[ Pobierz całość w formacie PDF ]

głosie. Uśmiechał się bez wesołości, lekko zmrużonymi
oczyma wpatrywał się w jej usta. - Kochanie, twoja
reakcja może była przypadkowa, ale mogę cię zapewnić,
że moja nie. Już dawno nie odczuwałem niczego w sposób
tak intensywny. Podobnie jak ty, nie patrzę na pożądanie
przez różową mgiełkę romantyzmu, więc nie musisz się
obawiać, że złamiesz mi serce. To przyjemne spotkać
kobietę z tak męskim podejściem do tych spraw. A także
dość niezwykłe.
- Och mój Boże! - Podniosła do góry ręce. - Oto
pochwała męskości!
Śmiał się teraz z niej otwarcie. On się tylko z nią
drażni, uświadomiła sobie z żalem.
- Słuchaj - powiedziała groźnym tonem. - Jesteś
diabłem! Założę się, że kiedy byłeś chłopcem, żadna
dziewczynka w pobliżu ciebie nie była bezpieczna.
- Zapytaj Phil, dorastaliśmy razem.
To mogłoby wyjaśniać czujność gospodyni. Może jest
zaborcza w stosunku do Blake'a.
Finley przeczytała gdzieś, że cynik to zraniony przez
życie romantyk. Rozwód jej rodziców spowodował, że
miała bardzo poważny stosunek do wszelkiego rodzaju
zobowiązań, a nieudane narzeczeństwo tylko wzmogło
ostrożność. Może właśnie małżeństwo Blake'a uczyniło
go tak twardym. Kiedy jechali z powrotem, Finley
rzuciła szybkie spojrzenie na jego surowy profil i zdała
sobie sprawę, że kobieta, która zakochałaby się w nim,
narobiłaby sobie samych kłopotów. To on stawiał
warunki, ustalał swoje własne prawa i, chociaż był
najbardziej pociągającym mężczyzną, jakiego kiedykol­
wiek spotkała, rozpoznała, że pod drażniącą zmysły
urodą była tylko zimna stal.
Reszta dnia przebiegła spokojnie. Po ulokowaniu
Finley w szerokim hamaku, Blake zniknął w swoim
biurze. W chwilę później, najwyraźniej posłuszna in­
strukcjom, przybyła Phil z dużym dzbanem soku limo-
nowego z kostkami lodu i postawiła go na stoliku
w zasięgu ręki, uśmiechając się z rezerwą.
Ten uśmiech zirytował Finley, tak samo jak przynie­
sione przez nią czasopisma - wielkie, lśniące, wypełnione
prawie wyłącznie zdjęciami wychudzonych modelek,
w dodatku w brzydkich ubiorach.
- Blake powiedział, że moje rzeczy są w drodze. Czy
już dotarły? - spytała.
- Tak, ale niestety nie miałam jeszcze czasu, żeby je
rozpakować.
Do diabła z tobą także, pomyślała Finley, wydobywając
się z hamaka w mało dystyngowany sposób.
- Ależ to najzupełniej zbędne - powiedziała ze swoim
najsłodszym uśmiechem, który dla wtajemniczonych
oznaczał, że jest niebezpiecznie bliska utraty kontroli
nad sobą. - Jeżeli pani zechce pokazać mi mój pokój,
zrobię to sama.
- Oczywiście - odpowiedziała z kamienną twarzą
gospodyni i poprowadziła ją drogą w kierunku domu.
Finley widziała już wcześniej hol wejściowy, z luk­
susowym, starym parkietem, na wpół przykrytym boga­
tymi wschodnimi kobiercami. Żyrandol był prawie tak
wspaniały jak wiszące na ścianie stare weneckie lustro
i stojąca pod nim konsola. Ale najbardziej zachwyciły ją
cudownie lekkie schody. Phil miała pełne prawo do
pewnego rodzaju dumy posiadacza, ponieważ wszystko
w tym domu aż lśniło wskutek jej troskliwej opieki.
Sypialnia była olbrzymim, jasnym pokojem, z łóżkiem
o czterech kolumnach, draperiami w intensywnym
odcieniu brzoskwini i następnym pięknym lustrem,
wiszącym nad francuskim biurkiem. Pozłacany kandelabr
oświetlał kominek z białego marmuru, wspaniały szezląg
i dwa fotele. Były tam jeszcze biblioteczka, sekretarzyk
i śliczna toaletka, a także dużo kwiatów.
Jedyną rzeczą wyglądającą niestosownie była walizka
Finley.
- Łazienka jest za tymi drzwiami - poinformowała
Phil, wskazując na przeciwległą ścianę.
- A co jest za drugimi drzwiami?
Możliwe, że gospodyni nie usłyszała pytania. Wyraźnie
nie miała zamiaru odpowiadać. Finley zawahała się, po
czym podeszła i otworzyła je. Znajdowała się tam bez
żadnych wątpliwości sypialnia Blake'a, wyposażona
w ciemne, nowoczesne włoskie meble.
Finley zamknęła drzwi. Spojrzała na swoje palce
trzymające klamkę i stwierdziła, że jej ręka drży. Prawie
natychmiast podniosła głowę i uśmiechnęła się do
gospodyni.
- Wie pani, tak pragnęłabym widzieć morze z mojego
pokoju, jeżeli to możliwe - poprosiła, zdumiewając się,
jak gładko i przyjemnie brzmi jej głos. - Czy zamiana
nie sprawiłaby zbyt wiele kłopotu?
Twarz Phil wyraźnie się odprężyła.
- Nie, z tym w ogóle nie będzie kłopotu. W dalszej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dancemix1234.keep.pl