[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie przeżyje tragedii, jeśli coś mu się stanie.
W drugą środę września Amber i Virginia pojechały do szpitala na
pierwszą sesję w szkole rodzenia. Amber nie znała żadnej z kobiet, które
przyjechały na to spotkanie. Większość z nich była w bardzo
zaawansowanej ciąży, tuż przed terminem porodu. Patrzyła na nie,
zastanawiając się, jak będzie wyglądała pod koniec ciąży.
- Nigdy nie chodziłam na takie zajęcia - szepnęła Virginia, rozglądając
się po pokoju, który był urządzony jak sypialnia dziecka.
- Mama mówi to samo. Zupełnie jakby po raz pierwszy była w ciąży.
124
RS
Przeszły do sąsiedniego pomieszczenia, przedzielonego oknem od sali,
w której leżały przykryte różowymi kocami niemowlęta. W kącie siedziała
jedna z matek na bujanym fotelu, trzymając na ręku dziecko.
- Tutaj przyjmujemy gości. Dzieci spędzają z nami kilka godzin, a
resztę doby z matką. Jeśli wszystko przebiega bez powikłań, zazwyczaj
wypisujemy nasze pacjentki do domu w drugiej dobie po porodzie.
- A jeśli są powikłania? - spytał ktoś z sali.
- Wtedy pobyt trwa trochę dłużej. Pracują u nas wolontariuszki.
Zajmują się dziećmi, których matki z jakichś względów nie mogą chwilowo
opiekować się swoim potomstwem. Jeśli któraś z was ma nadmiar wolnego
czasu, zapraszamy do pracy.
Amber popatrzyła na Virginię, która nie spuszczała wzroku z
maleństw.
- Powinnaś się zgłosić - szepnęła do teściowej.
- Ja? Nie znam się na małych dzieciach.
- To żadna filozofia. Powinnaś się nad tym zastanowić. Masz dużo
czasu, a tu przydałaby się każda pomoc.
- Będę zajęta moją wnuczką - powiedziała wolno.
- Nie, nie będziesz. Możesz ją odwiedzać, ale nie zapominaj, że to nie
twoje dziecko. Powinnaś mieć jakieś zajęcie, które nie pozwoli ci rozmyślać
tylko nad tym, jak rozpieszczać moją córkę. Pomyśl o tym - powiedziała
twardo Amber.
- Może masz rację - odparła w zamyśleniu Virginia, ponownie
spoglądając na maleństwa.
Po zajęciach odwiozła Amber do domu.
- Nadal widujesz się z tym mężczyzną? - spytała od niechcenia.
125
RS
- Jeśli masz na myśli Adama, to nie. Nie widziałam go od czasu, kiedy
pomagał mi złożyć łóżeczko.
Virginia przez chwilę milczała.
- Wiesz, coraz częściej myślę o tym, by spakować rzeczy Jimmy'ego i
sprzątnąć jego pokój. James uważa, że powinniśmy tam urządzić pokój
gościnny. Mogłabyś czasami zostawiać u nas małą, kiedy będziesz chciała
gdzieś wyjść albo na jakiś czas wyjechać. - W głosie Virginii słychać było
głęboki smutek.
- JesteÅ› o tym przekonana?
- Nie wyrzucę tych rzeczy, tylko je spakuję. Może córka Jimmy'ego
będzie chciała je kiedyś zobaczyć.
- Na pewno tak. Opowiemy jej wszystko o ojcu. O tym, jakim był
świetnym sportowcem, jak uwielbiał popcorn i jak bardzo kochał nas
wszystkich.
- Tak mi ciężko, Amber. Mam nadzieję, że umrzesz przed swoim
dzieckiem i nie będziesz musiała przeżywać tego co ja.
- Chcę dać jej na imię Jamie Marie, na cześć Jimmy'ego.
- Piękne imię - uśmiechnęła się Virginia.
Dalszą drogę przebyły w milczeniu, aż zajechały przed dom Amber.
- Wiesz, on miał rację. Pewnego dnia zakochasz się i wyjdziesz za
mąż. Nie pozwól tylko, aby Jamie Marie zapomniała o swoich dziadkach.
- Virginio, nawet jeśli wyjdę za mąż, na zawsze będziecie dziadkami
Jamie. Będzie z wami spędzała dużo czasu bez względu na moje dalsze losy.
Liczę na to. Nigdy nie poznałam moich dziadków i nigdy nie pozbawiłabym
mojego dziecka miłości dwojga kochających ludzi.
- Twój nowy mąż może mieć inne zdanie.
126
RS
- Nigdy nie wyszłabym za człowieka, który zabraniałby mojemu
dziecku kontaktów z dziadkami. Na razie jednak nie zamierzam wychodzić
za mąż, więc nie musisz się martwić.
- A Adam?
- Powiedziałam ci już, że się nie spotykamy. Jeśli się w kimś
zakocham, to na pewno nie w strażaku, policjancie czy wojskowym.
- Jak będziesz gotowa, przedstawimy cię naszemu znajomemu, który
jest handlowcem.
- Umowa stoi - roześmiała się Amber.
Czy kiedykolwiek będzie gotowa spotykać się z kimś innym niż
Adam?
- Myślę, że popełniasz błąd - powiedziała Bets, kiedy spacerowały po
terenie uniwersytetu. Dzień był słoneczny i wszędzie było pełno młodych
ludzi, którzy sprawdzali plan zajęć w nowym roku i przystawali, by
porozmawiać ze znajomymi.
- Mówiłaś mi to już kilka razy. To staje się nudne.
- A ty konsekwentnie ignorujesz moje słowa.
- Co innego mi pozostaje?
- Nic. Skoro minęły trzy tygodnie, a ty za nim nie tęsknisz, to znaczy,
że nie był dla ciebie.
- Tęsknię, i to bardzo... Jest jednak zbyt wcześnie, aby się z kimś
związać. Strach przed utratą bliskiej osoby jest zbyt silny. Nie rozumiesz
tego. To po prostu trzeba przeżyć. A co będzie, jeśli coś przytrafi się mojej
matce albo Mattowi? On tak dużo lata.
- Statystycznie rzecz ujmujÄ…c, latanie jest najbezpieczniejszym
środkiem transportu. Podobnie jak statystycznie rzec biorąc, więcej młodych
ludzi dożywa sędziwego wieku niż ginie w młodości.
127
RS
- Ale nie w armii.
- Nieprawda, w armii też. Tak samo w straży albo wśród treserów
dzikich zwierzÄ…t.
- Treserów dzikich zwierząt?
- To kolejna niebezpieczna profesja.
- Będę o tym pamiętać, testując ewentualnych kandydatów na męża. A
teraz zmieńmy już temat.
- Na jaki?
- Myślisz, że polubimy doktora Scrubsa?
- Wątpię. Sprawia wrażenie nadętego dupka, ale tylko on wykłada ten
przedmiot. Cóż, nie mamy wyjścia, ale nie warto ułatwiać mu życia.
Potrenujemy na nim postępowanie z trudnymi rodzicami. Tak jak na twojej
teściowej.
- Ostatnio lepiej jej idzie.
- Niemożliwe.
- Naprawdę. Zaczęła pracować w szpitalu jako wolontariuszka na
oddziale niemowlęcym. Jest tym zachwycona. Codziennie chodzi do szpitala
i zajmuje się dziećmi, których matkom brakuje czasu. Cała się temu oddaje.
-I dobrze.
Tu ich drogi się rozchodziły. Amber ruszyła w stronę przystanku
autobusowego. %7łałowała, że nie jedzie do starego domu. Nawet jeśli zerwała
znajomość z Adamem, mogłaby choć w przelocie na niego popatrzeć.
Ciekawe, czy poprawiłoby jej to nastrój, czy tylko pogorszyło sprawę.
Bets poczekała z nią na zmianę świateł.
- Zadzwonię do ciebie pózniej i powiem, czy znalazłam jakieś
materiały do pracy.
Amber westchnęła.
128
RS
-Nie mam pojęcia, o czym powinna być moja praca. Mam nadzieję, że
coś mnie wreszcie oświeci.
Zapaliło się zielone światło i przyjaciółki pożegnały się.
- Zadzwonię! - krzyknęła Bets, a Amber ruszyła przez przejście. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dancemix1234.keep.pl