[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przed rozpoczęciem kursu godzinami chodziła po modnych butikach, a w
domu rysowała modele, eksperymentując z pomysłami.
Pewnego dnia zadzwonił telefon. Sądziła, że to Vincente, ale w
słuchawce rozległ się przyjemny kobiecy głos.
- Mówi matka Vincente. Słyszałam tak wiele o pani, że nie mogę się
doczekać poznania jej. Czy zjadłaby pani dziś ze mną kolację? Syn jeszcze nie
wrócił, więc będziemy same.
- Dziękuję. Będzie mi bardzo miło.
- Przyślę po panią samochód. O siódmej.
Renesansowy Palazzo Marini, którego zdjęcia Elise oglądała w
Internecie, okazał się w rzeczywistości znacznie wspanialszy. A matka
Vincente, nieduża krucha kobieta po siedemdziesiątce, miała rysy uderzająco
podobne do syna.
- Podobni jesteśmy, prawda? - powiedziała do zaskoczonej Elise.
- Signora, proszę powiedzieć, skąd się pani o mnie dowiedziała? -
zapytała niepewnie Elise.
- Mam w Rzymie wielu znajomych. Niektórzy widzieli panią na zebraniu
akcjonariuszy. Inni... - Wzruszyła lekko ramionami. - Ludzie tak plotkują. I
nigdy jeszcze mój syn nie był w takim stopniu... jak by to ująć?
Zaabsorbowany. Tak więc musiałam panią poznać.
Kolację podano na tarasie z widokiem na pałacowy ogród w prywatnych
pomieszczeniach pani Farnese, która od razu poczuła sympatię do Elise.
Niebawem zaczęła się jej zwierzać.
- Obawiałam się już, że pozostanę bezdzietna - wyznała. - Dwoje mych
pierwszych dzieci przyszło na świat martwe, więc kiedy urodził się Vincente,
byłam w siódmym niebie.
S
R
- A potem już nie miała pani dzieci?
- Nie. Wychowywałam tylko synka mojej przedwcześnie zmarłej siostry.
Był... Ale oto i nasz deser - rzekła na widok służącej wnoszącej na tacy owoce
i nie skończyła zdania.
Przeskakiwała zresztą stale z tematu na temat niczym motyl krążący
wśród kwiatów. Wypytywana o swą przeszłość Elise przedstawiła ją w mocno
ocenzurowanej wersji i równie oględnie opisała historię jej znajomości z
Vincente.
- Jestem chyba niezbyt delikatna - rzekła raptem pani Farnese - ale bardzo
chciałabym doczekać się wnuków, a tak szybko się starzeję.
- Nie wiem, czy możemy wybiegać tak daleko w przyszłość - odparła z
zażenowaniem Elise. - Ja i Vincente...
- Oczywiście, oczywiście. Nie zamierzałam... Lepiej pomówmy o czymś
innym.
Słowa pani Farnese poruszyły jednak w Elise pewną strunę, która
dzwięczała już od jakiegoś czasu w jej podświadomości. Oto mimo całej złości
na Vincente za sposób, w jaki ją potraktował, czuła, że okropnie go jej brakuje.
Nienawiść do niego zaczynała ustępować smutkowi. Więcej: była gotowa mu
przebaczyć.
I gdy jego matka zarysowała przed nią projekt małżeństwa z Vincente,
nie mogła zaprzeczyć, że bardzo by jej to odpowiadało.
Musi to jednak zachować w tajemnicy. Bitwa między nimi nadal się
toczy. Na razie on jest górą, ale ona wkrótce przystąpi do walki o prymat.
Czy to miłość? To gwałtowne, niebezpieczne uczucie tak niepodobne do
słodyczy, jakiej doznawała z Angelem. Tak, to jest miłość.
Zamyślona, nie dosłyszała, że pani Farnese coś do niej mówi.
- Przepraszam - powiedziała. - Nie zrozumiałam.
S
R
- Mówię, że robi się tu chłodno. Wejdzmy do środka.
Opuściły taras, a gdy pani Farnese poszła do kuchni, by zamówić kawę,
Elise krążyła po pokoju, podziwiając stylowe meble i studiując tytuły książek
na pólkach.
I nagle stanęła jak wryta z zamarłym sercem, nie wierząc własnym
oczom.
Na ścianie wisiała mała akwarelka z widokiem fontanny di Trevi. Oparty
o nią, z ręką zanurzoną w wodzie, stał uśmiechnięty młody człowiek.
Angelo.
ROZDZIAA ÓSMY
Nie było żadnej wątpliwości. Miała przed sobą obrazek, który
namalowała przed ośmiu laty i podarowała Angelowi.
- To mój siostrzeniec - usłyszała za sobą głos pani Farnese.
- Pani... siostrzeniec? - wyjąkała Elise.
Przeszył ją dreszcz jakby w przeczuciu, że nadchodzi coś strasznego.
Jakby najeżdżał na nią czołg, a ona nie mogła ruszyć się z miejsca.
- Miał na imię Angelo - dodała pani Farnese. - Kochałam go jak własne
dziecko.
Elise nadal stała nieruchomo. Angelo mieszkał tutaj, należał do tej
rodziny?
- Co się z nim stało? - wykrztusiła z trudem.
- Padł ofiarą złej kobiety. Zabiła go. Niedosłownie - dodała - ale to przez
nią zginął. Nie mógł znieść krzywdy, jaką mu wyrządziła.
- Co takiego zrobiła? - spytała cicho Elise.
- Kochał ją, a ona mówiła, że też go kocha, ale rzuciła go dla innego,
S
R
który miał pieniądze.
- Nie rozumiem...
- Angelo chciał być niezależny, więc wynajął niewielkie mieszkanie w
Trastevere i żył jak ubogi student. Pewnie by go nie zostawiła tak łatwo, gdyby
wiedziała, że ma zamożną rodzinę.
- A może była jakaś inna przyczyna? Może nie chodziło jej tylko o
pieniÄ…dze?
- Ludzie, którzy widzieli tamtego mężczyznę, mówili, że to tłuścioch w
średnim wieku. Trudno sobie wyobrazić, że była w nim zakochana.
- Co on... co pani siostrzeniec mówił o tej kobiecie?
- Niewiele. Nazywał ją Peri, ale to nie było jej prawdziwe imię. Prawie
się nie rozstawali. Wpadał do domu jak po ogień i zaraz pędził z powrotem do
niej. Vincente i ja żartowaliśmy z niego. To takie urocze, gdy młody człowiek
jest zakochany po uszy.
Vincente...
- Sądziliśmy, że ta miłość go ukształtuje, ale ona go unicestwiła.
- Popełnił samobójstwo?
- Pewnego dnia ona oświadczyła, że to koniec. Nie uwierzył. Wrócił do
mieszkania, myśląc, że to się wyjaśni, że ona wciąż go kocha. Ale w oknie
zobaczył ją z tym drugim, obejmowali się, tamten z niego szydził... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dancemix1234.keep.pl