spytać, skąd mamy pewność, że wezwanie nie jest
pułapką zastawioną przez któregoś z naszych wrogów?
Wezwania pomocy sÄ… szyfrowane, podobnie jak wszystkie chronotelegramy
odpowiedziała, zerkając na konstantor. Ale, rzecz jasna, nigdy nie ma stuprocentowej
pewności.
Jupitus zilustrował tę wypowiedz, wyjmując pistolety ze skrzyni za kolumną steru.
Wręczył po jednym Gallianie i doktorowi Chatterju, ale Jake a pominął.
Wszyscy mają być uzbrojeni, panie Cole oznajmiła komendantka chłodnym tonem.
Jupitus podał chłopcu pistolet.
Tylko na wszelki wypadek, rozumiesz?
Jake skinął głową.
Kiedy trzy złote pierścienie konstantora zaczęły się zrównywać, załoga wzmogła
czujność, przepatrując ocean w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów statku w opałach. Przez
Atlantyk toczyły się potężne fale. Nagle Jake, obserwujący ze sterburty, usłyszał cichy gwizd.
Rozejrzał się wokół, potem wpatrzył się w ciemną wodę. Tajemniczy dzwięk przybierał na sile
i ostrości.
Coś tu jest! zawołał Jake i Jupitus z Chatterju podbiegli do relingu.
Na ich oczach morze przed statkiem zakipiało bąblami, a potem powierzchnia wody
zapadła się nagle, tworząc podłużne zagłębienie: odcisk kadłuba, który jeszcze nie zdążył się
w pełni zmaterializować. Jake a przeszedł dreszcz lęku.
Jupitus i Chatterju odciągnęli kurki. W twarze uderzył ich gwałtowny podmuch, rozbłysło
widmowe światło i w szum wiatru wdarły się okrzyki i skrzypienie drewnianych wiązań to
jednostka nagle nabrała kształtu, wypełniając sobą pustkę.
Był to nieduży jacht, o połowę mniejszy od ich statku. Z całą pewnością nie był to
Escape z rodzicami Jake a na pokładzie. Ale do kogo należał?
Ster lewo na burt! krzyknÄ…Å‚ Jupitus do komendantki, obawiajÄ…c siÄ™ kolizji.
Posłuchała go i Tulipan w ostatniej chwili odbił w lewo, niemal ocierając się burtą
o jacht.
Jake spostrzegł, że przybysz ma kłopoty. Dziób szedł pod wodę, a fale przelewały się nad
potrzaskanymi belkami pokładu. Mężczyzna w płaszczu z wysokim kołnierzem, najwyrazniej
jedyna osoba na pokładzie, stał na szeroko rozstawionych nogach i wołał o pomoc, starając się
przekrzyczeć wichurę. Był mniej więcej w wieku Galliany po pięćdziesiątce, jak oceniał Jake
i miał posturę poszukiwacza przygód. Pomimo wieku jego gęste, jasne włosy, które wydały się
Jake owi dziwnie znajome, nie nosiły śladu siwizny. Z pewnością mężczyzna nie był wrogiem,
bo Jupitus i Chatterju natychmiast porzucili broń.
Jupitus bez wahania wspiął się na reling i skoczył ponad spienioną wodą na uszkodzony
jacht. Wylądował ciężko, ślizgając się po przechylonym pokładzie w stronę mężczyzny. Jake
usłyszał, jak woła do żeglarza:
Wszystko w porzÄ…dku? Nic ci nie jest?
Mężczyzna wskazał na swoją rękę, dając do zrozumienia, że jest złamana.
JesteÅ› sam?
Stanowcze skinienie głową.
Jupitus objął go ramieniem i poprowadził w górę pokładu, wołając do Chatterju, aby
rzucił im linę. Jake spostrzegł, że pod zdrowym ramieniem mężczyzna ściska skórzaną aktówkę.
Kto to jest? spytał komendantkę.
Nie odpowiedziała od razu, wpatrzona w przybysza w oszołomieniu.
To Isaksen. W jej tonie pobrzmiewał niepokój. Caspar Isaksen Senior. Albo Fredrik,
jak go nazywamy.
Jake wytrzeszczył oczy. Nazwisko Isaksen przejęło go dreszczem. Senior był głową
sławnego rodu producentów atomium i ojcem podwójnego agenta Caspara Juniora to dlatego
Jake rozpoznał blond czuprynę.
Co on tutaj robi? mruknęła Galliana. Od dwudziestu lat nie opuszczał Szwecji.
Jupitus szykował się do wciągnięcia Isaksena na pokład Tulipana , kiedy nagle rozległa
się seria trzasków pękających klepek. Jacht złamał się na pół i błyskawicznie zatonął, omal nie
wciągając obu mężczyzn pod wodę. Jupitus uchwycił się liny gubiąc cylinder, który zakręcił się
w wirze i zniknął ale Isaksen stracił równowagę i wpadł do wody. Jupitus w ostatniej chwili
sięgnął w dół i złapał go za złamaną rękę, sprawiając, że Isaksen zawył z bólu. Naprężając
ścięgna do granic wytrzymałości, Jupitus zdołał utrzymać ciężar, podczas gdy Jake i Chatterju,
zapierając się stopami o burtę, wciągnęli obu na pokład. Kiedy ranny Szwed gramolił się przez
reling, skórzana aktówka wysunęła mu się spod pachy i spadła do morza.
Nie! ryknął Isaksen. Ratujcie ją! Musicie ją wyciągnąć! Wyglądał tak, jakby
chciał skoczyć z powrotem do wody.
Jake zadziałał pod wpływem impulsu. Wskoczył na reling i rzucił się głową w dół
w spienione fale. Najpierw zimno odebrało mu oddech, potem oślepił go mrok. Ale wiedział,
gdzie spadła aktówka. Natrafiwszy dłonią na jej pasek, pochwycił go i z całej siły odbił się
w górę. Dwukrotnie wir wsysał go pod wodę, jednak w końcu Jake wydostał się na powierzchnię.
Pozostali, nawołując z Tulipana , rzucili mu koło ratunkowe. Jake wczepił się w nie
i został wywindowany na pokład.
Stał, dygocąc z zimna i pozwalając, by Galliana opatuliła go kocem.
To był bardzo odważny czyn, młody człowieku wyszeptała mu do ucha, z oczami
błyszczącymi dumą. Czyn godny nazwiska Djones.
James wyszczerzył zęby w uśmiechu. Warto było zaryzykować, choćby dla usłyszenia
tych słów. Wręczył jej skórzaną aktówkę, po czym komendantka podeszła do Isaksena, który
siedział na skrzyni, podczas gdy doktor Chatterju ostrożnie badał mu ramię, sprawdzając, gdzie
jest złamane.
Witaj, Fredriku powiedziała. Muszę przyznać, że jesteś ostatnią osobą, której się
spodziewałam.
Isaksen podniósł na nią wzrok i chrząknął cicho.
Znasz doktora Chatterju, rzecz jasna. I Jupitusa.
Mi& minęło sporo czasu wykrztusił chrapliwie mężczyzna.
Chłopiec, który uratował twój bagaż powiedziała Galliana, wskazując Jake a to Jake
Djones.
Na dzwięk tego nazwiska Isaksen wyraznie się ożywił. Przeniósł wzrok na chłopca
i przyjrzał mu się uważnie, po czym uśmiechnął się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]