[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pomóc? - z drwiącym uśmieszkiem spojrzał na Pawła.
- Bardzo chciałbym, a jeżeli za dobrą opłatą, to gotowy jestem pomagać wszystkim
dzieciom świata - tak samo się uśmiechając odpowiedział Paweł.
- Widzę, że się rozumiemy. To najważniejsze. A teraz szczegóły. Towar będzie
schowany w sposób wykluczający możliwość znalezienia go w walizce, którą doręczymy ci
na godzinę przed odlotem. Będzie ona wyładowana różnymi nieważnymi przedmiotami, Na
lotnisku w Warszawie wsiądziesz do autobusu wiozącego pasażerów do centrum miasta.
Usiądzie przy tobie mężczyzna z lipcowym numerem Paris Matcha. Na okładce portret
Franco. WysiadajÄ…c on zabierze twojÄ… walizkÄ™, a na siedzeniu zostawi Paris Matcha, w
którym będzie dla ciebie reszta pieniędzy.
- Nie dostanę więc od razu całej gotówki?
- Nie myśl, że chodzi tu o brak zaufania, Po prostu nasze przedsiębiorstwo w ten
właśnie sposób dokonuje rozliczeń. Zwyczajowa sprawa. Połowę dajemy przed wykonaniem
zadania, a druga połowę po szczęśliwym zakończeniu.
- A jeżeli zakończenie nie będzie szczęśliwe? Marcos zachichotał radośnie, ale można
było wyczuć, że chichot ten wywodzi się jeszcze z tradycji molierowskich. Ten gangsterski
przedsiębiorca był wcale niezłym aktorem...
- To nam się nie zdarza, przedsięwzięcie jest najzupełniej pewne, nie ma żadnego
ryzyka. Te pieniądze w każdym wypadku trafią do ciebie - sięgnął do kieszeni, wyciągając
czarny wypchany portfel. - Ale, ale, mam też dla ciebie bardzo dobru wiadomość - zrobił
efektowną pauzę. - Postanowiono nie wliczać do twojego wynagrodzenia forsy, którą
otrzymałeś podczas naszego ostatniego spotkania. Oto więc dwa i pół tysiąca franków. Reszta
już niedługo w Warszawie - skrupulatnie odliczał banknoty.
Paweł szybkim ruchem zgarnął podsunięte mu pieniądze i schował do kieszeni.
- Jutro masz ostatni dzień na kupienie sobie czegoś. W tym kraju za psie pieniądze
można dostać wszystko. Tutaj jest bilet. Spotkamy się na lotnisku na godzinę przed odlotem.
Tam doręczamy ci walizkę. Czy wszystko zrozumiałeś?
- Oczywiście, Jak mógłbym się z wami skontaktować, kiedy przyjadę w przyszłym
roku?
- Przypominasz sobie bar, w którym spotkałeś Witolda?
- Tak.
- Zajdz tam, kiedy przyjedziesz następnym razem. Witold przychodzi tam codziennie.
Przypomnisz mu się i sprawa załatwiona. U mnie zawsze znajdziesz jakieś zajęcie. No, już
czas, wszystko zostało powiedziane. Czekaj na lotnisku, a my cię znajdziemy - dopił powoli i
wstał.
Jego młodszy kolega stał już od kilku sekund w wyczekującej postawie, trzymając
usłużnie kapelusz. Paweł zastanawiał się, ile jest w tyra wszystkim teatru i zapatrzenia w
amerykańskie wzory, a ile rzeczywistego gangsterskiego folkloru. Wychodzili zostawiając na
stole prawic pełną butelkę. Marcos przy drzwiach odwrócił się jeszcze.
- Myślę, że nie w głowie ci teraz robienie jakichkolwiek kawałów. Chyba oglądasz
gangsterskie filmy, my, bracie, harujemy ciężko w podobny sposób, jak wam to pokazują.
Paweł wykrzywił twarz w grymasie takiego zdumienia, że Marcos z uśmiechem
poklepał go po plecach,
- W porządku, chłopcze, jeszcze będą z ciebie ludzie.
Kiedy wyszli, przekręcił klucz w zamku i oparł się o drzwi. Pózniej podszedł do
stolika i napił się prosto z butelki. Whisky smakowała jak zwietrzała coca-cola.
- Mój drogi - powiedział do siebie czule - zarabiasz coraz więcej i nareszcie zaczynasz
podobać się ludziom.
Salski siedział przy biurku próbując na drewnianych liczydłach, które zastępowały mu
zepsuty kalkulator, obliczyć przewidywane wpłaty z kontraktu z pewną japońską firmą, kiedy
wpadł rozpromieniony Paweł z wieścią, że jeszcze dzisiaj odlatuje do kraju. Niespodziewanie
wygrał konkurs Afrodyta 77 i musi jak najszybciej odebrać nagrodę. Ofiarował obydwu
paniom po małym bukieciku, która to rozrzutność została przyjęta przez pozostałych
pracowników jako pierwsze objawy szaleństwa nawiedzającego młodych ludzi po
niespodziewanym sukcesie.
- To nie kupi pan samochodu? - zauważył złośliwie Konrad.
- Raczej nie, ale chętnie przejadę się pańskim, gdy spotkamy się w kraju - starał się
zachować powagę.
Konrad triumfująco spojrzał na Szymańską, dając jej do zrozumienia, jak bardzo się
pomyliła.
Salski z Pawłem rozmawiali jeszcze chwilę stojąc w małym korytarzyku przy
awaryjnym wyjściu. Małe, wąskie okno wychodziło na placyk, gdzie między zaparkowanymi
samochodami dzieci bawiły się w sobie tylko znaną grę. Wyszli stamtąd i Salski nie miał zbył
wesołej miny, Paweł zaś rzucał dowcipami na prawo i lewo. Umówił się z Elżbietą na
pożegnalna, kawę, pożegnał się ze wszystkimi, wyszedł na rozprażoną ulicę i wreszcie
przestał się uśmiechać.
Pół godziny pózniej Salski przypomniał sobie o ważnym spotkaniu z Japończykiem i
także wyszedł.
Szli teraz paryskimi ulicami w przeciwnych kierunkach. Wiedzieli, że nie spotkają się
już w tym mieście. Ten dzień miał być ostatnim dniem ich wspólnego działania.
Paweł wszedł do bistro przy Porte d'Orleans.
Chciało mu się pić, ale nie zauważył, kiedy postawiono przed nim pełny kufel. Był
zmęczony trzykrotnym zmienianiem metra w drodze do Corexu . Miał jednak pewność, że
nikt go nie śledził. Marcos uznał, że dalsza inwigilacja nic już nie da.
Niedawno prawie przez pół godziny rozmawiał z majorem. Oczywiście ten nie był
zadowolony, uważając, że Paweł przekroczył swoje kompetencje, lecz kiedy dowiedział się o
[ Pobierz całość w formacie PDF ]