[ Pobierz całość w formacie PDF ]
istniała, bo może już o tym zapomniałeś w obecności pięknej (!) p. Lucy. Proszę
Cię bardzo, pamiętaj zawsze choć troszkę o mnie, o huśtawce, która milion razy
na dzień przypomina mi najszczęśliwsze, najsłodsze chwile w życiu.
Mój diabełku drogi, co mię tak kusisz, czy będziesz u mnie 26 maja? Przyjedz
koniecznie, proszę, a jak Ci ślicznie, milutko za to podziękuję... przyjedz,
przyjedz, a zaręczam Ci, że nie pożałujesz swych odwiedzin. %7łebyś, mój
najmilszy, wiedział, co ja cierpiałam przez te dwa święta... W niedzielę tak
stroniłeś, tak ciągle z daleka byłeś ode mnie, uważałam nawet, że Twoje śliczne
oczy ani razu nie były zwrócone w mą stronę, A w poniedziałek rozpacz mię
ogarniała i ze złości, i zmartwienia prowadziłam z I. tak zajmującą rozmowę.
Dlaczego mówiłeś, abym się strzegła L, pod jakimże on względem może być
niebezpieczny dla mnie? Nie uwierzysz, jak boli mię, że mię posądzasz o
pocałunki z W. ii. zaręczam Ci, że każdy z nich naraziłby się na różowy
policzek i awanturę z Teodorem, a nawet bądz pewny, że nie robiono mi tej
propozycji. Jeżeli mi nie wierzysz jeszcze, to przysięgam na to, co mam
najdroższego, że jak Ciebie kocham, Ty pierwszy złożyłeś pocałunek na moich
ustach ł ja Ci pierwszy oddałam, i tylko Ty jeden posiadasz większe do mnie
prawa. Nigdy nie wyszłabym za mąż, tylko żyłabym miłością dla Ciebie, ale w
takich warunkach, w jakich jestem, niemożliwe jest staropanieństwo. Ale tak
wcześnie po co myśleć o smutnych rzeczach, a małżeństwo bez miłości jakże
smutne... (??).
Stefku, Ty moje marzenie, czy myślisz kiedy o mnie? Błagam Cię, odpisz zaraz i
donieś wszystko, co się tyczy Ciebie, a co mnie najwięcej obchodzi, co doktor
powiedział o Twojej ręce? Przyjedz, mój drogi, jak będziesz mógł najprędzej,
ratuj mię, nie mogę żyć bez Ciebie.
Przyjm, mój" ukochany, pocałunek taki serdeczny jak na huśtawce. Ach może to
był ostatni!
Twoja na wieki Hela.
P.S. I cóż w tę niedzielę 5 maja, czy będziesz wieczorem w ogrodzie? Będę
czekała.
Na 26 maja są odłożone moje imieniny, będzie majówka w sąsiednim
160
DZIENNIKI, TOMIK XIX
lasku poszlibyśmy oboje znów na fiołki. W czwartek byłeś taki
śliczny, że po raz drugi zakochałam się w Tobie. Proszę Cię " na wszystko,
odpisz zaraz, pamiętaj, pamiętaj, żebyś nie żałował pózniej... Teodor był w
piątek w Ch. Szczepan już był, nic się nie krzywili, że byłeś u nas. Jestem
bardzo szczęśliwa, że panny T. w Ch.* są mną zgorszone śmiać mi się z nich
chce, mają już przywileje staropanieńskie. Obiecałeś mi na huśtawce, że mię
zabijesz, tylko spiesz się prędzej, niech tak długo nie cierpię. Miałabym
jeszcze to szczęście, że w ostatniej chwili mego smutnego życia mogłabym patrzeć
w Twe oczy...
Stefku drogi, pomyśl którego dnia przez ten tydzień o mnie, będę bardzo chora.
Może będę miała suchoty, przez te parę dni zmizerniałam i mam straszny kaszel.
Karteczka z Sandomierza:
Szczęściem, że list wioząc na pocztę sandomierską nie zapieczętowałam. Muszę Ci
napisać, że w Goryczanach spotkałam panią Zygmuntową w towarzystwie jakiegoś
faceta z szarego końca, ale jej to nie przeszkadzało: minę miała tak zadowoloną,
że jej pozazdrościłam. Jakże mi smutno kończyć, chciałabym wiecznie, jeśli nie
być z Tobą, to przynajmniej mówić, ale list przedstawia wszystko tak zimno,
nawet najgorętsze uczucia. Przesyłam Ci milion pocałunków.
Wiecznie Twoja H. W. nie ma w Sandomierzu. k
Z zamkniętego w osłonkach kielicha,
Gdy jak mniszka lubieżna i biała,
Jak dziewczyna wstydliwa i cicha
%7łądzą życia lilija zapała,
To się pręży i gore, i wzdycha,
Aż dziewiczy z piersi welon zrywa,
Znieżne łono na słońce odkrywa...
Lecz w tym długo tajonym zachceniu
I w tym ciała słabego rozparciu,
I w tym łusek gwałtownym rozdarciu,
Pod osłoną mrużących się powiek
Ile bólu? odgadnie li człowiek?
EGROT *
OLEZNICA, 1889
161
3 maja (piÄ…tek).
Mieszkam obecnie w osobnym zupełnie domku szwajcarskim w głębi parku. Domek
składa się z jednego pokoju, jaki zajmuję. Nad drzwiami wchodowymi stoi posążek
Wenus osłaniającej piersi. Wenus tej chłopi przechodzący oddają czołobitność
zdejmując czapki. Sądzą, że to Boża Matka... Duże weneckie okno wychodzi na
ogród. Gałęzie sosen, grabów z ledwie rozwiniętymi, jasnozielonymi Usteczkami,
pąki kasztanów zaglądają w moje okno, szum sosen nieustanny, przeciągły opowiada
tajemnicze baśnie. Gdy podmuch wiatru się wzmoże, gałęzie kiwając się kładą swe
liście na książki i dzienniki stołu stojącego pod oknem.
Przecudowna jest Oleśnica! Trudno wymarzyć coś bardziej pięknego, bardziej
zdrowego. Ciemne ściany drzew rzucają wieczny cień na trawniki i ścieżki. %7łyjesz
na dnie lasu, w mroku i napawasz się niezmiernym bogactwem półcieni, całą
melancholią przymusowego, dwuznacznego mroku, biegiem plam słońca po
ciemnozielonej murawie, leśnym szumem, świegotem ptaków. Czasami wiewiórka siada
naprzeciwko mojego okna i z niezmiernym przerażeniem mi się przygląda, zięby w
swych czerwonawych mundurkach kują w korę sosen małymi dzióbkami. Wielkie sosny
chodzą wichrem miotane i wydaje się, że wyrwą się z ziemi i straszliwymi kroki w
świat pójdą; lipy, klony, graby, leszczyna, płaczące brzozy wszystkie czasami
otrzymują mowę i nagle szeptem tajemniczym mówią: Helena, Helena, Hele...
Wieczór.
Drugi list Helenki. Pełen on słów słodkich i przysiąg ogromnych... Poczyna się
od Ukochanego" kończy [na] milionie pocałunków"...
... Cóż Ci napisać o tym pierwszy i ostatni"? Jest to rzeczą niemożliwą
pózniej sam pogardzałbyś mną... Czy nie tak? Zresztą, gdy będziesz 26, to
pomówiemy o tym. Nie można pisać o tym, gdyż nie wiem, jak się
11 Dzienniki t. VI
ii
162
DZIENNIKI, TOMIK XIX
w niektórych razach wyrazić. Szkoda, że Oleśnica tak daleko gdyby była bliżej,
mógłbyś przyjść, naturalnie wieczorem, za okno, powiedzieć, że czekasz, a wtedy
wyszłabym i moglibyśmy porozmawiać.
5 maja (niedziela).
Pan Jan, pan Jarosław i ja odbyliśmy wczoraj wędrówkę pieszą stąd do
Kotuszowa. Jest to z ogonem" mil trzy. Wyszliśmy o dziewiątej, a stanęli tam na
trzecią. Byliśmy u Józefa na obiedzie. Opowiedział mi rzecz smutną: ciotka
Janowa umarła*. Ostatnia siostra mojego ojca. Na twórczość" moją wpływała
mistrzostwem opowiadań rzeczy minionych, pokoleń a obyczajów umarłych. Wnuków do
trzydziestu towarzyszyło do grobu jej trumnie. Przeżyła łamanie się losu
bolesne. Pokój jej popiołom!
Z wywieszonymi językami zaszliśmy do Kotuszowa, przenocowaliśmy, a dziś raniutko
o piątej obudził nas pan Kazimierz *, podwiózł do Nizin, wyrzucił na szosie, a
sam pojechał do Niecisławic. Znowu więc forsowny, złodziejski marsz... Niech ich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]