[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jesteśmy kwita. Dopiero teraz jesteśmy kwita.
Oczywiście. Tym kierował się od początku. Nie chciał wrócić do jej życia na do-
bre, a jedynie spłacić dług. To honor kazał mu to wszystko zrobić. Nie uczucie.
Jego oczy błyszczały dziwnie w blasku popołudniowego słońca.
- Jenno... muszę jechać.
Zmusiła się do zrobienia kroku w tył i uśmiechu na pożegnanie.
- Wiem.
R
L
T
ROZDZIAA DZIESITY
- %7ładnych nowych wiadomości, panie Cameron. - Recepcjonista zerknął na ekran
komputera i uśmiechnął się uprzejmie. - Mam nadzieję, że wkrótce znowu przyjedzie pan
do Sydney.
Gage pełnym zniecierpliwienia ruchem podpisał dokument potwierdzający, że
opuszcza mieszkanie.
- Czy mamy wynająć mieszkanie komuś szczególnemu? Już dzisiaj otrzymałem
pytania z Nowego Jorku.
Gage rzucił długopis.
- Coś panu powiem. Mieszkanie jest na sprzedaż. Proszę się zorientować, ile moż-
na za nie wziąć.
Kiedy wczoraj opuścił Jennę, miał załatwić jeszcze trochę spraw, pojechać do biu-
ra, ale wrócił prosto do mieszkania. Oglądał telewizję, wypił kilka drinków, a potem po-
szedł do łóżka... i nie zmrużył oka. Przewracał się z boku na bok i przeżył najgorszą i
najbardziej samotną noc w swoim życiu. Ciągle miał przed oczyma jej piękną, subtelną
twarz, jej delikatny uśmiech. Aóżko wydawało się zbyt ogromne dla niego samego, a
mieszkanie bez Jenny - bezduszne.
Tego ranka czuł się fatalnie. Zasychało mu w gardle, głowa go bolała. Czuł się jak
w najgorszym stadium przeziębienia. Nie miał ochoty nigdy więcej patrzeć na ściany tej
sypialni. Sypialni, w której spał z Jenną.
Kierowca zawiózł go na lotnisko i pomógł przy bagażach.
- Odrzutowiec już na pana czeka - powiedział. - Mam nadzieję, że niebawem zno-
wu przyjedzie pan do Sydney.
Gage jęknął. Wolałby, żeby ludzie przestali mu to ciągle powtarzać. Jeszcze kilka
formalności na lotnisku i Gage usiadł niedaleko stanowiska odpraw w oczekiwaniu na
pilota. Tuż obok niego zjawił się mężczyzna z dzieckiem na ręku i dwoma synami, któ-
rzy toczyli za sobą bagaże.
Gage odwrócił wzrok. Nie miał nawet ochoty patrzeć w stronę dziecka. Choć z
miejsca zgadł, że to dziewczynka.
R
L
T
- Przepraszam bardzo - odezwał się do niego ten człowiek.
- Za co? - warknął Gage, nadal na niego nie patrząc.
Mężczyzna zdawał się nie widzieć, że Gage jest w kiepskim nastroju.
- Czy mógłby mi pan pomóc? Muszę załatwić dokumenty, a chłopcy są jeszcze
zbyt mali, by ją potrzymać. To zajmie tylko chwilkę - dodał usprawiedliwiająco.
Gage'owi serce zaczęło walić jak młotem.
Ostatnim razem, kiedy trzymał w rękach maleńką dziewczynkę, wpadł w nie lada
kłopoty - niemalże zdołał przekonać samego siebie, że może oszukać przeszłość i uda-
wać kogoś, kim nie jest.
Zza lady wysunęła się sympatyczna brunetka.
- Mogę ją potrzymać - zaproponowała.
Gage wziął dziecko na moment, zanim kobieta stanęła przy nich.
Uśmiechnął się. Za pózno.
Podczas gdy ojciec dziecka załatwiał sprawy związane z bagażami, a rozczarowana
brunetka zniknęła z powrotem za ladą, Gage powiedział sobie, że nie będzie spoglądał w
dół. Był inteligentnym człowiekiem i tym razem inteligencja podpowiadała mu, że przyj-
rzenie się dziecku może spowodować kłopoty.
Mężczyzna obrócił się, pokazując Gage'owi, że to zajmie jeszcze chwilkę.
Gage czuł olbrzymi dyskomfort, jednak skinął głową, nie okazując tego. Wąska
strużka zimnego potu spłynęła mu po plecach i miał ochotę rozluznić krawat. Wyjeżdżał.
No dobrze. Z pewnością jedno zerknięcie nikomu nie zrobi krzywdy. Jego wzrok spoczął
na twarzy dziecka i... Gage uśmiechnął się.
Nie było tak zle, jak się spodziewał. Dziecko było ładne, ale nie tak urocze jak
Meg. Dziewczynka pogrążona była we śnie i cmokała co jakiś czas drobnymi wargami.
Gage zmarszczył brwi. Czy one wszystkie tak robią?
- Aadna, prawda?
Gage skinął głową.
- Jak ma na imię?
- Sarah.
Aadne imię, ale Meg było o wiele słodsze.
R
L
T
- A pan ma rodzinę? - zapytał przyjaznie mężczyzna.
Gage natychmiast spiął się. Ból i wspomnienia były tak silne, że musiał chwilę od-
czekać, by nie warknąć na faceta.
Oddał Sarę z powrotem, lecz widząc zachwyt i jakieś poczucie spełnienia w oczach
mężczyzny, natychmiast odwrócił wzrok.
- Nie, nie mam.
Ktoś podszedł do niego, chcąc odprowadzić go do jego odrzutowca, lecz Gage
wiedział tylko jedno. Nie jest w stanie w tym momencie wsiąść do tego samolotu. Po-
trzebował świeżego powietrza.
Pospiesznie wyszedł z lotniska na ulicę. Nerwowym ruchem rozluznił krawat, po
czym zdjął go i wsadził do kieszeni marynarki. Co się z nim działo? Osiągnął to, co sobie
zamierzył, a nawet więcej. Jego dług wobec Raphaela został spłacony. Jenna nie będzie
musiała się martwić o pieniądze do końca życia. Miała dziecko. Była szczęśliwa. On ze
swoją przeszłością, z samotnością i nigdy niezagojoną w sercu raną nie będzie stanowił
dla niej ciężaru.
Boże, jak bardzo jej teraz pragnął. Tak bardzo, że był w stanie niemal przekonać
samego siebie, że on również mógłby ją uszczęśliwiać, tak jak to robił do tej pory, do
końca życia.
Szedł wzdłuż ruchliwej ulicy, nie zwracając uwagi na trąbienie i duży ruch. Jak
mógł polecieć do Dubaju, kiedy dosłownie pękała mu głowa?
Całe życie gdzieś chciał uciekać... Uciekać od swych kolegów w szkole, którzy nie
mieli pojęcia, jakimi są szczęściarzami, że mają normalną rodzinę...
Od biednej matki, której choroba zatruwała mu każdy dzień życia, kiedy był dziec-
kiem. Dwanaście lat temu chciał również uciec od Jenny, żeby nie stanowić dla niej cię-
żaru. I to było najtrudniejsze rozstanie w jego życiu, jednak sądził, że ona szybko się z
tego otrząśnie. Szybciej niż on. Dopiero wczoraj dowiedział się, jak drogo ją to koszto-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]