[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nikim innym.
- Czy zostanę rzucona rekinom na pożarcie, jeśli złamię tę zasadę? - zażartowała. Ale
przestała uśmiechać się drwiąco, gdy Dillon zrobił krok w jej stronę.
- Nie rób tego, Laine. - Objął dłonią jej szyję. - Nie mam zbyt dużej wprawy w
zachowywaniu powściągliwości.
Zbliżyła się do niego, czując gwałtowną, niepohamowaną potrzebę pocałowania go.
- Dillon - wymruczała zachęcająco i uniosła głowę, oferując mu usta.
Czuła dotyk jego palców na szyi. Oparła dłonie na jego piersi i poczuła, jak bije jego
serce. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Dillon zwolnił uścisk i powiedział cicho:
- Kobieta, która stoi w blasku księżyca, musi być pocałowana.
- Czy to też stary hawajski obyczaj?
- O tak, ma około dziesięciu sekund.
Z niezwykłą łagodnością przylgnął ustami do jej warg. Pocałunek sprawił, że kolana
się pod nią ugięły, a ciało zadrżało z rozkoszy. Z oddali dobiegał odgłos bębnów, których
dzwięk przybierał na sile, podobnie jak bicie jej serca. Objęła go mocno i przycisnęła do
siebie. Zbyt szybko, jak uznała z przykrością, Dillon puścił ją, odsuwając twarz.
- Jeszcze - wyszeptała nienasycona i przyciągnęła go do siebie.
Siła jego pocałunku sprawiła, że mogła myśleć wyłącznie o swoich pragnieniach.
Czuła jego niecierpliwe usta i żar bijący z jego ciała. Powietrze wokół nich zdawało się
wirować. Miała wrażenie, że nie panuje nad swoim ciałem. Dillon odsunął ją raz jeszcze.
- Wracajmy, zanim objawi mi się jakiś kolejny stary zwyczaj.
Następnego ranka Laine zwlekała z wyjściem z łóżka. Z przyjemnością wspominała
wydarzenia zeszłego wieczora. Smak ust Dillona i zapach jego ciała wciąż pozostawały żywe.
Z rozkoszą myślała o chwili, kiedy trzymał ją w ramionach. Westchnęła i zebrała się na
odwagę, by stawić czoło rzeczywistości. Opuściła wygodne łóżko i w chwili gdy założyła
szlafrok, do pokoju weszła Miri.
- O, zdecydowałaś się wstać? Pół dnia minęło, kiedy się tak wylegiwałaś - powiedziała
pełnym powagi tonem, ale w jej oczach migotało pobłażanie.
- Dzięki temu noc trwała dłużej - wyjaśniła jej Laine z uśmiechem.
- Smakowały ci hawajskie smakołyki?
- Były wyborne.
Melodyjny śmiech Miri wypełnił pokój.
- Wychodzę na zakupy - powiedziała i odwróciła się w stronę drzwi. - Tommy
przyjechał. Ma poczekać?
Laine nerwowo poprawiła włosy.
- O rany, nie zdawałam sobie sprawy, że jest już tak pózno. Nie chciałabym sprawić
mu kłopotu. Czy jest ktoś jeszcze w domu?
- Nie, wszyscy wyszli.
Laine rzuciła okiem na szlafrok i uznała, że jest on wystarczającym okryciem, żeby
przyjąć gościa.
- Niech wejdzie, nie chciałabym kazać mu czekać.
- Zaoferuje ci uczciwą cenę. - Miri otworzyła drzwi. - A jeśli nie, przyjdz do mnie.
Laine wyjęła pudełeczko z szuflady i otworzyła je. Promienie słońca odbiły się od
powierzchni medalionu.
- Laine.
Odwróciła się i zobaczyła stojącego w drzwiach Tommy'ego.
- Dzień dobry. Dziękuję, że przyszedłeś. Przepraszam, ale spałam dziś wyjątkowo
długo.
- Traktuję to jako komplement dla gospodarza luau. - Ukłonił się lekko.
- To było moje pierwsze. I na pewno pozostanie w pamięci jako najlepsze. -
Wyciągnęła przed siebie pudełko z medalionem, a kiedy wziął je do ręki, złożyła dłonie na
piersi.
- Aadna rzecz - ocenił po chwili. Uniósł głowę i popatrzył uważnie na Laine. - Laine,
przecież ty wcale nie chcesz tego sprzedać. To jest wypisane na twojej twarzy.
- Nie. - Z jego zachowania wyczytała, że nie ma sensu ukrywać prawdziwych
zamiarów. - Ja muszę to zrobić.
Zdecydowanie w jej głosie sprawiło, że Tommy tylko wzruszył ramionami i zamknął
pudełko.
- Mogę dać ci sto dolarów, choć sądzę, że tak naprawdę jest to dla ciebie dużo więcej
warte.
- W porządku. Zabierz pudełko już teraz.
- Jeśli tego właśnie chcesz. - Tommy wyciągnął portfel i zaczął liczyć banknoty. -
Przyniosłem gotówkę, bo zapewne to wygodniejsze niż czek.
- Dziękuję. - Przyjęła pieniądze i wpatrywała się w nie pustym wzrokiem, aż położył
rękę na jej ramieniu.
- Laine, znam kapitana już dość długo. Czy możemy się umówić, że potraktujesz te
pieniądze jako pożyczkę?
- Nie. - Potrząsnęła przecząco głową, a potem uśmiechnęła się, łagodząc gwałtowną
reakcję. - To bardzo uprzejme z twojej strony, ale muszę to załatwić w ten sposób.
- Jasne. - Schował pudełko do kieszeni. - W każdym razie zachowam medalion przez
jakiś czas, tak na wszelki wypadek, gdybyś zmieniła zdanie.
- Dziękuję. Dziękuję też za to, że o nic nie pytasz.
- Nie odprowadzaj mnie, sam trafię do wyjścia. - Uścisnął delikatnie jej dłoń. - Jeśli
zmienisz zdanie, powiadom Miri, a ona skontaktuje się ze mną.
- Zgoda.
Kiedy wyszedł, opadła ciężko na łóżko i przyjrzała się banknotom zaciśniętym w
dłoni. Nie miałam wyjścia, powiedziała do siebie w myślach. To był tylko kawałek metalu.
Sprawa zamknięta i nie ma sensu jej teraz rozpamiętywać.
- Widzę, księżniczko, że miałaś pracowity poranek. Dillon patrzył na nią lodowatym
wzrokiem i Laine nie mogła pozbierać myśli. Wpatrywał się w jej ledwo co okryte ciało.
Automatycznie poprawiła szlafrok. Podszedł do niej, wyjął pieniądze z jej dłoni i rzucił na
szafkę nocną.
- Masz klasę, księżniczko. - Przeszył ją wzrokiem. - Całkiem niezle jak na poranną
robotę.
- O czym ty mówisz? - Próbowała poukładać myśli i szukała sposobu, jak pominąć
temat medalionu.
- Myślę, że to nie wymaga wyjaśnień. Sądzę jednak, że jestem winien Orchidei
przeprosiny. - Wcisnął ręce w kieszenie i odwrócił się na pięcie. Ta swobodna postawa nie
pasowała do ognia w jego oczach. - Kiedy powiedziała mi o waszej schadzce, wsiadłem na
nią niemiłosiernie. Szybko pracujesz, Laine. Wczoraj nie mogłaś być z Tommym dłużej niż
dziesięć minut, ale udało ci się go skaptować.
- Ale co cię tak złości? - zaczęła, nie mogąc zrozumieć, dlaczego sprzedaż medalionu
tak go rozwścieczyła. - Domyślam się, że panna King słyszała naszą wczorajszą rozmowę. -
Niespodziewanie Laine przypomniała sobie dziwne poruszenie w krzakach, które zwróciło
uwagę Tommy'ego. - Ale dlaczego uznała, że warto informować cię o moich sprawach?
- Jak ci się udało pozbyć Miri na czas załatwiania interesów? - spytał. - Miri ma raczej
sztywny, jasno określony kodeks zasad moralnych. Gdyby dowiedziała się, jak zarobiłaś te
[ Pobierz całość w formacie PDF ]