[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sprzętu, ekwipunku stacji Siewiernyj Polius 1 dotarło szczęśliwie na miejsce przeznaczenia.
Nieprzemijająca jasność polarnego lata mąciła poczucie czasu. Wyładunek trwał bez
przerwy dzień i noc jasną jak dzień. Ludzie ustawali dopiero wtedy, kiedy ramiona mdlały
im od noszenia ciężarów, kiedy mięśnie nóg odmawiały posłuszeństwa. Na bieli lodowego
pola szybko wyrastał gąszcz barwnych namiotów, wysoko pod niebo wspięła się koronka
masztów radiostacji U-Pol.
Piloci, mechanicy pod kierownictwem profesora zabrali siÄ™ do montowania domku
mieszkalnego. Na wyrównanym starannie placyku rozłożyli gruby, mocno nagumo- wany
kawał płótna, na to płyty z grubej również dykty, na wierzch znów warstwę płótna. Na tym
fundamencie stanął metalowy szkielet obciągnięty nieprzemakalnym brezentem. Druga
warstwa wyglądem przypominała do złudzenia puchową, pikowaną kołdrę, z wierzchu
naciągnięto jeszcze jedną warstwę z przepojonego smołą grubego, czarnego płótna
żaglowegd. W jednej ze ścian wmontowali w trzech warstwach okienko z nietłukącego szkła,
które niewiele wprawdzie dawało światła, ale przy zamkniętych drzwiach było jedynym
punktem obserwacyjnym. Drzwi, podobnie jak cały domek, wykonane zostały z rur
aluminiowych, obciągniętych od wewnątrz futrem reniferów i zabezpieczonych na kantach
gumowymi rurkami nadmuchanymi powietrzem.
Na biegunie wrzała praca. Mechanicy układali podłogę": olbrzymi wór napompowany
powietrzem za pomocÄ…
rowerowej pompki. Na ten zbiornik powietrza, stanowiÄ…cy niezawodnÄ… izolacjÄ™, narzucili
jeszcze kilka warstw skór reniferowych.
Domek nie był duży. Liczył zaledwie cztery metry długości, dwa i pół szerokości i dwa
wysokości. Tyle, by Krenkiel mógł pomieścić się wzwyż" jak się polarnicy śmieli a
Papanin wszerz". Pod obu ścianami przykręcono jedno nad drugim łóżka z miękkimi,
grubymi materacami. Nad trzema składanymi stolikami wisiały już półki i metalowe szafki,
przy drzwiach stał stojak na broń. Cały domek ważył zaledwie i -to .było jego wielką
zaletą sześćdziesiąt kilogramów. W razie niebezpieczeństwa czterech ludzi mogło z
łatwością przesuwać go z miejsca na miejsce.
Podczas gdy jedni wznosili -dam, inni .ustawiali na krze siłownię wietrzną", wiatrak
napędzający prądnicę do ładowania akumulatorów radiostacji. Konstruktorzy stanęli tu przed
niełatwym zadaniem musieli tak zbudować urządzenie, żeby nie zniszczyły go
najsilniejsze sztormowe wichury. Grupa benzynowa miała stanowić rezerwę na bezwietrzną
pogodę. Jeśli jednak .w okresie ciszy zespół zostałby uszkodzony, co mogło łatwo się
przydarzyć, jako że nieszczęścia chętnie chodzą parami", przewidziano prądnicę o napędzie
ludzkim, wykorzystując w tym celu ramię, siodełko i pedały roweru.
Uroczystość podniesienia flagi i oficjalnego otwarcia stacji Siewiernyj Polius 1 miała
miejsce w dniu 6 czerwca.
Ryknęły silniki, samoloty przeszły nisko nad głowami tych czterech, co pozostawali
samotni.
W szalonym tempie uciekały spod nóg pola lodowe, malały cztery niezdarne, otulone w
futra sylwetki, ogarniała pustka, wciągało blade polarne niebo. Głęboko wciśnięty w fotel
profesor Szmidt przygładzał machinalnie srebrnymi nitkami przetykaną brodę. Rad był z
łoskotu motorów wypełniających kabinę. Wzruszenie pożegnania nie minęło jeszcze. Nie
miał ochoty na rozmowy. Po raz setny chyba
312
powracał myślą do pytania, które nie przestawało go dręczyć. Czy słuszne było pozostawić
tych czterech, samotnych, w samym sercu Arktyki na .dryfujÄ…cej krze? I w odpowiedzi na ten
niepokój przywoływał na myśl własne przeżycia po katastrofie Czeluskina. Ponad sto osób,
kobiety, dzieci stłoczone podczas zimy na pękającym polu lodowym. Sytuacja wydawała się
tragiczna. Nie! Była tragiczna, a przecież nikt nie zginął. Dokonując cudów bohaterstwa,
piloci polarni wyratowali wszystkich. Jedna po drugiej przesuwały mu się w pamięci twarze
tych, za których życie odpowiadał. Tam właśnie po raz pierwszy pomyślał o możliwości
badawczej pracy na dryfującej krze, tam, na Morzu Czukockim, zrodził się plan stworzenia
pływającej stacji polarnej.
Przed laty Fridtjof Nansen mówił i pisał o konieczności takiego punktu obserwacyjnego.
Zawsze przewidujący, myślał nawet o lekkim składanym domku, który załoga mogłaby łatwo
przesuwać z miejsca na miejsce, gdyby kra pękała, ale plany te pozostały w sferze projektów.
Na krze Czeluskina profesor uśmiechnął się gorzko do wspomnień mieliśmy
przedsmak tego piekła, jakie rozpętać (potrafi Arktyka, ale tam przekonałem się także, że
piekło to można przeżyć.
Dla Nansena sprawa badań polarnych była wyłącznie sprawą wiedzy, podczas gdy dla
Związku Radzieckiego była sprawą życia. Szmidt nie potrzebował patrzeć na mapę Syberii,
miał ją przed oczyma. Te fantastyczne bogactwa naturalne olbrzymiego jak kontynent
obszaru: rudy żelaza, ołowiu, srebra, złota, innych szlachetnych czy półszlachetnych metali.
A nafta? Był nie tylko matematykiem, od lat pasjonował się także geologią. Patrząc na
skłębione za szybą iluminatora zwały chmur, oczyma wyobrazni widział pióropusze dymu
nad hutami, które powstaną na tych pustynnych dziś wybrzeżach. Słyszał roz- gwar miast i
portów, w (których zatętni życie. %7łeby marzenia te przybrały jednak kształt rzeczywisty,
trzeba było dowiezć tu wyposażenie kopalni, hut i fabryk. Dowiezć, a potem wywiezć to, co
wyprodukują, przetrzeć szlak
313
morski z ujść wielkich rzek syberyjskich do Europy i na Ocean Spokojny.
Zdradliwa i wciąż jeszcze nie znana jest Daleka Północ. W 1932 roku przepuściła
Przejściem Północno-Wschodnim Sibiriakoioa, którym dowodził, ale już w rok pózniej, na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]