[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zawiedziony, ale zaczął się cofać. Wtedy też ustało dudnienie.
56
Vinga miała jednak dość. Wszystko krążyło i wirowało jej w oczach, opadła bez świadomości
na posłanie, nadal zaciskając dłoń na alraunie.
Z uczuciem wdzięczności zanurzyła się w otulającym ją miłosiernie mroku.
57
ROZDZIAA V
Vinga otworzyła oczy.
Była głęboka noc. Księżyc wędrował po niebie, schodził coraz bliżej pasa mgły i jego blask
przybladł. Teraz wszystko wokół tonęło w zwyczajnej nocnej szarości.
Czy dręczyły ją jakieś złe sny? Nie umiała sobie przypomnieć, ale uczucie okropnego
strachu wciąż tkwiło w jej ciele.
W dalszym ciągu leżała na swojej derce, ale otulała ją też druga narzuta.
Czy to Heike ją przykrył?
Z wysiłkiem odwróciła głowę.
O górską ścianę opierała się jakaś postać i patrzyła na Vingę. Serce podeszło jej do gardła.
Nadzieja, że wszystko było złym snem, zniknęła jak rosa w promieniach słońca. To jakiś
wysoki, kościsty mężczyzna w ciemnym, nędznym ubraniu. Był dziwnie niewyrazny, jakby
kontury jego ciała się rozmazywały, lecz szelmowski, ironiczny uśmiech malował się na jego
twarzy nader dobitnie.
Vinga dostrzegała coś jeszcze: na szyi obcego wisiała na wpół zgniła pętla z grubego
sznura.
Nagle Vinga usiadła przerażona.
- Heike...?
Heike był niedaleko. Tuż koło przeklętego kręgu, całkowicie ubrany, sprzątał swoje rzeczy.
Te obrzydliwe przedmioty, których nie chciała już nigdy więcej widzieć, zbierał wszystko z
ziemi i upychał w workach i sakwach. Kiedy zawołała, natychmiast się do niej odwrócił.
Vinga potrząsała głową, żeby lepiej widzieć. Czy to wciąż ten sam Heike, którego znała?
Teraz, w szarym świetle brzasku, wszystko wydawało się inne. Widziała jednak, że Heike nie
jest sam. Las aż się roił od wyczekujących istot, jakieś trudne do określenia postaci kręciły
się koło jego nóg, ona sama zresztą też otoczona była liczniejszą niż przedtem gromadą.
Tuż obok niej rozległ się stłumiony chichot, stały tam dwie dziewczynki ubrane tak nędznie,
że miała ochotę podbiec i przytulić je do siebie. Ale na ich głowach zobaczyła głębokie rany i
pojęła, co to. Takich istot nie wolno dotykać, jeśli chce się zachować związki ze światem
żywych.
Spojrzała w górę. Na skalnej krawędzi siedziało jakieś indywiduum, przytrzymujące się
potężnymi szponami, trudno by je było nazwać ptakiem. Było to coś tak dziwnego i
nieokreślonego, że Vinga nie umiałaby nawet znalezć dla niego porównania, a cóż dopiero
nazwę. Zimne oczy wpatrywały się w nią uparcie. Instynktownie otuliła się szczelniej derką.
58
Heike podszedł do niej. Najpierw zatrzymał się parę łokci przed posłaniem, na którym
siedziała, jakby chciał sprawdzić, w jakim jest nastroju i jak odniesie się do niego. Wyglądało
na to, że trzyma się na nogach jedynie wysiłkiem woli.
- Dziękuję ci - powiedział. - Uratowałaś mi życie, zdajesz sobie z tego sprawę?
- Naprawdę? - zapytała uszczęśliwiona. - Nie byłam pewna. Bałam się, czy czegoś nie
popsułam.
- Nie - zaprzeczył, patrząc gdzieś w dal. - Była taka chwila, że sprawy zaczęły przybierać zły
obrót. Okazałem się nie dość silny, choć jestem obciążony.
Vinga skinęła głową. Wciąż otulała się derką, choć podniosła się z miejsca i stała naprzeciw
niego. Nie mogła jednak ryzykować, że będą się na nią gapić ci... no, ci wszyscy z tamtego
świata. Och, świetnie rozumiała, że Heike mógł być za słaby czy raczej miał zbyt łagodne
usposobienie. Choć należał do obciążonych, nie posiadał takiej siły przeciwstawiania się złu
jak inni dotknięci. To wiedziała od początku.
Twarz Heikego była straszna. Przypominała trupią maskę.
Mówił dalej, wciąż jakby wpatrzony w przestrzeń ponad jej głową:
- Byłem daleko, daleko, na tamtym świecie, Vingo. I szedłem wciąż dalej, aż ciemności
zamknęły się wokół mnie. I wtedy ty mnie obudziłaś.
- Ale i tobie należą się podziękowania, bo, jeśli się nie mylę, to i ty uratowałeś mi życie.
- Tak, rzeczywiście. Bo teraz ja mam wielką siłę, Vingo. Udało nam się. Potrafimy utrzymać
szary ludek w ryzach! Z pomocą alrauny mogłem cię uwolnić. Ale ciebie wiele to kosztowało.
Choć wiedziała, co Heike ma na myśli, patrzyła na niego pytająco, bo chciała usłyszeć to od
niego. Na próżno starała się opanować drżenie ciała.
- Jesteś tylko zwyczajnym człowiekiem, Vingo. Nie powinnaś była się znalezć w obrębie
magicznego kręgu. Teraz masz zdolność widzenia, prawda? Poznaję to po spojrzeniach,
jakie rzucasz na wszystkie strony.
- Tak, widzę ich, ale niezbyt wyraznie. Choć, oczywiście, wiem, kim są. Z wyjątkiem tego na
skale, który sprawia wrażenie, jakby za chwilę miał na mnie skoczyć.
Heike spojrzał w górę.
- To mara - powiedział. - Nie bój się, ona jest całkowicie pod moją kontrolą i nie zrobi ci nic
złego.
Vinga zadrżała.
59
- One czatujÄ… na mnie. Wszystkie!
- To prawda - przyznał. - Ale ja mam nad nimi władzę.
Zrobił krok w jej stronę.
- Vinga, co teraz myślisz o mnie? - zapytał niepewnie.
- Jesteś taki sam jak dawniej? - odpowiedziała pytaniem.
- W stosunku do ciebie, tak. I chyba kocham cię jeszcze bardziej niż przedtem, jeśli to
możliwe... I szacunek też zachowałem... Tak, jestem tego pewien, Vingo. Ale nie wiem,
może jestem... nie, nie wiem. Ale nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- Mam dla ciebie chyba jeszcze większy respekt niż dawniej. Trochę się ciebie boję. Jesteś
jakiś inny. Ale wyglądasz na tak okropnie zmęczonego, że wciąż budzisz we mnie czułość.
Uśmiechnął się.
- Tak, jestem zmęczony. Wyczerpany. Chodzmy stąd! Nigdy więcej nie chcę oglądać tego
miejsca!
Vinga stwierdziła, że oczy Heikego są czerwone i suche ze zmęczenia, a on dygocze jak w
gorączce. Nie umiała jednak powiedzieć, czy to z zimna, czy z długotrwałego napięcia.
Prawdopodobnie i jedno, i drugie.
Heike był odmieniony, choć nie umiałaby określić, na czym to polega. Dostrzegała w jego
oczach dumę, że dokonał tego, co wydawało się niemożliwe, lecz widziała w nich także
niepewność. Czy poradzą sobie w przyszłości?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]