[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdołał zastrzelić w czasie swej pierwszej myśli-
wskiej wyprawy do lasu. Wszystko to wtrąciło obu
braci w taką zgryzotę i rozpacz, że niebawem op-
uścili dwór. Wreszcie jest też pewne, że mistrz
Abraham nie tylko swoimi fantasmagoriami, ale
również poważaniem, jakie sobie w coraz więk-
57/156
szym stopniu umiał pozyskać u księcia, zdu-
miewał dwór, miasto i kraj.
O sztukach dokazywanych przez mistrza
Abrahama wyżej wspomniany dziejopis rodu
Ireneuszowego donosi tak niewiarygodne rzeczy,
że nie można ich powtórzyć bez narażenia się na
utratÄ™ zaufania Å‚askawego czytelnika. Ów majster-
sztyk zaś, który dziejopis uważa za najbardziej za-
gadkowy, twierdząc o nim nawet, że jest dostate-
cznym dowodem niebezpiecznego kontaktu mis-
trza Abrahama z nieznanymi, niesamowitymi mo-
cami, nie jest niczym innym jak sztuczkÄ… akusty-
czną, która pózniej pod nazwą niewidzialnej
dziewczyny" narobiła tyle hałasu. Mistrz Abraham
już wtedy umiał pokazać ją w formie bardziej fan-
tastycznej, znaczącej i przejmującej, niż
uczyniono to kiedykolwiek pózniej. Poza tym
chodziły też słuchy, że sam książę urządza z mis-
trzem Abrahamem pewne magiczne próby, co do
celu których damy dworu, dworzanie i inne osoby
snuli na wyprzódki głupie, bezsensowne przy-
puszczenia. Wszyscy zgadzali się z tym, że mistrz
Abraham uczy księcia sztuki robienia złota - co
należało wnosić z dymu wydobywającego się
niekiedy z laboratorium - oraz że wprowadził go
na rozmaite pożyteczne zebrania duchów. Dalej
wszyscy byli przekonani, że książę nie zatwierdzi
58/156
nowego burmistrza w miasteczku, a nawet nie uz-
na podwyżki dla nadwornego palacza bez zasięg-
nięcia rady u Agatodemona, spiritum familiarem
albo gwiazd.
Kiedy stary książę umarł i Ireneusz objął po
nim rządy, mistrz Abraham opuścił kraj. Młody
książę, który nie odziedziczył ani śladu skłonności
ojca do niezwykłości i cudowności, pozwolił mu
wprawdzie wyjechać, ale niebawem zrozumiał, że
magiczne siły mistrza Abrahama nadają się
znakomicie do ujarzmienia pewnego złego ducha,
nazbyt chętnie goszczącego na małych dworach,
mianowicie piekielnego ducha nudy. Poza tym w
umyśle młodego księcia głęboko zakorzeniło się
również owo poważanie, jakim u jego ojca cieszył
się mistrz Abraham. Bywały chwile, kiedy książę
Ireneusz odnosił wrażenie, że mistrz Abraham jest
istotÄ… nieziemskÄ…, wyniesionÄ… ponad wszystko, co
ludzkie, choćby nie wiedzieć jak wysokie zaj-
mowało stanowisko. Mówią, że to zupełnie osobli-
we wrażenie wywodzi się z pewnego krytycznego,
niezapomnianego momentu z młodych lat księcia.
Będąc chłopcem, wtargnął raz w dziecinnej, na-
trętnej ciekawości do pokoju mistrza Abrahama i
połamał z głupoty małą maszynkę, którą mistrz
z wielkim trudem i nakładem kunsztu dopiero
ukończył. Mistrz zaś, rozgniewany niszczycielską
59/156
niezgrabnością, wymierzył książęcemu smarkac-
zowi tęgi policzek i wyprowadził go z pokoju na
korytarz z pewnym niezupełnie łagodym poś-
piechem. Wśród łez panicz umiał jedynie z trudem
wykrztusić: - Abraham... soufflet... , tak że przer-
ażony ochmistrz uznał, iż zbyt ryzykowne byłoby
zgłębianie straszliwej tajemnicy, której ośmielał
się domyślać.
Książę czuł gorącą potrzebę zatrzymania mis-
trza Abrahama jako sprężyny ożywiającej mach-
inę dworską, ale bezskuteczne były wszystkie
starania o powrót mistrza. Dopiero po owym fa-
talnym spacerze, kiedy to książę Ireneusz zgubił
swoje państewko i urządził chimeryczny dwór w
Sieghartsweiler, zjawił się także znowu mistrz
Abraham i w istocie nie mógł przybyć bardziej w
porę. Poza tym bowiem, że
(d.c.M.)
dziwnego
zdarzenia, które - by się posłużyć zwykłym
określeniem inteligentnych biografów - dokonało
pewnego przełomu w moim życiu.
Czytelnicy! Młodzieńcy, mężczyzni, niewiasty,
którym pod futrem bije czułe serce, którzy macie
zrozumienie dla cnoty i znacie lube więzy, jakimi
60/156
przyroda nas omotuje, wy mnie zrozumiecie i
pokochacie!
Dzień był upalny; przespałem go pod piecem.
Teraz zapadał zmierzch i chłodny wiatr wnikał
przez otwarte okno do pokoju mego mistrza. Ock-
nąłem się ze snu, pierś ma wezbrała, przepojona
nie nazwanym uczuciem, które będąc jed-
nocześnie cierpieniem i rozkoszą, budzi najsłod-
sze przeczucia. Obezwładniony nimi, podniosłem
się wysoko, owym ruchem pełnym wyrazu,
nazwanym przez oschłego człowieka kocim wy-
ginaniem grzbietu. Wydostać się, wyrwać się na
łono przyrody! Toteż udałem się na dach i
przechadzałem się w promieniach zachodzącego
słońca. Wtem usłyszałem jakieś dzwięki ze
strychu, tak Å‚agodne i swojskie, tak znajome i
wabiące, a coś obcego mi ciągnęło mnie na dół
z nieprzepartą mocą. Porzuciłem piękną przyrodę
i wśliznąłem się na strych przez małe okienko
w dachu. Zeskoczywszy zauważyłem niebawem
dużą, piękną kotkę w białe i czarne łaty, która
siedząc wygodnie na tylnych łapach wydawała z
siebie owe wabiące dzwięki, błyskając ku mnie
badawczym okiem. Natychmiast usiadłem naprze-
ciw niej i dążąc za głosem wewnętrznym,
próbowałem podjąć pieśń zaintonowaną przez ła-
ciatą. Nad wyraz mi się to udało, jak trzeba przyz-
61/156
nać, i od tej chwili datuje się - co notuję tu dla psy-
chologów studiujących mnie i moje życie - wiara w
mój wrodzony talent do muzyki, a z wiarą również
i sam talent. Aaciata spoglądała na mnie coraz
bystrzej i częściej. Nagle zamilkła i wielkim susem
skoczyła ku mnie. Nie spodziewając się niczego
dobrego, wystawiłem pazury, lecz w tym momen-
cie łaciata krzyczy, roniąc rzęsiste łzy z oczu: -
Synu, o synu! pójdz! Zpiesz w me łapy! - A potem
ściskając mnie i przytulając serdecznie do piersi: -
Tak, to ty, tyÅ› moim synem, moim dobrym synem,
którego urodziłam bez szczególniejszego bólu!
Czułem się do głębi poruszony i już samo to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]