[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Proszę. Zajmę ci najwyżej godzinę. Chyba nie chcesz, żebym wracał do
wielkiego pustego domu pełnego kartonów?
W ciemnościach nie widziała jego twarzy. Nie potrafiła się zorientować, czy
mówi serio, czy żartuje.
- Przeprowadziłeś się tu miesiąc temu i jeszcze się nie rozpakowałeś?
- Niecały miesiąc temu. I nie, jeszcze się nie rozpakowałem. Kiepsko sobie
radzÄ™ w takich codziennych sprawach.
- Nie masz pokojówki albo gosposi? - zdziwiła się. Ktoś taki jak Douglas
Donohue powinien mieć zastępy służby.
57
- Nie - odparł, czytając w jej myślach. - Mieszkam sam. Służbę zostawiłem w
Nowym Jorku. Inaczej tak entuzjastycznie nie przyjÄ…Å‚bym twojego
zaproszenia na śniadanie.
- Biedaczysko.
- Och, nie. To całkiem miłe uczucie, jak się nikt obcy nie kręci po domu.
- Mówisz serio? - Zatrzymawszy się przy swoim aucie, wydobyła z kieszeni
kluczyki.
- Absolutnie. - Na moment zamilkł. - To twój wóz?
- Tak.
Zagwizdał cicho.
- Niezle.
Mrok ukrył rumieniec, jaki wystąpił na twarzy Sashy.
- Teraz rozumiesz, dlaczego lubię jezdzić suzuki?
- Hm, niektórzy sprzedaliby diabłu duszę za takie autko. -Obszedł maskę,
podziwiając samochód. - Sportowy mercedes dla dwóch osób. No, no.
- Mercedes, maserati, co za różnica? - mruknęła.
Może Doug był pod wrażeniem jej czterech kółek, ale nie do tego stopnia, by
pozwolił jej odjechać. Przytrzymał drzwi, zanim zdołała je zamknąć.
- PojadÄ™ za tobÄ….
- Nie musisz. Na pewno wkrótce znów na siebie wpadniemy. -Nagle ugryzła
się w język.
- Ojej...
58
- No właśnie. Lepiej nie wpadajmy. Mój samochód jeszcze nie otrząsnął się po
tamtym wypadku. Ani ja.
Sasha westchnęła ciężko.
- SÅ‚uchaj, to naprawdÄ™ nie ma sensu. Dobranoc.
Przez moment przyglądał się jej bez słowa - w blasku księżyca widziała jego
oczy - po czym skinąwszy z rezygnacją głową, zatrzasnął drzwi i się cofnął.
Czym prędzej przekręciła kluczyk w stacyjce, zawróciła i ruszyła długim
podjazdem w stronę szosy. Niecałą minutę pózniej w tylnym lusterku ujrzała
blask reflektorów.
Przeklinając pod nosem, zacisnęła ręce na kierownicy. Pocieszała się, że może
Doug jedzie do domu. W końcu to jest główna droga biegnąca wzdłuż
północnego wybrzeża wyspy, a on, jak sam mówił, ma z okien widok na
ocean. Wszystkie domy po prawej stronie drogi stojÄ… nad wodÄ…...
Kiedy dojechała do skrzyżowania Menemsha, straciła nadzieję, że się go
pozbędzie. Jechał za nią, tak jak zapowiadał. No i co teraz? Nie miała ochoty
na rozmowę z mężczyzną, który wzbudzał w niej tak silne emocje. Owszem,
była ciekawa, co z tej znajomości może wyniknąć, ale kto się na gorącym
sparzył, ten na zimne dmucha. A ona się sparzyła, fizycznie i psychicznie. Nie
szuka kolejnego guza. Nie potrzebuje towarzystwa Douga.
Niestety, nie miała w tej kwestii wiele do powiedzenia. Jechał za nią, skręcał
tam, gdzie ona, najpierw w South Road, potem w jej prywatnÄ… drogÄ™.
Zaparkowała w garażu. Na zewnątrz stało maserati; obok, oparty o maskę,
czekał Doug.
59
Co miała zrobić? Bez słowa otworzyła drzwi, weszła do środka, zapaliła
wszystkie światła. Dopiero wtedy, splótłszy palce, obróciła się twarzą do
mężczyzny.
- Chciałeś porozmawiać.
- Tak.
- SÅ‚ucham. ZerknÄ…Å‚ na fotel.
- Mogę usiąść?
- Proszę. - Sama zajęła miejsce w rogu kanapy. - Więc cóż to za sprawa
niecierpiąca zwłoki?
- Masz sympatycznych przyjaciół. To był bardzo udany wieczór.
- I o tym chciałeś porozmawiać? O moich sympatycznych przyjaciołach?
SwojÄ… drogÄ…, skÄ…d siÄ™ tam wziÄ…Å‚eÅ›?
- Mamy z Maggie wspólnego znajomego w Nowym Jorku. Napomknął jej o
mojej przeprowadzce na Martha's Vineyard. Kiedy Ginny zadzwoniła z
zaproszeniem na dzisiejszy wieczór, Maggie wspomniała jej o mnie. Wtedy
Ginny postanowiła mnie również dokooptować.
- Rozumiem.
- To bardzo ciekawa grupa ludzi. Każdy coś znaczy na swoim polu. - Zamilkł.
- Geoffrey naprawdę chciał cię sfotografować?
- Tak, ciÄ…gle siÄ™ naprasza.
- Ma ogromny talent.
- Wiem.
- I jest całkiem przystojny.
- To świr.
60
- Dlatego, że włosy leżą mu na kołnierzyku i nosi postrzępione dżinsy?
- Dlatego, że proponując mi sesję fotograficzną, chce mnie zaciągnąć do
łóżka... Ale nie przyjechałeś tu, żeby rozmawiać o Geoffie, prawda? O co
chodzi, Doug?
Wziął głęboki oddech, po czym wypuścił powietrze. Miał nadzieję, że Sasha
się odpręży, zaproponuje mu kawę, choć po ilości, jaką dziś wypił, pewnie do
rana nie zaśnie.
- Sasho, kim on był? - spytał cicho. Zesztywniała.
- Kto?
- Facet, który cię skrzywdził. Wzdychając ciężko, odwróciła głowę.
- Sasho, spytałaś, o czym ważnym i niecierpiącym zwłoki chcę z tobą
porozmawiać. Więc odpowiadam: o nas. Coś się między nami zaczyna dziać,
ale ten facet nie pozwala nam...
- Zaraz, zaraz - przerwała mu. - Dziać? Między nami? Dlaczego tak uważasz?
- Bo widziałem twoją reakcję na mój dotyk -odparł. - I twoją reakcję na twoją
reakcjÄ™.
- Hola! - zawołała ze śmiechem. - Reakcja na reakcję? Strasznie to wszystko
skomplikowane.
Doug nie dal się zbić z tropu.
- Ale nie musi być. Po prostu powiedz mi, kim on jest. Lub kim
był.
Wzruszyła ramionami.
61
- Sasho, oboje jesteśmy inteligentnymi ludzmi. I oboje wiemy, że na
osobowość człowieka składają się wszystkie doświadczenia z przeszłości.
Zarówno istotne, jak i nieistotne.
- Tak? Więc opowiedz mi o sobie! - zirytowała się. - O swoim życiu! O swoich
doświadczeniach. Jesteś sławnym projektantem mody, spotykałeś się z
najpiękniejszymi kobietami na świecie, a uganiasz się za mną. Dlaczego? Jaką
mogę stanowić dla ciebie atrakcję?
- Jesteś piękna. - Usiłował przewiercić ją spojrzeniem. - Z nikim niezwiązana.
Czysta i niewinna.
- Niewinna? Ha!
- Kim on był, Sasho? - Powoli ogarniała go coraz większa frustracja.
Poderwała się z kanapy i podeszła do kominka. Zaciskając palce na
marmurowej półce, przez moment wpatrywała się w rząd równo ustawionych
powieści kryminalnych. Wreszcie sięgnęła po jedną, która leżała otwarta,
grzbietem do góry. Hm, nawet nie pamiętała, kiedy ją tak położyła.
Zamknąwszy książkę, wsunęła ją z powrotem na miejsce.
- Kim on był? - powtórzył Doug, tym razem łagodniej, stojąc tuż za jej
plecami.
- Moim mężem! - krzyknęła.
- Kiedy się rozstaliście?
- Wieki temu - odrzekła cicho.
- Wieki? Jesteś zbyt młoda, aby... Obróciła się twarzą.
62
- Miałam siedemnaście lat, kiedy braliśmy ślub.
- Co się stało?
Speszyła się. Rzadko komukolwiek o sobie opowiadała, a już nigdy nie
zwierzała się obcym. Nie wytrzymując spojrzenia Douga, opuściła wzrok.
- To co zawsze - mruknęła. - Nie pasowaliśmy do siebie.
- I to cię zniechęciło do facetów? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dancemix1234.keep.pl