[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do mnie podobieństwo. Nie mogłem dostrzec w nim nic z Eleanor.
Papa! krzyknął. Ruszył w moim kierunku krokiem tak chwiej
nym, że potknął się i jak długi runął na twarz.
Przykro mi rzekłem, gdy Derry pomagał mu się podnieść
widzieć cię w stanie, który nie pozwala ci powitać mnie należycie. Bądz
tak dobry i natychmiast idz do swojego pokoju, zanim cała służba zobaczy
ciÄ™ w tak haniebnej formie.
Tak, papo odparł z pokorą. I nie zważając na to, co powiedzia
łem, spróbował mnie uścisnąć.
Wystarczy powiedziałem. Uważałem, że chłopcu w jego wieku
nie wypada okazywać uczuć w sposób tak afektowany. Poza tym
chciałem, by wiedział, że jestem na niego zły. Natychmiast idz do
swojego pokoju.
Kiedy odszedł, zwróciłem się ostro do Derry'ego Stranahana:
Na długo przed moim wyjazdem do Ameryki stanowczo za
broniłem Patrickowi pić więcej niż jeden kieliszek wina dziennie.
40
I stanowczo zakazałem tak Patrickowi, jak i tobie pić samogon. Ponieważ
jesteś starszy, ciebie obciążam całkowitą odpowiedzialnością za dzisiejszy
incydent.
Ależ oczywiście, milordzie odparł Derry z naburmuszoną miną
i żałosnymi oczyma. Ma pan do tego prawo. Ale my byliśmy z wizytą
u moich krewniaków Joyce'ów, a w tej rodzinie odmowa przyjęcia małego
dowodu gościnności uchodzi za śmiertelną zniewagę.
Jestem w pełni świadom zwyczajów panujących w tej rodzinie
powiedziałem oschle. Ma się to nigdy więcej nie powtórzyć,
zrozumiano? Jeszcze raz, a zapewniam cię, że będę bardzo rozgniewany.
Zaprowadz konie do stajni i idz do swojego pokoju. Nie życzę sobie
oglądać cię dziś więcej.
Słucham, milordzie. Z głębi serca proszę o wybaczenie. Słowo
honoru, jest mi bardzo przykro. Ale zanim pójdę na górę, czy mógłbym
wziąć coś na ząb?
Nie możesz odparłem, w duchu przeklinając ten jego czar, który
sprawiał, że traktowanie go tak srogo, jak na to zasługiwał, było bardzo
trudne. Dobranoc, Rodericku.
Dobranoc, milordzie odpowiedział smutno i pobiegł przez
podjazd do błąkających się tam koni.
Wróciłem do biblioteki, skończyłem brandy i przeniosłem się do
jadalni, gdzie zjadłem bekon z ziemniakami, pośpiesznie dla mnie
przyrządzony. Dopiero potem byłem w stanie zmusić się do wyciągnięcia
z szafki w garderobie dyscypliny. Z ociąganiem wspiąłem się na górę, by
spełnić rodzicielski obowiązek.
Patrick zapalił w swoim pokoju obie lampki. Kiedy wszedłem,
odkurzał stół przy oknie. Podejrzewałem go, że rzezbił, ale nigdzie nie
zauważyłem śladu wiórków, a jedynie przypięte do baldachimu łóżka
akwarele zdradzały, czym się zabawiał odkąd uciekł od swojego guwer
nera Wśród tej kolekcji był znakomity obraz jego ulubionego irlandz
kiego charta, dwa nieudane wizerunki ptaków, ciekawy szkic maleńkiej
córki Hayesa i pyszny portret jakiegoś długowłosego dżentelmena, który,
jak przypuszczałem, mógł być tylko Jezusem Chrystusem.
Nie powiedziałem nic. Wiedział, że nie aprobuję jego rozrywek. Ale
wiedział także, iż toleruję malowanie, ponieważ jest ono lepsze od
wszystkich innych jego zainteresowań. Kiedyś przyłapałem go na kopa
niu rowu w Woodhammer Hall. Z przekonaniem zapewniał mnie, że
przeprojektowuje grunt na styl osiemnastowieczny i że ten rów jest
pysznym żartem. Innym znów razem także w Woodhammer Hall
zastałem go, jak pomagał pewnemu strzecharzowi naprawiać dach
chaty jednego z dzierżawców. Malować mógł przynajmniej w zaciszu
swojego pokoju, bez wywoływania niepotrzebnych komentarzy. Ale jego
rzemieślnicze inklinacje, objawiane tak nierozważnie na oczach wszyst
kich moich dzierżawców, stanowiły dla mnie zródło zakłopotania. Byłem
41
zły, że Patrick z taką beztroską wystawia się na pośmiewisko. Uznając, że
jego pociąg do ogrodnictwa mógłby pójść w bardziej pożądanym
kierunku, próbowałem zapoznać go z różnymi teoriami uprawy ziemi,
lecz w najmniejszym stopniu go to nie zainteresowało. Jak mi wyznał, figę
go obchodzi technika uprawy pola tulipanów. Znacznie zabawniej jest
usunąć chwasty z grządki kwiatowej i posadzić tam nagietki.
Ależ, synu mówiłem z rozpaczą nie możesz przejść przez
życie pieląc grządki jak prosty ogrodnik.
Dlaczego nie? pytał Patrick, przybierając zakłopotany wyraz
twarzy, który zawsze doprowadzał mnie do furii i przy którym zmuszony
byłem wygłaszać jeden z tych nudnych wykładów o jego pozycji
i obowiązkach, jakie pewnego dnia zostaną na niego nałożone, o koniecz
ności zainteresowania się administrowaniem posiadłością czy polityką.
Dziadek nie zawracał sobie głowy takimi sprawami protestował
Patrick. Prowadził spokojny żywot w Cashelmarze i robił to, na co miał
ochotÄ™.
Jaki związek ma to z naszą rozmową? Twój dziadek żył w innym
stuleciu, kiedy ludzie naszej klasy nie czuli siÄ™ odpowiedzialni za Å‚ad
społeczny i moralny. Od tamtego czasu świat poszedł do przodu, a nawet
jeśli tak nie jest, nie widzę powodu, dla którego miałbyś obowiązek pójść
w ślady dziadka. Jesteś synem moim, nie jego.
Prawda jednak była bardziej skomplikowana. Często spostrzegałem
w Patricku cechy mojego ojca. Uważałem to za paradoksalny wybryk
dziedziczności ja, który w niczym nie przypominałem ojca, zdołałem
jakoś przenieść to podobieństwo na mojego syna.
Spojrzawszy raz jeszcze na zwisające z baldachimu obrazki, starałem
się być cierpliwy i sprawiedliwy.
Oczekuję wyjaśnienia zacząłem spokojnie. Dlaczego po
rzuciłeś swojego guwernera, mimo że przed wyjazdem do Ameryki
zapowiedziałem ci wyraznie, co się stanie, jeśli znowu uciekniesz?
Wykonał bezradny gest rękoma i zawstydzony zwiesił głowę.
Synu, jestem pewien, że masz coś na swoje usprawiedliwienie.
Nie, papo.
Ale dlaczego to zrobiłeś?
Nie wiem.
Byłem tak rozwścieczony, że z trudem hamowałem się, by go nie
uderzyć. Zdecydowałem jednak dać mu wszelkie szanse obrony.
Czy guwerner był dla ciebie niemiły?
Nie.
Nie lubiłeś go?
Nie, papo.
Czy w Londynie byłeś nieszczęśliwy?
Nie, papo. Ale byłem trochę osamotniony. Więc kiedy zdałem
sobie sprawę, że Derry będzie w domu w czasie przerwy szkolnej...
Dobrze wiedziałeś, że bez właściwej opieki nigdy nie zgodziłbym
się na twój pobyt w Cashelmarze z Roderickiem. Roderick jest wspania
łym młodzieńcem, ale wkracza w niebezpieczny wiek. Przypomnij sobie,
w jakie tarapaty wpędził cię dziś wieczór! Całą winą za twoje pijaństwo
obciążam jego, ale winię też ciebie, że tak łatwo poddajesz się jego
wpływom.
Tak, papo.
Czy jest jeszcze coś, co usprawiedliwiałoby twoje nieposłuszeństwo?
Nie, papo odparł.
Spojrzałem na niego bezradnie. Nie chciałem go bić. Ale przecież
wcześniej zobowiązałem się go ukarać, jeśli nie skończy z uciekaniem od
guwernerów. I teraz nie wiedziałem, jak mógłbym uniknąć lania, nie
tracąc twarzy. Mimo że jak każdy odpowiedzialny rodzic byłem
wyznawcą maksymy: Oszczędz rózgi, rozpieszczaj swe dziecko", za
cząłem myśleć, że Patrick rozwinął w sobie pewien rodzaj odporności,
który oszczędzanie rózgi" czynił sprawą całkowicie dla niego obojętną.
Oczywiście byłem świadom, że to tylko złudzenie. Złudzenie czy nie,
miąłem jednak wątpliwości, do jakiego stopnia bicie może go po
wstrzymać od dalszych wykroczeń.
Zatem jeśli nie masz nic więcej do powiedzenia rzekłem do
niego nie dajesz mi wyboru i muszę cię ukarać tak, jak na to zasłużyłeś.
Tak, papo odparł. I bez słowa przyjął rózgi.
Zaniepokoiła mnie taka pasywna postawa. Ale w tym momencie
byłem już zbyt zmęczony, by zastanawiać się nad alternatywną formą
kary na przyszłość. Kiedy Patrick wyszedł, z ulgą oddaliłem się do moich
apartamentów.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]