[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Co, co powiedziała? - zaszumiało w sypialni.
- Długo przyglądała się mojej dłoni - zaczęła pani Róża. - A potem podniosła wzrok i równie
długo patrzyła na mnie. Byłam zdenerwowana, bałam się, że powie mi coś strasznego, na
przykład wywróży staropanieństwo. Ale po chwili szepnęła: "wkrótce wyjdziesz za mąż... nie
będziesz jednak szczęśliwa, o nie... I owdowiejesz... a wówczas..." Znowu milczała, a mnie
głośno biło serce. "Co będzie wówczas?" - nie mogłam dłużej czekać, musiałam wiedzieć.
"Wówczas będziesz więcej niż królową".
Pani Róża dawno skończyła swą opowieść, a słuchaczki wciąż nie kwapiły się jakoś do
rozmowy.
- To, co przepowiedziała ci o wdowieństwie, to, niestety, może się sprawdzić - przerwała
milczenie pani de Custine. - Ale reszta...
- Reszta to wymysł murzyńskiej czarownicy - stwierdziła ze śmiechem młodziutka panna de
Vergennes, podążając w stronę swego łóżka. - Bardzo to wszystko ładne, ale co nam z tego?
Nam... Może wcale już nie będzie królów we Francji... a my... - szloch zamknął śmiejące się
usta i panna de Vergennes łkając ukryła twarz w poduszce.
- Biedny generał! - westchnęła księżna de Coigny. - Jest tak pełen nadziei na uwolnienie.
CiÄ…gle pisze listy do Konwentu.
- Właściwie dlaczego został aresztowany? - dopytywała się Tekla. - Sam przecież mówił, że
jako członek Zgromadzenia Narodowego spełniał ważne misje. To Republika postawiła go na
czele Armii Renu, mianując generałem. Tak mówił mi wczoraj pan de La Roche. Nie przyszedł
jednak na pomoc oblężonej Moguncji. Miasto musiało kapitulować, a generał podał się do
dymisji. Pan de La Roche mówił także...
- Przez pana de La Roche przemawia zawiść - zauważyła cierpko pani de Beaulieu, która
należała do wielbicielek generała. - Udało się niektórym z nas utrzymać na fali, by uratować
to, co można jeszcze było ocalić. Niestety, choć Bar~ere i Tallien stanęli w jego obronie,
Konwent nie darował mu utraty Moguncji.
- Pan de La Roche sądzi... - upierała się Tekla.
- Zostaw w spokoju pana de La Roche - zniecierpliwiła się pani de Custine. - To antypatyczny
pyszałek.
Tekla była innego zdania. Pan de La Roche o wiele bardziej jej się podobał niż generał de
Beauharnais. Zamilkła jednak, nie chcąc sprawiać przykrości pani Róży, która tyle jej
okazywała dobroci. Ostatecznie generał był jej mężem i choć od kilku lat - jak się dowiedziała
- mieszkali oddzielnie - łączyły ich dzieci.
* * *
Ponurość klasztornych cel i więziennych korytarzy stała się bardziej przygniatająca, a
zamknięcie trudniejsze do zniesienia, gdy za brudnymi szybami rozkwitła wiosna.
Tekla chodziła od okna do okna i mimo krat oddzielających ją od tak przecież bliskiego
ogrodu karmelitów, wchłaniała widok młodej zieleni, czując nieledwie zapach ziemi i
barwiących trawniki kwiatów.
Jak tam teraz jest w Czarnobylu i w Młynowie? - myślała wspominając drzewa parku,
ulubione zakÄ…tki, spacerowe drogi.
Czarnobyl... Miejsce urodzenia Różyczki... Mówiono, że to ziemia przeklęta. Tak szeptała
służba. Wujenka, choć nazywała to "ciemnym przesądem" i gniewała się, gdy ktoś tak
wspominał o Czarnobylu, wolała jednak Młynów i tam obrała swoją rezydencję.
Młynów... Czy jeszcze zobaczy to miejsce? Pałac... I swój pokój w bocznym skrzydle
pierwszego piętra... Z oknami od wschodu, z perspektywą bukowej alei i altaną oplecioną
powojem u końca? Czy zobaczy?
Zaciskała ręce i połykała łzy. Wstydziła się płakać wobec tych obcych, którzy śmiało patrzyli
śmierci w oczy, kpiąc z gilotyny i nie myśląc wcale o Bogu.
Może jednak pani Róża trochę ją rozumiała. Ona też była tu obca, pochodziła z jeszcze
dalszych stron niż ona, Tekla.
Ona jedna miewała chwile zadumy i żalu. Za czym? Czy za przeszłością? Może za dziećmi, bo
mąż, jak słyszała, nie uszczęśliwił jej nawet cieniem uczucia.
Wówczas to, tej tragicznej wiosny, gdzieś w drugiej połowie kwietnia, czyli żerminala
według rewolucyjnego kalendarza, do karmelitów przywieziono nowego więznia.
Gdy go wprowadzono do refektarza, oczy wszystkich kobiet przylgnęły do tego
jasnowłosego olbrzyma o nieledwie dziewczęcej urodzie.
- Generał Hoche - szept wionął po sali, Hoche, żołnierz Republiki, o którym mówiono, że był
równie młody jak Rewolucja, a mocny jak lud.
Tekla słyszała o nim, cała Francja go znała, podziwiała głównodowodzącego Armią Mozeli i
Renu, który mając dwadzieścia pięć lat stanął na najwyższym szczeblu wojskowej drabiny.
Piękny był ten młody bóg wojny. Przy jasnych włosach czarne oczy - szczyt oryginalności. A
[ Pobierz całość w formacie PDF ]