[ Pobierz całość w formacie PDF ]

lekkim truchtem opuszczał trawnik.  Taka młodzież musi mieć pewne przywileje, a liczba
miejsc w naszym liceum jest ograniczona. Nie mamy na to wpływu&  mówił.
Tymczasem ja, gdy on skupiał się nad grzecznym pożegnaniem niedoszłej uczennicy,
ubolewałam, że nie jestem obiektem szczególnej troski. Jak Opona. %7łe nie mieszczę się
w przypadkach losowych. Jak córka Sztolca, która urodziła się jako dziecko ginekologa.
A przecież dzieckiem ginekologa zostaje się losowo. Patrzyłam na dyrektora próbującego
przekonać samego siebie do podjętej decyzji i wyobrażałam sobie, jak pięknie byłoby stać przed
nim na jednej nodze, mieć tylko jedną rękę i jedno, w dodatku niewidzące oko& Jak miło byłoby
wjechać do dusznego gabinetu rozklekotanym wózkiem inwalidzkim. Albo stanąć przed nim
z zaświadczeniem, że jestem dzieckiem pogorzelców, powodzian, schizofreników& A może
dzieckiem niczyim, czyli wspólnym? Całego narodu, więc trochę i lekarza Sztolca, i nawet pana
dyrektora& Poczułam przejmujący żal, że rodzice tak zaniedbali moje pochodzenie. Nawet się
przyzwoicie nie rozpili na okoliczność szkolnego awansu swej córki. Nie zrobili nic z myślą
o mnie. Nie poszli siedzieć, nie podpalili posterunku milicji. Nie wzniecili pożaru w naszej
tartacznej kamienicy. Nie oszaleli i nie próbowali przypalać mnie żelazkiem. A na domiar złego 
nie umarli&
 No i w związku z tym, mhm, jakby to powiedzieć&  kończył dyrektor  & niestety, nie
mieścisz się.
 W czym się nie mieszczę?  zapytałam idiotycznie, gdyż wiedziałam, że nie mieszczę się
w granicach. Przyzwoitości. Wtedy jeszcze nie potrafiłam tego nazwać, ale od zawsze czułam, że
w moim mieście są granice szczelnie zamknięte przed takimi jak ja: z obrzeży miasta, z domów
tartacznych, z dzielnicy, o której pogardliwie mówiono  Kanada .
 No, w regulaminie  wybrnął dyrektor.  Nie mieścisz się w regulaminie.
Nie musiał niczego dodawać. Miałam taki szacunek dla wszelkich regulaminów, że jeśli
nawet odważyłam się dyskutować z dyrektorem, to nie weszłabym w żadną dyskusję z zapisem
praw i obowiązków.
 Rozumiem  skapitulowałam.  Regulamin nie pozwala.
Spojrzał na mnie dziwnie i zapisał na kartce adres szkoły zawodowej.
 Potrzebujemy teraz zdolnej młodzieży do pracy. Wciąż potrzebujemy. Rośnie nam
ojczyzna, rąk nigdy za wiele  mówił głosem spikera kroniki filmowej.
Lubiłam kronikę. Gdy ją oglądałam, udzielał mi się entuzjazm pokazywanych bohaterów
i komentatora. Poczułam nagłą ochotę włączenia się do prac, jakie na mnie czekały po szkole
zawodowej. Dyrektor uśmiechnął się i powiedział, że zrobi wszystko, aby tam przyjęto mnie
z otwartymi ramionami.
Do domu wracałam niemal radosna. Wciąż miałam wybór. Mogłam zostać sklepową,
krawcową, a nawet tokarzem. Mogłam naprawiać samochody lub uczęszczać na kurs gotowania.
Dwuletni. Zanim weszłam do domu, zrezygnowałam z gotowania. Jako rodzina
specjalizowaliśmy się w bimbrze i rybach. Uznałam, że to za mało.
Mama była zdziwiona, że to już po egzaminach.
 Ależ życie pędzi  powiedziała, kręcąc głową. Cerowała marynarkę taty, więc nawet nie
mogła podnieść głowy znad robótki.
Tata zapytał, jak mi poszło. Siedział z butelką piwa przy zepsutym gramofonie i próbował go
uruchomić. W naszym domu bez przerwy coś naprawialiśmy. Poza sobą.
Opowiedziałam wszystko, dziwiąc się, że tata wcale nie jest zadowolony.
 Z otwartymi ramionami tam mnie przyjmą!  ratowałam sytuację, gdy nerwowo odstawił
butelkę z piwem. Szczerze mówiąc, gruchnął nią o stół.
 Skurwysyny!  zawył, a ja cała się skuliłam. Klął bardzo rzadko. Tylko wtedy, gdy ktoś go
oszukał.  Nie daruję!  Grzmotnął pięścią w stół, stół się zachwiał, a następnie wypadł z niego
kawałek politurowanego kiedyś drewna.  Idę tam osobiście!  zagroził, a ja zdrętwiałam.
Mogłam być tokarzem i krawcową jednocześnie. Mogłam nawet być nikim, żeby tylko ojciec nie
próbował niczego naprawiać w szkole. Wystarczy, że wszystko psuł w domu. Nawet dyrektor [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dancemix1234.keep.pl