[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Gdy tamten nie odpowiedział, oparł dłonie o biurko.
- Wie pan - powiedział - ostatecznie myślę, że w czasach przedwojennych w wielu ludziach i także chyba w
panu, panie sędzio, spoczywało mnóstwo pięknych, wspaniałych sił, tylko rzecz w tym, że te siły jakby spały,
nie potrafiły ocknąć się z odrętwienia i przemówić. A teraz, jeśli się pan dobrze wsłucha w nasz kraj, w jego
codzienne życie, to myślę, że dojrzy pan, w ilu ludziach budzić się poczynają te uśpione siły, jak one rosną,
jak się wśród tysiąca trudności wyprostowują i umacniają, a w sobie też pan z pewnością dosłyszy nowe
głosy, nowe myśli, nowe uczucia. Wszystko jest przed nami!
Rozgniótł w popielniczce niedopałek i pochylony nieco w ramionach, ręce wsunąwszy w kieszenie spodni
przeszedł w głąb
90
gabinetu. Mroczno już było w pokoju. Spoza drzwi dobiegał stuk warsztatu pani Alicji. Nagle ucichł i zaległa
cisza.
Kossecki siedział za biurkiem, jedną dłonią podparłszy głowę, w palcach drugiej obracając nóż do rozcinania
książek. Dopóki Podgórski mówił, słuchał go z uwagą. Ale zaledwie tamten umilkł, wniknął w niego
natychmiast poprzedni, głuchy i dręczący niepokój. Przez moment doznał takiego uczucia, jakby się zapadł w
ciemną, ogromną falę. Wstrząsnął się odruchowo i w tej samej chwili zdał sobie sprawę, że mu oczy
niespokojnie zabiegały. Jak dobrze z własnych doświadczeń obrońcy i sędziego znał wymowę podobnych
spojrzeń, wyrażających niepokój złoczyńców i przestępców, strach przed odpowiedzialnością ludzi ściganych.
Teraz, gdy sam się na tym spojrzeniu przychwycił, uczuł prócz upodlającego lęku panikę inną jeszcze,
graniczącą ze zdumieniem, z niedowierzaniem nieomal, ów jedyny i nieodwołalny strach, jaki ogarnia
człowieka, gdy musi sobie naraz uświadomić, że przegrał własne życie i wszystko, co dotychczas na
przestrzeni wielu lat wypracował był i osiągnął, w krótkiej sekundzie może zostać zmiecione bez śladu, bez
ratunku, bez cienia nadziei.
Wyciągnął rękę i po omacku natrafiwszy na stojącą z boku biurka lampę, przekręcił kontakt. Potem wraz z
krzesłem cofnął się poza krąg światła.
Podgórski stał w głębi pokoju pod piecem. Z roztargnieniem spojrzał na zapalone światło. Mrużył oczy.
- Tak, wszystko jest przed nami i dlatego tak trudno się pogodzić z niektórymi zdarzeniami. Dzisiaj znów
zastrzelono dwóch naszych towarzyszy...
Kossecki podniósł się nagle i podszedłszy do okna stanął tam, odwrócony do Podgórskiego plecami. Po
chwili odezwał się:
- Chciałem pana spytać o jedną rzecz...
- SÅ‚ucham.
- Dużo pan przeszedł przez te lata... Tamten wzruszył ramionami:
- Jak każdy.
- To nieważne.
- Wspólność?
- W pewnym sensie nieważne - poprawił się Kossecki natychmiast. - Albo nie zawsze ważne, tak może lepiej
powiedzieć. Zresztą to inna sprawa. Znajdował się pan zatem w różnych sytuacjach. Przeżył pan kiedy
prawdziwe niebezpieczeństwo?
91
- Któż go nie przeżył?
- Zmierć panu groziła?
- To też. Trudno było tego uniknąć. Kossecki się zamyślił.
- To prawda. Ale mnie nie o to chodzi. Znajdował się pan kiedy w takiej sytuacji, że za cenę uratowania
Strona 39
379
własnego życia, rozumie mnie pan?... %7łeby siebie ocalić, musiał pan popełnić, jak by to określić?...
powiedzmy po prostu: przestępstwo. Zaraz, chwilę. Chodzi mi o konieczność wyboru. Z jednej strony grozi
panu nieuchronna śmierć, zupełna pewność, że musi pan umrzeć, z drugiej... otwarta furtka, ale czyimś
kosztem...
Podgórski stał oparty o piec, z pochyloną głową, zamyślony. Kossecki przyjrzał mu się badawczo. Czuł, że
popełnił fałszywy i nierozważny krok. Nie należało podobnej rozmowy zaczynać. Wyniknęła dla niego w
pewnym momencie zupełnie niespodziewanie, nim sam siebie zdążył skontrolować, i teraz nie tyle własne
pytania, ile krótkie odpowiedzi Podgórskiego, a przede wszystkim jego obecne milczenie, uświadomiły mu,
jak niebezpieczny temat poruszył. Nie mógł się już jednak wycofać. Należało rozmowę doprowadzić do
końca. Nim zdążył ułożyć zdanie, które by było w tym momencie najwłaściwsze. Podgórski przyszedł mu z
pomocÄ…:
- Nie, nigdy nie byłem w takiej sytuacji, o jakiej pan wspomniał. Ale wydaje mi się, że gdybym się w takim
położeniu znalazł i rzeczywiście musiał wybierać...
-To?
- Nie rozmawiałbym po prostu teraz z panem. Znów zaległo milczenie.
- Rozumiem - powiedział wreszcie Kossecki. - Jest pan tego pewien?
- Nie - odparł tamten krótko.
Kossecki nie spodziewał się zaprzeczenia.
- Nie? Sądziłem, że bez wahania powie pan: tak.
- Widzi pan, gdyby ktoś przed wojną postawił mi podobne pytanie, odpowiedziałbym prawdopodobnie: tak.
%7ładen tak zwany porządny człowiek nie odpowiedziałby wówczas inaczej. Ludzie mieli zaufanie do siebie
samych, do własnej odwagi, do swojej moralności. Pewne czyny wydawały się niemożliwe do popełnienia.
Kossecki słuchał z napiętą uwagą.
92
- Myślę oczywiście o ludziach posiadających przeciętny, zrównoważony zmysł moralny. Od pewnych
hańbiących czynów każdy mógł się łatwo odciąć dlatego po prostu, że samo życie w swoim biegu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]