[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nazwisk (Nowakowa, Kowalska), o niej nigdy nie mówiły inaczej jak pani Zofia . Kiedy o niej
myślę, zawsze staje mi przed oczami obrazek, jak z wysoko podniesioną głową, ozdobioną
jednym ze swojej licznej kolekcji kapeluszy, idzie drobnymi kroczkami w pantoflach na
wysokich obcasach i otulona w jasne futro z lamy, rozdając pozdrowienia, łaskawe uśmiechy i
skinienia dłoni ozdobionej u nadgarstka bransoletką wysadzaną brylantami.
Ciotka Wanda, czyli miłość niezłomna
Ta trafiła ze wszystkich ciotek najgorzej. Ale może to nie przypadek, a przemyślność losu
sprawia, że moja myśl zawsze biegnie właśnie do niej dwa razy w roku w Dniu Kobiet i Dniu
św. Walentego zwanym walentynkami albo Dniem Zakochanych, choć nie sądzę, by
kiedykolwiek z okazji Dnia Kobiet, albo jakiejkolwiek innej, dostała od swojego męża kwiaty.
Więc może tak właśnie ma być ciotka Wanda zamiast różowych pluszaków trzymających
czerwone plastikowe serduszka z napisem KOCHAM CI .
Była nie tylko zdecydowanie najmniej urodziwa z sióstr, ale miała też trudne i smutne
życie. Wyszła za mąż z wielkiej miłości za człowieka, który nie rokował żadnych nadziei,
bowiem od młodych lat był uzależniony od alkoholu. Cała rodzina odradzała jej to zamążpójście,
ale ciotka była zapatrzona w tego swojego Eryka i przekonana, że po ślubie wszystko ułoży się
jak najlepiej. Szybko wyszła więc za mąż, rzucając szkołę jeszcze przed maturą. Nie ułożyło się.
Nie pomogło nawet urodzenie się ich jedynej córki. Eryk swoje pretensje do świata i własnej
żony zalewał alkoholem. Potrafił także być agresywny, choć na szczęście zdarzało mu się to
rzadko. Ciotka wtedy kolejne zasinienie pod okiem tłumaczyła rodzinie tym, że znów spadła ze
schodów albo z taboretu. Starała się też kryć przed resztą rodziny wszystkie jego ekscesy. Nigdy
się nie skarżyła, nigdy nie powiedziała o nim złego słowa. Chyba wierzyła, że jej Eryk potrafi się
jeszcze w cudowny sposób odmienić.
Zawsze była cicha, pokorna i zamknięta w sobie, a jej eksplozje serdeczności ograniczały
się do podstawiania pod nos kolejnych smakołyków. Była niezłą kucharką, bazującą na
tradycyjnej polskiej kuchni dosyć tłustej i obfitej. Gotowała potrawy proste, lecz zawsze
smakowite i w ilościach, którymi, jak mawiała moja babcia można by wykarmić szwadron
wojska bigos, rosół, żurek, grochówkę, pierogi, gołąbki, galaretę z nóżek wieprzowych.
Robiła też najlepszy na świecie smalec z podgardla z dodatkiem cebuli, pachnący majerankiem i
czosnkiem. Pracowała na poczcie, w centrali telefonicznej, i ta jej niewielka pensyjka musiała
starczyć na utrzymanie całej rodziny. Raz po raz pomagały jej ciotki, bo Eryk przepijał wszystkie
pieniądze, jakie tylko znalazły się w jego zasięgu. Ciotki wykorzystywały każdą okazję, by
tłumaczyć siostrze, że wszelkie jej nadzieje na cudowną przemianę Eryka w człowieka
odpowiedzialnego nie mają najmniejszych szans na to, by się ziścić. Nie podejmowała dyskusji.
Słuchała spokojnie, wykonywała głową charakterystyczny ruch, który równie dobrze mógł być
odebrany jako potakiwanie jak i jako zaprzeczenie, a potem szła do domu i do pózna
nasłuchiwała, czy Eryk wreszcie wraca. Już po skrzypieniu schodów potrafiła odgadnąć, w jakim
jest stanie, to znaczy, czy z jej pomocą zdoła sam jeszcze jakoś dojść na własnych nogach do
łóżka, czy też taszczą go nieco mniej pijani koledzy, którzy za moment oprą go o drzwi, nacisną
dzwonek i na tyle, na ile będą w stanie, jak najszybciej zejdą po schodach, by uniknąć
ewentualnych wymówek. Byłaby to znacznie gorsza sytuacja, ponieważ po otwarciu drzwi Eryk
padał jak długi w przedpokoju i żadna siła nie była w stanie go stamtąd ruszyć. Jedyne, co ciotka
mogła zrobić w takiej sytuacji, to przynieść mu jasiek pod głowę i okryć go jakimś kocem.
Ciotka Wanda początkowo obawiała się, co też będą sobie myśleć o tym wszystkim
sąsiedzi. Szybko jednak zrozumiała, że pijackie ekscesy Eryka nie robią na nich żadnego
wrażenia. Rozpadającą się komunalną kamienicę, w jakiej mieściło się ich mieszkanie, zasiedlały
niemal wyłącznie rodziny z podobnymi problemami. Powszechna była bieda i wódka, jakby na
dowód tego, że te dwa zjawiska doskonale się uzupełniają. Mieszkanie ciotki nie odbiegało
swoim stanem od wyglądu całej kamienicy. Sprawiało wrażenie nigdy nie odnawianego i nie
mogły tego zmienić starania ciotki o utrzymanie porządku, choć zaciekle szorowała szczotką
ryżową poczerniałe ze starości deski podłogowe, myła odrapane okna i wycierała z kurzu proste
sprzęty, w posiadanie których weszła w większości dzięki temu, że okazały się już niepotrzebne
jej siostrom. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego to mieszkanie było w takim stanie, bo
wiedziałam, że wujek Eryk jest malarzem pokojowym. Dlaczego więc nigdy nie spróbował
swojego własnego mieszkania odmalować? W tym swoim pijackim życiu Eryk czasem jednak
trzezwiał na trochę dłużej. Najmował się wtedy do pracy przy jakimś remoncie i chyba coś ciotce
obiecywał, bo ciotka z dumą opowiadała, że teraz to już na pewno Eryk się ustatkuje. Niestety,
rzadko wytrzymywał nawet tylko do końca umówionej roboty. Mimo to przy kolejnej takiej
okazji w ciotkę Wandę znów wstępowała nadzieja na jego poprawę na stałe.
Wszystkie swoje kłopoty i troski ciotka Wanda zagłuszała jedzeniem. Wkrótce z powodu
otyłości zaczęła mieć poważne problemy ze zdrowiem. Cierpiała na astmę, mówiła z trudem i
miała kłopoty z sercem i układem krążenia. Przeszła na rentę, a lekarze dawali jej rok lub może
dwa lata życia, ale to do niej nie trafiało. Nadal zabijała się jedzeniem ponad miarę. Troski
jeszcze bardziej się nasiliły, gdy Eryk zaczął chorować. W szpitalu wykryto u niego
zaawansowaną marskość wątroby i zabroniono picia alkoholu. Jednak po wyjściu ze szpitala
natychmiast powrócił do swoich dawnych zwyczajów. Nie pomagały żadne prośby ciotki. Zabijał
się powoli na własne życzenie, a kolejne powroty do szpitala pokazywały coraz gorsze wyniki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]