[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tak.
- Och... - Christabelle wybuchnęła płaczem i rzuciła się na łóżko,
chowając twarz w poduszkę. Sophie weszła, zamknęła drzwi przed ciekawską
matką, i usiadła koło szlochającej dziewczyny.
Po pięciu minutach Christabelle się uspokoiła, prawdopodobnie dlatego,
że nikt nie próbował jej pocieszać. Leżała przez chwilę nieruchomo, po czym
powoli odwróciła twarz w stronę Sophie. Napotkawszy jej uważne spojrzenie, z
powrotem schowała się pod poduszkę.
- Nie ma się czego wstydzić - powiedziała Sophie spokojnie. - Widziałam
wielokrotnie wietrznÄ… ospÄ™.
Zapadła taka cisza, jakby cały świat wstrzymał oddech.
- Nie wierzę ci! - dobiegł stłumiony szept spod poduszki.
- Christabelle, przecież widzę twoją szyję i ramiona. Masz wysypkę, która
chyba już jutro pojawi się na nogach i brzuchu.
- Nie mam wietrznej ospy, to niemożliwe. To na pewno trądzik.
Wszystkie koleżanki śmieją się z mojej cery. Zabiję się, jeśli któraś z nich mnie
zobaczy. - Znowu wstrzÄ…snÄ…Å‚ niÄ… szloch.
- Masz nudności? - spytała Sophie ze współczuciem.
- 101 -
S
R
- Tak, czujÄ™ siÄ™ okropnie.
Położyła rękę na jej czole; było rozpalone.
- Doktor Kenrick da ci coś na zmniejszenie temperatury. Gdybym znała
australijskie leki, sama bym ci wypisała receptę. I przy okazji poproś o środek
zmniejszający swędzenie.
Znowu zapadła cisza.
- A czy jest pani pewna, że to ospa?
- Niemal w stu procentach.
- A czy doktor Kenrick musi mnie zbadać?
- Myślę, że to jest jedyne sensowne rozwiązanie. Poza tym powinnyśmy
powiedzieć o wszystkim twojej mamie. Ona bardzo się o ciebie martwi.
Kolejna przerwa.
- Kiedy z tego wyjdę? - spytała w końcu Christabelle.
- Za dziesięć dni, najpózniej za dwa tygodnie.
Dziewczyna zwróciła twarz w stronę Sophie i popatrzyła na nią z
rozpaczÄ….
- Przecież nie mogę tak wyglądać przez dwa tygodnie. Wszyscy będą się
ze mnie śmiać. Tylko małe dzieci chorują na ospę!
Sophie uśmiechnęła się ciepło.
- Może powiesz im, że masz varicellę; to łacińska nazwa ospy. A poza
tym nie powinnaś się nimi zbytnio przejmować. Ospa wietrzna jest bardzo
zarazliwa. Za tydzień lub dwa większość z nich będzie chora.
- NaprawdÄ™?
- Sama zobaczysz.
- Varicella. - Christabelle starała się zapamiętać obco brzmiącą nazwę. -
A czy mogą wystąpić jakieś powikłania?
- Rzadko siÄ™ to zdarza.
- Poczytam sobie o tym w słowniku medycznym mamy. O właśnie,
powinnam ją zawołać. - Zeskoczyła na podłogę i podbiegła do drzwi. - Mamo!
- 102 -
S
R
Sophie pomyślała, że wie, po kim Christabelle odziedziczyła świdrujący
w uszach głos.
Po dziesięciu minutach wymknęła się z domu państwa Pilkingtonów,
pozostawiając matkę z córką zatopione w lekturze Rodzinnego poradnika
medycznego". Jeszcze w holu słyszała, jak czytają łacińskie nazwy chorób:
varicella haemorrhagica, ulceration, toxaemia, pneumonia...
Otworzyła cicho drzwi wejściowe i wyszła na dwór. Przywitało ją ostre,
południowe słońce i... Reith Kenrick.
- Czyżbyś podkupywała mi najlepszych pacjentów, doktor Lynton? -
spytał kpiąco.
- Nie musisz się martwić. W najbliższych dniach złożysz tu wizytę -
uśmiechnęła się Sophie. - Wez z sobą dużo recept. Haemorrhagica, ulceration,
toxaemia, a także pneumonia.
- Co się, na Boga, stało? - Reith poważnie się zaniepokoił.
- Ospa wietrzna.
Zapadł moment ciszy, po którym Reith wybuchnął śmiechem. Sophie
obserwowała go, czując w sercu przerazliwą pustkę.
- %7łartujesz? - spytał po chwili. - Po relacji Moiry oczekiwałem co
najmniej zbiorowego gwałtu.
- Tego nie ma na liście powikłań po ospie. - Sophie uśmiechnęła się z
wysiłkiem. - Aha, nikomu nie mów, że to ospa, tylko varicella.
- Będę pamiętał - obiecał, a wskazując głową na dom Pilkingtonów,
spytał: - Jak myślisz, jestem tam potrzebny?
- Powinieneś dać im trochę czasu, żeby zrobiły listę możliwych powikłań
- poradziła Sophie.
- A może zostaniesz ich domowym lekarzem przez najbliższe dwa
tygodnie?
- Nie.
- 103 -
S
R
W jednym, krótkim słowie Reith usłyszał wszystko, co ją gnębiło.
Spojrzał na nią ze współczuciem.
- Nie jesteś szczęśliwa ze swoim narzeczonym, prawda, pani doktor?
- A co mi możesz poradzić?
- Myślę, że ludzie znajdują swoje szczęście tam, gdzie go się najmniej
spodziewajÄ….
- Niektórym nigdy się to nie udaje.
Chciała przejść koło niego i odjechać, ale chwycił ją za ramię. Sophie
zadrżała, Reith cofnął dłoń.
- Dzwoniła Mary Vickers - rzekł powoli, patrząc zdziwiony na swoją
rękę, jakby doznanie spowodowane dotknięciem jej ciała wywołało coś, czego
nie rozumiał.
- I?
- Przyjedzie jutro rano i wezmie Mandy do siebie.
- To świetnie. - Głos Sophie złagodniał. - Mandy bardzo jej potrzebuje.
- Będziecie mogli wyjechać.
- Chyba tak.
Zapadła długa cisza. Czuli, że coś ich ku sobie pcha, jakaś nieznana siła,
której oboje pragnęli się poddać. Ale żadne się nie poruszyło.
- Mam nadzieję, że będziesz z nim szczęśliwa - powiedział w końcu.
- Już mi to mówiłeś. - Podeszła do swojego samochodu i otwierając
drzwi, po raz ostatni się odwróciła. - Ja też mam taką nadzieję - dodała łagodnie.
- Sama w to nie wierzę, ale przynajmniej spróbuję. Przynajmniej spróbuję -
powtórzyła.
- 104 -
S
R
ROZDZIAA DZIESITY
- Gdzie byłaś?
Sophie właśnie wysiadała z samochodu, gdy usłyszała pełen złości głos
Kevina. Stał na werandzie, a na jego twarzy malowała się furia.
- Musiałam pojechać do pacjentki - odpowiedziała zmęczonym głosem.
Nie czuła się na siłach, aby walczyć z jego wybuchem gniewu. - Varicella.
- Varicella? - zdziwił się Kevin. - A cóż to takiego? I czy tu nie ma innego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]