[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdumieni twoim talentem.
Sabrina uśmiechnęła się lekko, słysząc dumę w jego głosie.
- Pochwały nic nie kosztują, panno Lane - dobiegł ją żdrugiej strony głos Howella. - Odniosła pani sukces,
moja droga, ponieważ nasi goście wyciągają portfele i karty kredytowe. To najlepszy miernik pani talentu.
- Ja tylko tworzę - Sabrin\ dała do _zrozumienia, iż nie )ma nic wspólnego z ustalaniem cen.
Akurat tej rzezby w ogóle nie chciała wystawiać, lecz Fletcher okazał się nieugięty. W końcu uległa, lecz pod
warunkiem, że ,popiersie nie będzie na sprzedaż. I wtedy okazało się, iż spryt Howella nie ogranicza się
tylko do spraw finansowycb lub artystycznych.. Spytał, czy Sabrina naprawdę chce rozbudzić ,ludzką
ciekawość i wywołać plotki, co się niechybnie w takim przypadku stańie. Lepiej ustalić tak
nieprawdopodobną cenę, by nikomu nawet nie przyszła do głowy myśl o kupnie. . Sabrina zgodziła się na
ten pomysł.
- Jak Bay zareagował, gdy zobaczył swoją podobiznę?
- zainteresowała się Parnela.
Ponieważ właśnie w tym momencie ktoś zaczął składać jej gratulacje, Sabrina skorzystała ze sposobności,
by uniknąć udzielenia odpowiedzi na to kłopotliwe pytanie. Parę innych osób też przystanęło obok i na
szczęście uwaga Pameli skupiła się na rozmowie z kimś znajomym.
. Jakaś kobieta rozwodziła się wylewnie nad oszała,miającym talentem autorki prac. Sabrina nie bardzo
wiedziała, jak ma zareagować. Na szczęście pojawił się również Howell Fletcher. , - Przepraszam, pani
Hamilton, ale muszę porWać naszą artystkę na chwilę - powiedział gładko i wyciągnął Sabrinę z
rozgadanego tłumu.
Przyjęła to z ulgą i dyskretnię wytarła spocone dłonie o czarną suknię.
- Nie bardzo wiem, jak to powiedzieć - w głosie Howella dzwięczała obawa. - MaI?Y nabywcę na popiersie.
Chce się z panią widzieć.
- Nie ma mowy o sprzedaży!
- Próbowałem mu wyjaśnić, że nie chce się pani pozbywać tej rzezby i stąd taka wysoka cena. Ale nie mo~
głem mu przecież tłumaczyć tak wyraznie, gdyż to mogłoby się przedostać do wiadomości publicznej, a
wtedy również pozostałe ceny zostałyby zakwestionowane - bronił się.
- Nie powinnam była dać się przekonać, żeby ją wystawiać. Pan się domyślał" jaki jest mój stosunek do tej
pracy - stwierdziła oskarżycielsko.
- To prawda - przyznał cicho. - Trudno, musi mu pani jakoś to wyperswadować, może namwić na zakup
czegoś innego? Czeka w moim biurze, pomyślałem, że taka rozmowa nie powinna mieć świadków.
Poprowadził ją korytarzem, potem otworzył drzwi i wpuścił do środka.
- Powodzenia - mruknął i zamknął za nią drzwi.
Odwróciła się ze zdziwieniem, gdyż była przeko~ana, że zostanie, by ją wspomóc. Nagle usłyszała, iz ktoś
wstaje z fotela. Przywołała uśmiech na twarz i postąpiła w kierunku dzwięku.
- Witam - wyciągnęła rękę. - Nazywam się Salrina Lane. Poinformowano mnie, że życzy pan sobie nabyć
jedną z moich rzezb.
- Dobrze cię poinformowano.
Wyciągnięta ręka opadła ciężko.
- Bay... Przecież Pamela właśnie mówiła mi, że żeglujesz gdzIeś przy brzegach Kalifornii. Czyżbyś potrafił
przebywać w dwóch miejscach jednocześnie?
Co zadrań z tego Howella! Czemu jej nie ostrzegł? Nic dziwnego, że zwiał, by nie narażać się na jej gniew. -
Nie zamierzałem siedzieć tam do końca życia - powiedział tym bezosobowym tonem, który tak bardzo ją
- Dziś wieczorem osiągnęłaś swój sukces. No, i jak się czujesz?
Okropnie, odpowiedziało jej serce.
- Wspaniale - skłamał jej głos.
- W tej czerni Wyglądasz nieZWykle elegancko... wręcz wytwornie, a ów pojedynczy sznur pereł wspaniale
dopełnia całości. Przy tym zestawięniu twoja cera jest jeszcze jaśniejsza a twarz nierealnie piękna.
Wyglądasz, j'akbyś przeżyła wielką tragedię i podniosła się z niej li najWyższym Wysiłkiem. Jutrzejsza prasa
będzie pełna spekulacji na twój temat - skomentował cynicznie.
Pragnęła Wyznać, że teraz jej tragedią było nie to, iż straciła wzrok, lecz że straciła jego, ale milczała.
- Sądziłem, iż Wyrzuciłaś już tę laskę i znalazłaś sobie inną. - Gdy to powiedział, odruchowo zacisnęła na
niej palce, jakby się bała, że Bay zechce odebrać swój prezent.
- Czemu miałabym to robić? Laskajak laska, po prostu potrzebuję jej - nerwowo wzruszyła ramionami.
- Wcale cię nie podejrzewam, że trzymasz ją ze względów sentymentalnych -. zapewnił sucho. - Chociaż,
góy ujrzałem dzisiaj swoje własne popiersie, zdziwiłem się. Wygląda na to, że wspominasz naszą
znajomość bez niechęci.
- Bo to prawda. Zresztą, powiedziałam ci kiedyś, że podoba mi si~ twoja twarz. Masz takie wyraziste i dumne
rysy. .
- . Howell powtórzył ci, iż chcę kupić tę rzezbę?
- No wiesz! Nie sądziłam, że jesteś aż takim egocentrykiem - zdobyła się na Wymuszony śmiech. - Kupować
własną podobiznę!
- Będzie to dla mnie miła pamiątka. ..
- Niestety... - Odwróciła się bokiem, próbując uciec
przed badawczym i zimnym spojrzeniem, które czuła na twarzy. '- To nieporozumienie., Ta rzezba nie jest na
sprzedaż. .
- Dlaczego nie? - Wydawało się, że w ogóle nie przejmuje się jej odmową. Jak ZWykle zresztą. - Celem tej
wystawy jest przecież sprzedaż,prezentowanych dzieł. - Tak, ale akurat tego jednego nie zamierzałam
sprzedawać - zaprotestowała. - Właśnie dlatego ustaliliśmy tak nierealną cenę. .
- Ale ja to chcę kupić za tę cenę - obstawał przy swoim Bay.
- Nie! Nie pozwolę na to! - Z desperacją uderzyła laską o podłogę. - Zabrałeś mi wszystko! Niech
przynajmniej zostanie mi to!
- Ja ci cokolwiek zabrałem? - Zaśmiał się urągliwie i chWycił ją mocno za przegub. - Przecież to ty\mnie
Wykorzystałaś! Zapomniałaś już? Czemu więc nie chcesz wziąć również moich pieniędzy? I tak dostałaś
wszystko, co mogłem ci dać.
- A co mi dałeś? Współczucie? Litość? Poświęcenie?
. -,- Uderzenia laski akcentowały poszczególne słowa. I myślisz, że to dla mnie takie wspaniałe i ważne?
Otóż nie! To nieja się dla ciebie liczyłam, tylko to, że mogłeś tak wielkodusznie spełniać dobre uczynki!
- Ty cały czas uważasz, iż ja się nad tobą lituję? - spytał znękanym głosem.
- A co innego? Przecież mnie nie kochasz! - parsknęła pogardliwie.
- Ajeżeli tak? - Położył dłoń na jej karku i zmusił, by odwróciła ściągniętą z bólu twarz w jego stronę. - Czy
sprawiałoby ci to jakąś różnicę?
Sabrina pomyślała, że gdyby jej nie dotknął, jakoś udawaby jej się przetrzymać tę rozmowę bez rozklejenia
się . Ale teraz nie była już w stanie się pozbierać. Zrobiło jej się słabo i nagle nie miała już siły dłużej
udawać. Bezradnie oparła głowę na jego ramieniu.
- Gdybyś mnie kochał choć trochę... - szepnęła z żalem. - Być może wtedy uie próbowałabym walczyć z
moją miłością do ciebie. Ale muszę, gdyż to oczywiste, że nie mogę być z kimś; kto się tylko nade mną lituje.
- Sabrino, ty naprawdę nic nie widzisz - Bay powiedział to takim tonem, jakby nagle jakiś ogromny ciężar
spadł mu z serca. Objął jąjedną ręką, a wolną dłonią zaczął delikatnie gładzić -jej policzek. - Ja nigdy się nad
[ Pobierz całość w formacie PDF ]