[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ekscytowany głos Joeya. - Mogę?
- Co? - Rozglądała się, zdezorientowana. - Co?
- Czy mogę pojechać jutro z Hawkiem?
Bezwiednie spojrzała na Hawka. Błękit jego oczu był głębszy niż
zwykle. PoznaÅ‚a mgieÅ‚kÄ™ dÅ‚ugotrwaÅ‚ego bólu. I nagle pojęła - cier­
piał, bo i ona cierpiała!
Bez skutku próbowała odwrócić wzrok. Nie mogła. Zapragnęła
nagle móc cofnąć czas. Przekreślić wszystkie straszne słowa, które
wypowiedział.
WiedziaÅ‚a, że byÅ‚o to niebezpieczne, że znów mogÅ‚a zostać z po­
ranioną duszą. Ale tak tęskniła... za nim!
- Tak, Joeyu, możesz jutro pojechać z Hawkiem - powiedziała,
spuszczając oczy. Była szczęśliwa, że nikt przy stole nie dostrzegł
niczego. Nikt nie usłyszał gwałtownego bicia jej serca. Nikt nie
zauważył przepełniającego ją niepohamowanego pragnienia.
Zapragnęła uciec. Lecz powstrzymała się. Był to najtrudniejszy
moment w jej życiu. Czas dłużył się niemiłosiernie. Całą siłą woli
zmuszaÅ‚a siÄ™ do jedzenia, do rozmawiania. Do Å›miechu. Gdy wresz­
cie posiłek dobiegł końca, była śmiertelnie zmęczona.
Po raz pierwszy była szczęśliwa, że musi posprzątać i pozmywać.
Obejrzała się, gdy mężczyzni wychodzili z kuchni. Joey szedł wraz
z nimi.
- Tylko wróć o pół do dziewiątej - rzuciła za nim.
Kiedy w koÅ„cu uÅ‚ożyÅ‚a Joeya do łóżka, wyszÅ‚a na ganek i opad­
Å‚a na huÅ›tawkÄ™. KiwajÄ…c siÄ™ leniwie, rozglÄ…daÅ‚a siÄ™ po ranczu. Ty­
le byÅ‚o jeszcze do zrobienia, tyle trzeba byÅ‚o naprawić, żeby gospo­
darstwo zaczęło przynosić porządne zyski. Chwilami opadała już
z sił.
- Amando?
Odwróciła się. To był Hawk. Serce podeszło jej do gardła.
- Hawk.
94 ZNALAZAEM DOM
Wcisnął ręce do kieszeni, przyglądając się jej w gęstniejącym
mroku.
- Musimy porozmawiać - powiedział powoli.
- O czym? - spytała nerwowo.
- O mnie.
- Co masz na myśli?.- wstała i podeszła do niego.
- Przedtem byłem ci potrzebny. Teraz zatrudniłaś dwóch nowych
ludzi. Chcesz, żebym wyjechał, czy mam zostać?
- A ty czego chcesz? - Otarła o dżinsy wilgotne dłonie.
- To nie ma znaczenia. To twoje ranczo, ty tu rzÄ…dzisz. Mam
zostać czy pakować się i wyjechać jutro rano? Decyzja należy do
ciebie. Zostałem po... tamtym wydarzeniu, bo wiedziałem, że byłem
potrzebny. Przybycie Matta i Jeremy'ego zmieniÅ‚o wszystko. Mo­
gÄ™ zostać i popracować jeszcze trochÄ™, mogÄ™ też wyjechać. Co wy­
bierasz?
Wcale nie chciaÅ‚a wybierać. On zdecydowaÅ‚ za niÄ… przed tygo­
dniem. Czemu teraz znów do tego wracał? Czy nie zdawał sobie
sprawy, w jakiej stawiał ją sytuacji? Nie obchodziło go to? Powinna
odesÅ‚ać go do diabÅ‚a. ZraniÅ‚ jÄ… przecież niewyobrażalnie. Ale w koÅ„­
cu powiedział tylko to, co sądziła większość mieszkańców Tagget.
Gdyby kazaÅ‚a mu wyjechać, posÅ‚uchaÅ‚by. ByÅ‚a tego pewna. Zo­
stawiÅ‚by Tagget i nawet by siÄ™ nie obejrzaÅ‚. I nigdy już nie zobaczy­
łaby jego uśmiechu. Nigdy nie objąłby jej. Nie. Nie mogła tego
zrobić. Jeszcze nie.
I choć zranił ją, to przecież ból zelżał. Pozostał żal i smutek, lecz
przecież... tęskniła. Tęskniła za nim.
- A więc? Co postanowiłaś? Wyjeżdżam czy zostaję?
Wahała się jeszcze.
- Zostań, proszę - powiedziała w końcu.
- Dlaczego?
- Bo chcę ciebie tutaj dla dobra rancza. - W końcu i tak miał zostać
u niej tylko do czasu, gdy agent znajdzie mu coÅ› odpowiedniego. A tym­
czasem przyda się jego siła, wiedza i umiejętności.
- ZostaÅ„, dopóki nie kupisz swojego rancza - powiedziaÅ‚a. Mia­
ła nadzieję, że nie popełniała błędu. Wierzyła w to.
ROZDZIAA ÓSMY
- I ja ciebie chcÄ™.
- Co?
- Chcę zostać. Ale żeby było inaczej niż ostatnio. Chcę, by znów
było tak jak wtedy w Thermopolis. %7łebyś patrzyła na mnie, żebyś
ze mną rozmawiała.
Podszedł bliżej.
- Chcę, żebyś pozwoliła znowu się pocałować.
- Tylko pocałować? - spytała cicho. Wyciągnęła rękę i poczuła,
jak gwałtownie bije mu serce. Nie dbała o plotkarzy z miasta. Nie
dbała o swoją reputację. Wiedziała, kim była.
Wiedziała już także, że to, co czuła do Bobby'ego Jacka, było tylko
zaślepieniem. Gwałtowną reakcją podlotka na pierwszego przystojnego
chłopaka, który okazał jej odrobinę zainteresowania.
Jej uczucia do tego mężczyzny były zupełnie inne. Głębsze,
potężniejsze i trwałe. Bolało ją bardzo to, co zaszło między nimi.
Pragnęła znów być z nim, dotykać go. I być dotykaną.
- Wiesz, że chcę więcej. Wiesz, że jestem przygotowany na więcej.
Zamrugała powiekami. Ależ tak. Miał na myśli tę paczuszkę,
którą kupił w Thermopolis.
- Chyba wiem - szepnęła.
Położył ręce na jej dłoni.
- No to jak? ZostajÄ™?
- Ze mną? - spytała, zbliżając się do niego.
- Czy jesteś tego pewna, Amando? Chcę, żebyś była całkowicie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dancemix1234.keep.pl