[ Pobierz całość w formacie PDF ]

son był oficerem policji w Houston.
- Zgadza się, ale zanim przeszedł na emeryturę.
- No widzisz.
- Chyba mnie nie zrozumiałaś. Powiedziałem, zanim
przeszedł na emeryturę. Ten człowiek nadaje się najwyżej do
pracy w biurze. Być może kiedyś był wspaniałym gliną, ale
teraz, gdyby rzeczywiście groziło mi niebezpieczeństwo, on
i tak w niczym by nie pomógł. Co do dwóch pozostałych, to
podejrzewam, że ich praca polegała na pilnowaniu koszar albo
wyłapywaniu pijanych żołnierzy. %7ładne z was nie spełnia
warunków, jakie trzeba spełniać w Forcie Spokoju.
- Oczywiście najłatwiej zwalić winę na innych. - Sheri
wiedziała, że powinna bronić swoich ludzi, choć w głębi du
cha zgadzała się z Chandlerem.
- Tu nie chodzi o zwalanie winy. Chcę po prostu, żeby
wszystko wróciło do normy. Przez wiele lat musiałem liczyć
się ze zdaniem innych i nadszedł już czas, żebym żył po
swojemu. Tak przynajmniej było do momentu, kiedy nie za
cząłem otrzymywać tych pogróżek. Wynająłem więc waszą
agencję w nadziei, że pomożecie mi w rozwiązaniu moich
kłopotów. Tymczasem okazuje się, iż wpadłem w jeszcze gor
sze tarapaty. Najpierw ten przystojniaczek wpakował się
w zarośla trującego bluszczu. Mówiłem mu, żeby nie zbaczał
ze szlaku, ale on oczywiście musiał sprawdzić wszystko.
Pózniej Garcia, popisując się przed gośćmi, dzwignął za duży
ciężar i zwichnął sobie ramię. Jednocześnie nikt z was nie ma
bladego pojęcia o nadawcy listów. No, a teraz pojawiasz się
ty i udajesz tu jakiegoś kowboja.
Była zaskoczona, że Chandler zna to porównanie. Używa
no go głównie w kręgach policyjnych. Psychologowie mówili
o tak zwanym syndromie kowboja, za pomocą którego okre
ślali policjantów bez reszty oddanych swojej pracy.
- Domyślam się, że ta złamana noga to również konse
kwencja naszej nieudolności. Czy nie zastanawiałeś się nigdy
nad tym, że może warto by było zmienić nieco styl życia, żeby
ułatwić nam pracę?
Manning uniósł ręce w geście zdenerwowania.
- Po co ja z tobą w ogóle rozmawiam? - Przysunął się
bliżej, prawie jej dotykając. - Posłuchaj mnie uważnie. Przez
lata pracowałem nad tym, żeby prowadzić taki styl życia, jaki
mi odpowiada. Styl inny od tego, w jakim zostałem wycho
wany. Tutaj otaczają mnie ludzie, którzy się o mnie troszczą.
Nie mam ochoty, żeby to wszystko się teraz rozpadło, ponie
waż kilka nieodpowiedzialnych osób nie radzi sobie ze swoją
pracą. Proszę was tylko o jedną rzecz: róbcie to, co do was
należy. - Chandler wziął ręcznik i wyszedł z basenu.
Sheri siedziała jak zamurowana. Czuła się fatalnie po tej
reprymendzie. Z westchnieniem wyszła z wody, patrząc z nie
smakiem na swoje nogi. Wyglądam teraz, pomyślała, jak suszona
śliwka. Włożyła szlafrok i poszła do swojego pokoju.
ROZDZIAA TRZECI
Następnego dnia Sheri weszła do gabinetu Manninga
z chłodnym wyrazem twarzy. Od ostatniego spotkania na ba
senie Chandler wyraznie jej unikał, spędzając większość cza
su z potencjalnymi klientami w mieście. Wracał do Fortu tyl
ko po to, żeby się przebrać i po chwili razem z gośćmi i An-
gelą ruszał z powrotem. Być może chciał zapomnieć o Sheri,
ale ponieważ była najważniejszym przedstawicielem agencji
Wallace, nie mógł jej zupełnie zignorować.
Popatrzył na nią, kiedy wchodziła do środka i spytał:
- Jak tam nogi?
- W porządku - odparła. - Wbrew twoim obawom czuję
się znakomicie. Ale nie przyszłam tutaj rozmawiać o zdrowiu.
Chciałam zapytać, dlaczego nie poinformowałeś mnie o pla
nowanej na dzisiaj eskapadzie?
Twarz Manninga wyrażała całkowite zdumienie.
- Jak to? Przecież mówiłem o tym Frankowi. Powiedzia
łem mu, żeby się do nas przyłączył.
- Od kiedy to wydajesz polecenia moim ludziom? Cieka
we, jak ty byś zareagował, gdybym nagle zaczęła wtrącać się
w twoje kompetencje.
- Słuszna uwaga - przyznał. - W takim razie możesz je
chać zamiast niego. Wyruszam za godzinę.
Sheri nie miała pojęcia, co teraz zrobić/Rozsądek nakazy
wał wysłać Franka, ale kiedy rozmawiała z Chandlerem, nie
potrafiła kierować się rozsądkiem.
- A gdzie dokładnie się wybierasz?
- Zamierzam znalezć odpowiednie miejsce do wspinaczki
bliżej Fortu.
- Dlaczego?
- Ponieważ do tej pory musiałem zabierać gości aż do
Kolorado. Jeśli mamy zdążyć, zacznij się już przygotowywać.
Wrócimy dopiero jutro.
- Kto jeszcze z nami idzie?
- Nikt. Tylko my oboje.
- Ale przecież...
- Widzę, że ogarnia panią strach, pani Lindsey. Boisz się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dancemix1234.keep.pl