[ Pobierz całość w formacie PDF ]

idą Jak woda, drugiego nikt nie chce na nie patrzeć. Niestety, Wy-
dział Finansowy nie potrafi zrozumieć trudności, jakie spotyka pry-
watny przedsiębiorca, i ryzyka, jakie ponosi, oraz tego, że to ryzyko
musi być wkalkulowane w cenę.
 To ryzyko musiało być wielkie  powiedział Olszak  sądząc z
ceny, jaką wyznaczył pan za to szmaciane brzydactwo.
 Nie rozumiem, o czym pan mówi  roześmiał się.  Cena hur-
towa pajacyka, zatwierdzona przez Komisję Cen, wynosiła dziewięt-
naście złotych, jeśli dobrze pamiętam. Przy zakupie ponad pięćset
sztuk udzielałem ponadto pięcioprocentowego rabatu. Niestety, tylko
raz miałem tę przyjemność: sprzedałem jednorazowo dwa tysiące
sztuk, myślałem, że pajacyki pójdą dobrze, ale potem okazało się, że
to pomyłka.
 Komu pan sprzedał te dwa tysiące?
 Ach, panowie o tym. Męczył mnie już o to PIH i Wydział Finan-
sowy. Zjawiła się u mnie kiedyś młoda kobieta, która powiedziała, że
pragnęłaby nabyć dwa tysiące pajacyków. Oczywiście nie miałem tyle
na składzie, podpisaliśmy umowę, a ściśle mówiąc, zawarliśmy, po-
nieważ unikam zbędnych formalności, które nas tak denerwują w
handlu uspołecznionym. I rzeczywiście ta pani przyjechała za tydzień,
157
wypłaciła rai należność minus rabat, zabrała pajacyki i tyle ją widzia-
łem. Zaginęła mi gdzieś kopia rachunku, więc po paru tygodniach
napisałem pod adresem, jaki mi pozostawiła: Warszawa, pawilony
przy Marchlewskiego numer 49. Ale otrzymałem odpowiedz, że adre-
sata nie można odszukać. Zdziwiło mnie to bardzo i przy najbliższej
bytności w Warszawie poszedłem do Stołecznego Wydziału Handlu,
gdzie mi jednakże oświadczono, że nikt o nazwisku, jakie podała mi
ta pani, nie prowadzi w Warszawie sklepu. No i oczywiście nie mia-
łem kopii rachunku, co wścibskiemu inspektorowi Rowakowi z PIH-u
wydało się natychmiast mocno podejrzane.
 A panu nie?  zapytał.  Ktoś kupuje dwa tysiące pajacyków i
znika bez śladu?
 Zapłaciła gotówką, panie kapitanie. Zdziwiło mnie to troszecz-
kę, ale pomyślałem, że może ma na przykład dwa tysiące dzieci 
uśmiechnął się swobodnie, zadowolony ze swego dowcipu.
Zachowuje się tak  pomyślał Olszak  jakby oczekiwał moich
pytań i miał na nie przygotowane odpowiedzi.
 Ta pani to brunetka w ciemnych słonecznych okularach, nie-
prawdaż?
 Oczywiście  odparł machinalnie.
 Dlaczego oczywiście?  zaatakował Olszak.
 Osoba znikająca po nabyciu dwóch tysięcy pajacyków powinna
wyglądać tajemniczo, nieprawdaż? Pan inspektor świetnie ją sobie
wyobraził.
Drwił w żywe oczy. Olszak miał tego dość.  Dajcie go  warknął
w słuchawkę. Ale Machulewicz nie zmieszał się wejściem Babuli.
 To ten?  zapytał Olszak.
158
 A jakże  potwierdził spokojnie Babula.  Jaki miał być? Po-
wiedziałem, że pan Machulewicz.
Wskazał gestem, żeby wyprowadzili Babulę.
 Zna pan tego człowieka?
 Tego debila? Owszem. Zatrudniam go czasem dorywczo w ma-
gazynie, kiedy potrzeba przenieść coś ciężkiego. Silna bestia.
 Dlatego pan go wynajÄ…Å‚ do wyrzucenia przez okno Sielczyka?
Poruszył się niespokojnie.
 Co pan robił w nocy z trzeciego na czwarty września?
 Nie pamiętam. A pan pamięta?
 Tak  powiedział Olszak.  Oglądałem ciało faceta, który wy-
skoczył z okna, to znaczy myślałem, że wyskoczył, a został wyrzucony
przez Babulę, któremu zapłacił pan pięćset złotych, a potem pomógł
przedostać się z balkonu Sielczyka na balkon sąsiedni, należący do
mieszkania państwa Kralskich. Pani Barbary Kralskiej  poprawił się
nie wiadomo dlaczego.
 Proszę pana  Machulewicz pochylił się w jego stronę  wy-
dawało mi się, że wyrośliśmy już z okresu, w którym porządnemu
człowiekowi można było zarzucić cokolwiek, a on musisi udowodnić
swoją niewinność. Na tak poważne oskarżenie mogę powiedzieć je-
dynie, że gotów jestem panu przyprowadzić trzech moich znajomych,
z którymi spędziłem noc z trzeciego na czwarty września. Graliśmy w
brydża, piliśmy wódkę, w razie potrzeby przysięgną, że nie wychodzi-
Å‚em z domu. Co pan na to? Co pan przedstawi sÄ…dowi? Zeznania ta-
kiego debila, którego niepoczytalność stwierdzono wielokrotnie i
któremu można zasugerować wszystko.
159
 Postaram się  odpowiedział spokojnie Olszak  spowodować
aresztowanie pańskich przyjaciół pod zarzutem krzywoprzysięstwa i
udowodnić im to. Przedstawię sądowi zeznania Wojciecha Kozłow-
skiego vel Tadka, który stwierdził, że panu wręczył klucze skradzione
Barbarze Kralskiej, a także zeznanie sąsiadki zmarłego  zabluffował
 która widziała pana wchodzącego do mieszkania Barbary Kralskiej
około pierwszej w nocy.
Machulewicz sięgnął po papierosa z paczki leżącej przed Olsza-
kiem. Kapitan podsunął mu zapałki, poczekał, aż tamten przypali.
 W porządku  powiedział spokojnie Machulewicz.  %7łyć krót-
ko, ale intensywnie  to moja dewiza. Co pan chce wiedzieć? Wiem,
że szczere przyznanie się zostanie wzięte pod uwagę przez sąd. Je-
stem prawnikiem, co prawda bez magisterium.
 Dlaczego pan to zrobił?
 Dostałem rozkaz. Sielczyk był martwy. Chodziło o upozorowa-
nie samobójstwa.
 Był tylko uśpiony, to było morderstwo. A pan w nim współdzia-
łał. Kto panu wydał rozkaz? Czyich rozkazów pan słucha?
 Człowieka, który miał mnie w ręku, który mógł mnie... mniejsza
zresztÄ… o to.
 Mógł pana posadzić na parę lat do więzienia, co zresztą pana
nie minie. Współudział w morderstwie to nie przelewki, a życie w
więzieniu wcale nie jest krótkie i bynajmniej nie intensywne.
 Mogę przysiąc, że nie wiedziałem, myślałem, że nie żyje. Tak mi
powiedział...  zawahał się.
 Szef  dokończył Olszak.  Kto to jest?
 Nie wiem. Nigdy go nie widziałem.
160
 Rozkazy wydawał panu przez telefon?  zapylał ironicznie Ol-
szak.
 Niekiedy tak, ale zwykle spotykaliśmy się.
 Więc musiał go pan widzieć?
 Nie, nigdy. To było zorganizowane w ten sposób, że w umówio-
ny dzień o umówionej godzinie zatrzymywałem się na dwudziestym
kilometrze szosy warszawskiej, zawsze z wygaszonymi światłami.
Czekałem kilka minut, potem zjawiał się on, otwierał drzwiczki i sia-
dał na tylnym siedzeniu za mną. Nie wolno mi się było odwracać.
Wsteczne lusterko musiałem przedtem zawiązywać chusteczką i wte-
dy wszystko ustalaliśmy, to znaczy on dawał mi polecenia i wypłacał
pieniÄ…dze.
 Dużo?
 Dziesięć tysięcy miesięcznie.
 Jakie to były polecenia?
 Nastraszyć jakiegoś kupca, zorganizować włamanie. Miałem
grupkę chłopaczków, takich jak Kozłowski.
 A co pan robił ze skradzionymi rzeczami? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dancemix1234.keep.pl