[ Pobierz całość w formacie PDF ]

W poniedziałek spózniła się dwadzieścia minut do
firmy. Wszystko dlatego, że leżąc w łóżku, zastana­
wiała się, co będzie robić po wyjezdzie Roba. Jakoś
nic nie przychodziło jej do głowy. Wiedziała tylko,
że zaszyje się w swoim domu i będzie długo, długo
płakać.
Praca jej nie szła. Przed oczami pojawiały się sceny
ich spotkań. Z bólem przypominała sobie, że czeka ich
ostatnia wspólna noc. W końcu nie mogła wytrzymać.
Odłożyła papiery i spojrzała na zegarek. Była za
dziesięć jedenasta. Od ostatniego spotkania z Robem
NIEZNAJOMY " 167
minęło dwanaście godzin. Nic się nie stanie, jeśli
wezmie wolne i odwiedzi Liz i jej brata. Będzie też
mogła przy okazji zobaczyć małego Jonathana.
Przy wyjściu niemal zderzyła się z Robem. Nigdy
wcześniej nie widziała go w mundurze. Wyglądał
w nim wspaniale, ale jej serce ścisnęło się z bólu.
Dystynkcje, biała koszula, gapa - to wszystko było
zapowiedziÄ… rozstania. Rob zdjÄ…Å‚ czapkÄ™ i zaczÄ…Å‚
ją niepewnie obracać w dłoniach. Minę miał przy
tym nietÄ™gÄ…, jakby przyszedÅ‚ ze szczególnie zÅ‚Ä… wia­
domością.
- Co się stało? - spytała bez wstępów.
- Dziś rano dowiedziałem się, że zginął mój kolega
- powiedział dziwnie zmęczonym głosem. - To stało
się nad Nowym Meksykiem. Zepsuł mu się radar.
Sabrina aż się zachwiała. Przecież za parę dni Rob
także będzie narażony na podobne niebezpieczeństwa.
Nagle coś sobie przypomniała.
- Ależ tak! Słyszałam o tym w radiu, jadąc do pracy
- powiedziała. - Jeden z tych wypadków, za które
nikt nie ponosi odpowiedzialności.
- Właśnie - przytaknął Rob.
- Dobrze go znałeś?
- Byliśmy razem w szkole lotniczej.
Sabrina poczuła ulgę. Nie wiedzieć czemu bała się,
że Rob zginie w katastrofie lotniczej. To, że zginął jego
kolega, zmniejszało prawdopodobieństwo wypadku.
Spojrzała na Julię, która patrzyła na Roba z niemym
podziwem, i zaproponowała, żeby wszedł do niej.
- Zdaje się, że gdzieś wychodziłaś - zauważył, ale
ona tylko machnęła ręką.
- Nic ważnego.
- Bardzo mi przykro - powiedziała, kiedy znalezli
się w środku.
168 " NIEZNAJOMY
Rzeczywiście zrobiło jej się przykro. Zwłaszcza że
tak łatwo pogodziła się ze śmiercią nie znanego
lotnika. Być może na niego też ktoś czekał i kochał go
tak samo, jak ona Roba.
- To nie wszystko. - Wciągnął głęboko powietrze.
- Muszę wyjechać już dzisiaj, Brie.
Sabrina zachwiała się.
- Ale przecież... Myślałam...
Pokręcił przecząco głową.
- W środę odbędzie się pogrzeb. Obiecałem, że
wezmÄ™ w nim udziaÅ‚ i polecÄ™ z jeszcze trzema ku­
mplami na F-15. - SpojrzaÅ‚ na niÄ… przepraszajÄ…­
co. - Dowództwo zgodziło się przesunąć mój wyjazd
do Europy.
Sabrina usiadła na biurku. W głowie miała zupełny
mętlik.
- Więc dlaczego wyjeżdżasz dzisiaj? - spytała.
- Muszę się zobaczyć z żoną Toma - odparł. - Jest
podobno w strasznym stanie.
- Był żonaty?
- Tak. Przed rokiem urodziły mu się blizniaki.
Dwie gorÄ…ce Å‚zy popÅ‚ynęły po jej policzkach. Sab­
rina aż przygarbiła się pod ciężarem urojonej winy.
- Biedna kobieta.
Nagle dotarło do niej, że być może po raz ostatni
widzi Roberta. Za pierwszymi Å‚zami popÅ‚ynęły na­
stępne.
- Kiedy wyjeżdżasz? - spytała.
Spuścił głowę.
- Gordon czeka na dole, żeby zawiezć mnie na
lotnisko - odrzekÅ‚. - Mam samolot za półtorej go­
dziny.
Odwróciła się w stronę okna. Nie chciała, żeby
widział jej łzy.
NIEZNAJOMY " 169
- Wobec tego powinieneś się spieszyć.
Rob miaÅ‚ ochotÄ™ podejść i uÅ›cisnąć jÄ… na pożeg­
nanie.
- Zawsze mieliśmy mało czasu.
Wyjęła chusteczkę z kieszeni kostiumu i zaczęła
pracowicie wycierać oba policzki.
- Teraz nie mamy go wcale - zauważyła.
- Wiem. Ale bardzo mi trudno ciÄ™ opuÅ›cić - po­
wiedział.
Sabrina nie wątpiła w szczerość tych słów. Cóż
jednak mogła zrobić? Zerknęła przez ramię. Rob
w dalszym ciągu stał przy jej biurku. Zaciskał pięści,
jakby siÄ™ przed czymÅ› hamujÄ…c. Pewnie chciaÅ‚ powie­
dzieć, jak bardzo go rozczarowała. Inna z pewnością
rzuciłaby wszystko i pojechała za nim.
Obróciła się w stronę Roba.
- Jesteś piękna - powiedział.
Patrzył na nią tak, jakby chciał na zawsze utrwalić
sobie jej twarz w pamięci. Sabrina z trudem przełknęła
ślinę.
- Daj spokój - westchnęła. - Pewnie tusz mi się
rozmazał.
Robert dotknÄ…Å‚ delikatnie jej twarzy. Istotnie na
palcu wskazującym pojawiła się niewielka plamka.
- Już jesteś czysta. I jak zawsze piękna - dodał
z rozbrajającym uśmiechem.
Sabrina nie wiedziała, co odpowiedzieć.
- Uważaj na siebie - ciągnął Rob. - Staraj się nie
przepracowywać. Dbaj o to, żeby mieć w życiu choć
odrobinę radości.
Na jej pobladłej twarzy na chwilę pojawił się
uśmiech. Zgasł jednak szybko, jak płomyk na wietrze.
- Ty też uważaj na siebie. - W tych sÅ‚owach zawar­
ła całą troskę o niego.
170 » NIEZNAJOMY
Rob domyślił się chyba, o co jej chodzi. Posmutniał
jeszcze bardziej i skinął głową.
- Nie przejmuj siÄ™. Jestem dobrym pilotem.
- I nie pij za dużo niemieckiego piwa, bo zrobisz się
gruby jak beczka - próbowała żartować.
Obmacał dłonią płaski, dobrze umięśniony brzuch.
Nie było na nim ani grama tłuszczu.
- Na pewno nie utyję - powiedział. - Będziesz
mogła sprawdzić, kiedy przyjadę na urlop.
Po twarzy dziewczyny przemknął cień.
- Ja... - zawahała się. - Dobrze.
- I odwiedzaj czasami Liz - poprosiÅ‚. - ChciaÅ‚­
bym, żebyście zostały przyjaciółkami.
- Zobaczymy - szepnęła.
Wiedziała jednak, że nie wybierze się do Liz. Nie
chciała kontaktować się z nikim z jego rodziny.
Francuzi mówią, że żegnać się, to trochę tak jak
umierać, a Sabrina nie chciała umierać na raty.
Rob wciągnął głęboko powietrze i zbliżył się do
niej.
- MuszÄ™ już iść - powiedziaÅ‚. - Czy mogÄ™ ciÄ™ po­
całować na pożegnanie?
Skinęła głową. Azy nabiegły jej do oczu i potoczyły
siÄ™ jak groch po policzkach. WziÄ…Å‚ jÄ… w ramiona
i zaczął całować.
- Nie płacz, Brie - prosił. - Nie powinnaś być;
smutna.
Zamknęła oczy.
- Dobrze. Do zobaczenia.
Jeszcze raz poczuła jego usta. Przytuliła się do niego
mocno. W ciągu ostatnich dwóch tygodni Rob stał się
dla niej całym światem. Nawet praca zeszła na dalszy
plan. Czy może pozwolić sobie na to, by stracić cały
świat?
\
NIEZNAJOMY " 171
- Pojadę z tobą - zaczęła szeptać gorączkowo.
- Zamknę biuro. Zaczekaj, zaraz wszystko załatwię.
Zaczekaj tylko chwilÄ™.
Rob chwycił ją za ramiona i spojrzał w zapłakane
oczy.
- Nie, Brie. Nie jesteś jeszcze gotowa. Zastanów się
nad tym dobrze i przyjedz, jeśli naprawdę będziesz
pewna, że chcesz. Będę czekał, kochanie.
Sabrina opanowała się trochę, chociaż łzy spływały
nieprzerwanym strumieniem po policzkach. Tym ra­
zem rzeczywiście rozmazała sobie tusz po całej twarzy.
Nie przejmowała się tym jednak. Ani ona, ani Rob,
któremu pobrudziła mundur. Przez chwilę całowali się
w milczeniu, wreszcie Rob oderwał się od jej ust.
Wahał się przez chwilę, ale w końcu podszedł do drzwi.
- Rob! - krzyknęła.
Wolno nacisnął klamkę. Sabrina osunęła się na
skórzany fotel.
- Bardzo cię kocham. Będę czekał - powiedział na
koniec i wyszedł, zostawiając otwarte drzwi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dancemix1234.keep.pl