[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dziękuję za wszystko, Peter. Chyba sama opat
rzność zrządziła, że się spotkaliśmy w biurze.
- Jestem ci wdzięczny, że mnie wysłuchałaś - nie
spodziewanie na jego ustach pojawił się nieśmiały
uśmiech. - To rzadka zaleta.
- Zawsze cię wysłucham.
- Wiem, że to nie pusta obietnica.
- Mam zamiar porozmawiać z Vance'em. - Libby
wyskoczyła z ciężarówki i uśmiechnęła się do niego.
Kiwnął głową, pomachał jej ręką na pożegnanie
i odjechał. Libby szybko zapłaciła rachunek. Nie
zwlekając ruszyła w powrotną drogę na farmę. Do
zmroku pozostało niewiele czasu.
Gdy skręciła w boczą, bitą drogę, poczuła zapach
gajów pomarańczowych. Jak Vanće mógł w ogóle
myśleć o sprzedaży farmy? Ciężko będzie jej stąd
wyjeżdżać. To był ich dom. Po wczorajszej, pięknej
nocy, nie mogła nawet pomyśleć o rozwodzie. Czy
gdyby się wczoraj nie kochali, również poprosiłby ją
o rozwód? Mieli przecież tworzyć wspólny front
teraz, kiedy miał takie kłopoty. Przestała cokolwiek
rozumieć...
- A ty gdzie byłaś?
To Vance niespodziewanie otworzył drzwi, właśnie
gdy sięgała do klamki. Cofnęła się, osłupiała z za
skoczenia. Czekał na nią. Martin musiał mu powie
dzieć, że odjechała z Peterem. Miał tak dziwny wyraz
twarzy... Poczuła się niepewnie.
- Czekałam w warsztacie w Nairobi na jeepa,
który się popsuł. - Chciała go wyminąć, ale chwycił
jej rękę i mocno przytrzymał. Zanim zdążyła się
zorientować, stała oparta o drzwi, a Vance tak ją
trzymał, że była zupełnie unieruchomiona.
- I cały czas byłaś sama? - pochylił głowę tak, że
czuła zapach jego wody po goleniu. W kąciku jego
zaciśniętych ust nieznacznie drżał napięty mięsień.
Doznania zeszłej nocy były tak silne, że jeszcze teraz
przechodził ją dreszcz na samo ich wspomnienie.
- Martin Dean nie tracił czasu, prawda? Peter miał
rację. - wiedziała, że samo brzmienie tego imienia
wywoła wściekłość Vance'a, ale nie przejmowała się
tym. Sytuacja i tak nie mogła już być gorsza.
- Dowody przeciwko Peterowi stają się coraz
poważniejsze. Czy wiesz, że nie ma alibi na ten
wieczór, kiedy w domu wybuchł pożar. Czy nie
widzisz, jakim niebezpieczeństwem grozi przebywanie
w jego towarzystwie w obecnej sytuacji? Powiedziałem
ci wczoraj w czasie przyjęcia, że mu nie ufam. Martin
przyszedł do mnie z wiadomością, że odjechałaś
z Peterem, ponieważ martwił się o ciebie i miał po
temu powody. - Jego usta wykrzywiły się w złości.
- I to ma być kochająca, oddana, rozsądna żona?
- Z dużą beztroską traktujesz swoje bezpieczeństwo,
Libby - powiedział, opierając dłonie na biodrach.
- Jeżeli nadal masz na myśli Petera, to powinieneś
wiedzieć, jak doszło do tego, że pojechaliśmy razem.
Stał przy windzie, gdy wyszłam z twojego gabinetu.
Powiedział, że jedzie do kopalni. Spytałam więc, czy
może mnie podwiezć do warsztatu. Powiedział mi, że
ci się to nie spodoba, a ludzie zaczną plotkować. Jeśli
chcesz znać prawdę, musiałam go namawiać, żeby
mnie zabrał.
- Czy nie widzisz, że jemu w to graj? To ty go
przekonywałaś. Zaryzykował wiedząc, że mi się to nie
podoba. On nie ma sumienia. Bardziej niż kiedykol
wiek chciałbym, żebyś wyjechała z Nairobi i wróciła
do Anglii, gdzie będziesz bezpieczna. Jeżeli po
trzebowałaś pomocy w sprawie samochodu, powinnaś
była mi o tym powiedzieć.
- Kiedy opuściłam twój gabinet, nie w głowie mi
był jeep - tłumaczyła cichym głosem. - Peter myślał,
że jestem chora. Był bardzo uprzejmy i nie zauważyłam,
by kierowały nim jakieś ukryte motywy.
- Wstawiasz się za nim? - twarz mu spochmurniała.
- Wytłumaczył mi, co się stało w twoim domu
w Anglii trzy lata temu. Wydaje mi się, że powinieneś
coś wiedzieć.
- Czy usiłujesz mi wmówić, że Peter nie zrobił
wszystkiego, co było w jego mocy, żeby cię poderwać
tego wieczoru. Byłem tam. Widziałem wszystko.
- W jego oczach pojawiły się grozne błyski. - Nigdy
nie myślałem, że mógłbym się tak bardzo pomylić
w ocenie człowieka.
- Tak, wszystko widziałeś. Nie wiesz jednak,
dlaczego tak się zachował.
- O czym mówisz?
- Zrobił to dla kawału. Nancy znała jego plan
- opowiadała z ożywieniem. - Zaczęli się zastanawiać,
czy jesteśmy zakochani. Peter twierdził, że zna cię
lepiej niż inni i dziwił się, że mogło ci się to przydarzyć.
Postanowił wystawić cię na próbę.
Vance zamknął oczy, ale widziała, że nareszcie
zaczął jej słuchać.
- Kłopoty zaczęły się, gdy jego podejrzenia okazały
się prawdziwe. Zaspokoił swoją ciekawość i jedno
cześnie stracił twój szacunek i przyjazń. Czy naprawdę
nie rozumiesz? To dlatego Nancy zabrała mnie na
zakupy. Chciała wszystko wytłumaczyć. Kiedy jednak
zdała sobie sprawę z tego, że niczego nie zauważyłam,
zrezygnowała.
- Złapałaś się na haczyk.
- Ależ jesteś w błędzie! - protestowała, zupełnie
załamana. - Spytałam go o ten wieczór. Inaczej nigdy
nie zacząłby na ten temat mówić. Dlaczego nie
pozwoliłeś mu wytłumaczyć, co się stało? Zraniłeś
i jego, i siebie, nie wyjaśniając tej sprawy. Obawiam
się, że można mu zarzucić jedynie to, że zdecydował
się na głupi dowcip, który i tak obrócił się przeciw
niemu. Na dodatek zwichnęło mu to karierę, a jego
małżeństwo rozpadło się.
- Byłabyś świetnym adwokatem. - Vance nawet
nie poruszył się. - Moje gratulacje. Twoja obrona tej
nieskalanej niewinności jest wręcz błyskotliwa, godna
mistrza. Zdobył w tobie idealnego rzecznika, moja
droga żono.
- Potrzebuje kogoś, kto go wysłucha. - Odgarnęła
włosy z czoła. - To oczywiste, że nie mógł zwrócić się
do ciebie.
- %7łona Martina mogłaby cię nieco oświecić w kwes
tii wielkiej szlachetności Petera Frommsa. Nie musisz
wierzyć mi na słowo.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]