[ Pobierz całość w formacie PDF ]

RS
95
spoglądam na zegarek. To wszystko - westchnęła. - Nie wydaje
mi się, abyśmy prawidłowo zaczynały dzisiejszy dzień.
Vanessa odetchnęła z ulgą.
- Przepraszam, ciociu, ale chyba cały czas jestem na lekkim
kacu.
Dopiła kawę, podniosła się z miejsca i skierowała do drzwi.
W połowie drogi przystanęła niezdecydowana i odwróciła się.
- Mogę liczyć na przysługę z twojej strony?
- Oczywiście, wszystko co zechcesz, kochanie.
- Proszę, zapomnij o Reesie. Harriet spojrzała na nią.
- Czy jesteś tego pewna?
Vanessa skinęła głową. Na twarzy ciotki pojawiły się smutek i
rezygnacja.
- W porządku, moja droga - powiedziała spokojnie. - Jeśli
rzeczywiście tego chcesz.
- Dziękuję, ciociu. Naprawdę. A teraz lepiej będzie jak wrócę
do pracy.
Gdy jechała do biura, cały czas zastanawiała się.w jaki sposób
poradzić sobie podczas nieuniknionego spotkania z Reesem.
Rozważała różne możliwe scenariusze. Czy będzie pożerał ją
wzrokiem? Albo, co gorsza, zbliży się do niej przy kierowcach.
Jak zareaguje Sandra? Możliwe też, że zraniła jego uczucia.
Przecież go odtrąciła. Tak naprawdę byłoby to rozwiązanie
najlepsze z możliwych, ale cichutki głosik podpowiadał jej, że
to płonne nadzieje. Fakt, że jego pewność siebie graniczyła z
arogancją, nie oznaczał, że cechował go typowy, męski
egocentryzm. Nie będzie się przejmował przegraniem jednej
albo dwóch bitew tak długo, jak długo będzie miał pewność, że
jest w stanie wygrać wojnę. W końcu Vanessa była już bliska
tego, aby w ogóle zapomnieć o całym zdarzeniu. Parkując
samochód Harriet obok własnej, unieruchomionej toyoty,
zdecydowała, że najlepszym rozwiązaniem dla niej będzie
sprawianie wrażenia wypoczętej i chętnej do pracy. Powinna
być uprzejma, opanowana i zachowywać się tak, jakby nic się
RS
96
nie stało. Następną rzeczą, na którą zwróciła uwagę, był stary,
zielony peugeot. Rees już był w pracy! Serce Vanessy zaczęło
mocniej bić. Nie mogła próbować uników. Musiała się z nim
spotkać.
Wysiadła z samochodu i wzięła głęboki oddech. Następnie,
skulona i posępna, poszła do biura tak, jakby to
był już ostatni kilometr w jej życiu. Gdyby tylko serce nie biło
tak mocno. Wydawało się nawet, że bije coraz szybciej.
Powinnam być uprzejma, ale opanowana, przypomniała sobie
nagle. Jednak gdy dotarła do drzwi i zobaczyła go, kolana jej
zmiękły i wszystkie wątpliwości wróciły ze zdwojoną siłą. Był
sam w biurze. Siedział przy biurku, w rękach trzymał jakieś
papiery. Pierwsze ukradkowe spojrzenie i od razu przypomniała
sobie, że te długie ręce ją obejmowały, jego ogromne dłonie
dotykały jej ciała, a usta ją całowały. Wyglądał wręcz
znakomicie. Promieniował energią. Z trudem powstrzymała się
od tego, by nie podbiec i nie paść u jego stóp. Gdy w końcu
zdecydowała się otworzyć szerzej drzwi i wejść do środka, Rees
podniósł głowę, wyprostował się i spojrzał na nią.
- Witaj, szefie - powiedział. Jego głos był uprzejmy i
opanowany. - Czy wyspałaś się dobrze? - Ponownie zajął się
swoimi papierami.
Vanessa poczuła się urażona. Jego zachowanie było jak grom
z jasnego nieba. Najwyrazniej zamierzał ją zignorować!
Powinna była wiedzieć. Bez wątpienia przy jego doświadczeniu
już wiele razy musiał mieć do czynienia z podobnymi
sytuacjami. Nie ma co do tego najmniejszej wątpliwości.
Kompletnie przybita, podeszła do wieszaka i powiesiła płaszcz.
- Tak, znakomicie - odpowiedziała w końcu. Usiadła przy
swoim biurku i nachyliła się, aby otworzyć najniższą szufladę.
Potrzebowała tego. W ten sposób nie mógł zobaczyć jej twarzy,
która z całą pewnością była już purpurowa. Po chwili usłyszała
odgłos zbliżających się kroków. Podniosła wzrok i zobaczyła
Reesa trzymającego w ręku podpisany wczoraj kontrakt.
RS
97
- Właśnie go przeglądałem - powiedział, podając jej
dokument. - Wygląda nawet lepiej niż wczorajszej nocy.
Wynegocjowałaś z nimi dokładnie tyle, żeby byli zadowoleni i
nic ponadto. Nie sądzę, by się nie zorientowali. Będziesz jeszcze
miała z nimi przeprawę. To pewne.
Wzięła od niego dokument.
- Zgadza się. Wszystko poszło dobrze - ich oczy ponownie się
spotkały. Jednakże we wzroku Reesa nie było nic szczególnego.
Nie była w stanie wyczytać nic konkretnego. Stało się. Jego
uprzejmy, ale opanowany sposób zachowania spowodował, że
zupełnie straciła nadzieję.
Odwróciła wzrok.
- Lepiej będzie jak zajmę się dzisiejszymi zamówieniami -
mruknęła i zaczęła pospiesznie przeglądać jakieś papiery, które
na chybił trafił wyjęła z szuflady.
Rees nie ruszył się z miejsca. Znając go wiedziała, że będzie
stał tak długo, aż zostanie zauważony. Podniosła wzrok i
uśmiechnęła się zaczepnie.
- Czy jest jeszcze coś, w czym mogłabym ci pomóc? Przez
chwilę był mocno zmieszany. Następnie na jego
twarzy pojawił się wyraz skupienia. Badawczo przyjrzał się
Vanessie. Minęło kilka sekund. Stopniowo koniuszki jego warg
zaczęły się podnosić, a na twarzy pojawił się uśmiech. Pokręcił
przecząco głową.
- Nie - odpowiedział. - Dam sobie radę - ruszył do wyjścia.
Patrząc na niego Vanessa poczuła jednocześnie i ulgę, i żal.
Jej jedna połowa chciała pobiec za nim w nadziei, że powtórzy
się raz jeszcze zdarzenie z ostatniej nocy. Jednak ta druga,
bardziej trzezwo myśląca połowa, zdecydowanie twierdziła, że
postępuje prawidłowo.
Przez cały dzień Rees sprawiał wrażenie osoby, która za
wszelką cenę chce jej unikać. Pod tym względem zachowywał
się tak samo jak ona. Spędził większą część czasu w garażu,
rozmawiając z kierowcami i sprawdzając zamówienia, podczas
RS
98
gdy Vanessa zajmowała się najbardziej banalnymi rzeczami,
których unikała od tygodni. Poprawiła akta w kartotece i zrobiła
porządek na biurku. Zaczęła również sprawdzać rachunki z
końca stycznia.
O godzinie piątej Vanessa zakończyła swój dzień pracy. O ile
jej było wiadomo, Rees również zakończył pracę. Nie była tego
jednak zupełnie pewna, ponieważ
nie widziała się z nim od rana. Włożyła płaszcz i zamknęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dancemix1234.keep.pl