[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- No, tak, najpierw urządziliśmy przyjęcie w warsztacie. Udało się
znakomicie, więc uznałem, że to dobre ćwiczenie przed imprezą dla sąsiadów.
Odkąd wyprowadziłem się z domu, nigdy nic takiego nie robiłem.
- Odniosłeś wielki sukces.
Zawahał się. Miał wrażenie, że Pat jest mu niechętna, wolał jednak nie
pytać jej wprost, dlaczego. Musiał się zastanowić nad przyczyną jej
obojętności. Jest taka bez humoru.
- Zrealizowałem tylko twój pomysł. Jeszcze raz dziękuję za pomoc - rzekł
uprzejmie.
Kiwnęła głową i kopała dalej.
- No to do zobaczenia - powiedział w końcu Rod.
- Do widzenia. - Pat podniosła głowę i popatrzyła na niego ze smutkiem.
Rod nie pamiętał, by kiedykolwiek pożegnała go w ten sposób.
Tak wiec Rod, zlekceważony przez zaprzyjaznioną z nim sąsiadkę, sam
odrzuciwszy dwie chętne kobiety, czuł się bardzo samotny.
Praca oczywiście zabierała mu mnóstwo czasu, każdy dzień był jednak tak
podobny do drugiego. Rod tęsknił za jakimiś problemami, które zajęłyby mu
myśli. Teraz miał zbyt wiele czasu na zastanawianie się nad swoim życiem.
Pózniej nadszedł lipiec. Mieszkańcy miasta zamierzali urządzić w parku
pokazy fajerwerków z okazji Czwartego Lipca. Trzeba było załatwić
ubezpieczenie i wynająć straż pożarną.
Przygotowania trwały właściwie od dawna. Uzgadniano menu, planowano
gry i zabawy dla dzieci, kupowano fajerwerki.
Dopiero ulotka, którą znalazł na progu swego domu, przypomniała Rodowi
o tej imprezie. Postanowił wziąć w niej udział. Po drodze zapukał do drzwi Pat,
żeby zapytać, czy wybierze się wraz z nim na festyn, ale nikt nie otworzył.
Poszedł więc do parku sam, ze składanym krzesłem i kuponem
uprawniającym do otrzymania posiłku.
Nikt, kto był w stanie chodzić, nie przyjechał na festyn samochodem.
Zawsze były problemy z parkowaniem, a przecież i tak wszyscy mieszkali
niedaleko.
W tłumie Rod spotkał wielu swoich klientów, których imiona pamiętał
dzięki liście Pat i przyjęciu w warsztacie. Sąsiedzi z przyjemnością włączyli go
do swojego grona.
Cindy rozmawiała z nim, ale trzymała się na uboczu i nie próbowała
flirtować.
Pat nie przyszła.
Pewnego gorącego lipcowego popołudnia Rod wrócił z pracy nieco
wcześniej niż zwykle i zobaczył, że Pat pracuje w swoim ogrodzie.
Dopiero w tej chwili zdał sobie sprawę, że od dłuższego czasu się za nią
rozglądał.
Wysiadł z auta i przeciągnął się. Był zmęczony. Przydałby mu się
przyjazny uśmiech.
Podszedł do Pat. Zauważył, że nie podniosła głowy ani się nie
uśmiechnęła. A musiała go zauważyć lub przynajmniej usłyszeć jego
samochód. Czyżby była na niego zla? Dlaczego?
- Cześć, Pat - powiedział.
- Cześć - odparła chłodno i wróciła do przerwanej pracy.
- Sadzisz coś czy wyrywasz? - zagaił.
- Rozsypuję nawóz.
- Aha.
Nawet nie udawała, że ma ochotę rozmawiać.
- Dobrze się czujesz? - zapytał.
- Dobrze - odparła bez cienia uśmiechu.
- Czy zrobiłem coś nie tak? Nie było cię na świątecznym pikniku. Z
mojego przyjęcia wyszłaś bardzo wcześnie. Nie podobało ci się?
Przez chwilę przyglądała mu się uważnie.
- Nie byłam potrzebna - powiedziała.
- Czy zawsze musisz czuć się potrzebna? Celowo me prosiłem cię o
pomoc. Już tyle dla mnie zrobiłaś. Wciąż jestem twoim dłużnikiem.
- Nie przesadzaj.
- Dostałaś jakieś złe wiadomości? Masz jakieś kłopoty? Wiesz, że zawsze
możesz mnie prosić o pomoc. O, Boże, Pat, przecież do końca życia będę ci
wdzięczny.
- Nie. Nic mi nie jesteś winien. Cheryl była moją przyjaciółką. To
wszystko robiłam dla niej.
- Nawet jeśli tak było, to i ja z tego korzystałem. I wiedz, że tylko dzięki
tobie Cheryl mogła żyć tak, jak żyła. Gdyby nie ty, musiałaby pójść do szpitala.
Dzięki tobie mogła żyć tam, gdzie chyba czuła się najlepiej. Jestem ci za to
wdzięczny. Jeśli masz jakieś kłopoty, postaram się ci pomóc. Powiedz mi, co
mam zrobić.
Przerwała nawożenie i po prostu patrzyła, ale nie na niego, tylko gdzieś w
bok. Potem spuściła wzrok na swe ręce.
- Pewnych spraw nie da się rozwiązać. Rod przykucnął obok niej.
- O, Boże, Pat. Powiedz, o co chodzi. Razem coś wymyślimy. Mam więcej
pieniędzy, niż potrzebuję. Jestem silny. Znam dobrego adwokata. Co się stało?
- Mam zamiar wystawić mój dom na sprzedaż.
- Dlaczego? - przeraził się Rod.
- Chcę się przeprowadzić.
- Dlaczego? Pat wahała się.
Rod czekał na wyjaśnienia.
- Ja... - wyjąkała z trudem Pat - po prostu nie mogę... sobie znalezć
miejsca.
- Myślę, że mógłbym znalezć ci jakąś kolejną chorą kobietę, żebyś się nią
zajęła - zażartował Rod.
Pat spuściła głowę.
- Wiem - przyznaj Rod. - To wcale nie było śmieszne. Nie chciałem być
niegrzeczny. Naprawdę chcę ci jakoś pomóc. Powiedz, o co chodzi.
Zauważył, jak bardzo jest skrępowana. Pat skrępowana? Rod był
zdumiony. Ta zazwyczaj pewna siebie, stanowcza kobieta była zażenowana.
- Na pewno twój problem można jakoś rozwiązać - zapewniał ją z zapałem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]