[ Pobierz całość w formacie PDF ]

życia pilota, ubieliły jego głowę? Nie  wydawało się to nieprawdopodobieństwem.
Jego czyny świadczyły, że był to człowiek bez trwogi. Staliśmy wobec zagadki, bo z
nas młodych nie przypuszczał nikt, by starzec prawie u schyłku życia mógł być
bohaterskim lotnikiem. Zmiażdżona twarz pilota nie dawała w tym kierunku żadnych
wskazówek. Zaczęliśmy przetrząsać jego kieszenie, szukając dowodów osobistych. Ktoś
wydał okrzyk zadowolenia wyciągając jakąś książeczkę. Była to legitymacja z fotografją
zmarłego. Papier ten przechodził z rąk do rąk. Zdawało mi się, że mnie wzrok myli,
gdym w rubryce  data urodzenia" przeczytał: rok 1866, Ten człowiek miał 52 lata.
Rzuciliśmy się do przeglądania dalszych dokumentów i fotografji. Wyglądała z nich
wszędzie twarz zdrowa, czerstwa, choć już porysowana wiekiem. Był to mężczyzna
przystojny, typ amerykańskiego dżentelmena. Ostatnie zdjęcie przedstawiało grupę
rodzinną. Zwieża jeszcze, błyszcząca odbitka wskazywała iż wykonano ją niedawno.
Przedstawiała podobiznę zmarłego, w otoczeniu dorosłych synów i ich rodzin. Był
widocznie już dziadkiem. Przypuszczać należy, iż owdowiał już przed paru laty, bo na
fotografji brakowało jego żony.
U stóp naszych leżał człowiek, który poszedł walczyć w imię idei, nie bacząc na
wiek, nie lękając się trudów, ni śmierci.
Musiała w nim istnieć niezwykła siła życiowa, żelazna wola i stalowe nerwy.
Zostawił dom, rodzinę i poszedł za ocean, by złożyć ofiarę reszty swego życia na
ołtarzu miłości ojczyzny.
Koniec zawieruchy
o kilkuletnich zmaganiach wielu narodów szala zwycięstwa
musiała przechylić się wreszcie na jedną stronę. Nastał
pazdziernik 1918 r. Milionowe masy żołnierskie, walczące pod
znakiem hegemonji germańskiej, rozrzucone długą linją od nizin
Flandrji po rubieże Szwajcarji, od szczytów alpejskich po brzegi
Adrjatyku i na innych krańcach Europy, nie śledziły dyplomatycznych konszachtów i
nie badały bilansu sił, ale czuły, że tam po drugiej stronie frontu rosną tłumy
przeciwników, że tam mnoży się liczba paszcz armatnich, chciwych ludzkiego mięsa. Te
rzesze, licho odziane, skąpo już odżywiane, zniechęcone latami krwawych bojów,
trzymane w karbach wojennej dyscypliny, miały dość już tego wszystkiego. Chciały
wreszcie wytchnienia, swobody i innych wrażeń, niż ogień dział i trzask karabinów;
zapanowało ogólne znużenie. Wzdłuż rowów strzeleckich, po kwaterach i placówkach,
szedł głuchy pomruk bojowej apatji.
Czuło się, że lada moment musi runąć dotychczasowy porządek. Dnia 26.
pazdziernika zaszedł fakt zapewne oczekiwany przez dyplomatów koalicji: nad Piawą
wybuchł bunt dywizji węgierskiej i wiedeńskiego pułku ,,Deutschmeistrów..."
Stłumiono go na jedną dobę, ale już od tej chwili wypadki poczęły toczyć się bystrą falą.
W dwa dni pózniej pękł front włoski na całej swej długości. Całe korpusy i dywizje
rzuciły się do gwałtownego odwrotu i ucieczki. Uciekających ścigały setki samolotów
włoskich, niczem chmary chciwych żeru kruków. Wojsko przeistoczyło się wkrótce W
przerażony motłoch.
Tak przestała istnieć potężna i wielka do niedawna armja austrjacko-węgierska.
Na gruzach monarchji poczynał się nowy byt wyzwolonych ludów, wschodziła
ostatecznie zorza niepodległości mojej ojczyzny. W tym to przełomowym okresie
odbyłem swój ostatni lot pod wrogim jeszcze znakiem, lot piękny, ciekawy, lecz
zakończony niezwykłym epilogiem. Oto jego dzieje.
Historyczny moment zastał nas w miasteczku X, położonem o kilkadziesiąt
kilometrów od owej słynnej Piawy. Zaroiły się szlaki, wiodące od frontu na wschód i
wgłąb państwa. Wszystkiemi drogami ciągnęły oddziały piechoty, wyciągnięte
kolumny artylerji i taborów. Odbywało się to w gorączkowym pośpiechu i nieładzie.
Jedni wpadali na drugich, taborowemu woznicy zawadzały piesze szeregi, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dancemix1234.keep.pl