[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rodzinie praca oznacza pracÄ™ w jednej z restauracji taty. Praca gdzie indziej oznacza zdradÄ™.
Owszem, pozwolili mi jechać na obóz w charakterze wychowawczyni, ale tylko ze względu na
możliwość doskonalenia gry na instrumencie. Gdyby nie to, założę się, że oddelegowaliby mnie
do podgrzewanego bufetu.
Nie byłam więc szczególnie zachwycona mamą, tatą czy Douglasem, i żadne z nich nie było
zachwycone moją osobą. Kiedy zadzwonił telefon, zerwałam się od stołu, zadowolona, że mogę
się uwolnić od niezręcznej ciszy, przerywanej jedynie zgrzytnięciem widelca o talerz albo prośbą
o dokładkę parmezanu.
- SÅ‚ucham?
-Jess Mastriani? - zapytał męski głos.
- Tak - odparłam zaskoczona. Spodziewałam się Ruth. Mało kto zwykle do nas dzwoni poza nią.
Chyba że dzieje się coś złego w którejś z restauracji. - Tak, to ja.
- Widziałem, jak rozmawiałaś dzisiaj z Tishą Murray - powiedział głos.
- Eee - mruknęłam. - Owszem. - Głos brzmiał dziwnie, wydawał się przytłumiony, jakby ktoś
dzwonił z tunelu. - Więc?
-Więc jeśli zrobisz to jeszcze raz - powiedział głos - skończysz jak Amber Mackey.
Odsunęłam słuchawkę od ucha i przyjrzałam się jej w osłupieniu, tak jak robią bohaterowie
horrorów, kiedy dzwoni psychopatyczny zabójca. Zawsze wydawało mi się, że to głupie, bo
przecież nie można nic zobaczyć przez słuchawkę. Ale to musi być instynktowne, bo teraz
zachowałam się dokładnie tak samo.
Przyłożyłam słuchawkę do ucha i powiedziałam:
-To jakiś żart, co?
- Przestań wypytywać o dom przy drodze do kamieniołomów - odezwał się głos. - Albo
pożałujesz, ty głupia suko.
- A co zrobisz - zapytałam - jeśli odwieszę słuchawkę, wcisnę gwiazdkę, szóstkę, dziewiątkę i po
pięciu minutach zjawią się u ciebie gliny i wsadzą cię, porąbany zboczu, za kratki?
Rozłączył się. Odłożyłam z trzaskiem słuchawkę i wcisnęłam gwiazdkę, potem szóstkę, potem
dziewiątkę. Telefon zadzwonił i rozległ się kobiecy głos:
- Numer, z którym chcesz się połączyć, jest niedostępny. Cholera! Zadzwonił z numeru,
którego nie można znalezć tą metodą. Powinnam była na to wpaść.
Odwiesiłam słuchawkę i wróciłam do jadalni.
- Chciałabym, żeby Ruth przestała dzwonić, kiedy akurat jemy obiad - powiedziała mama. -
Wie, że jadamy o szóstej trzydzieści. To niezbyt taktowne z jej strony.
Nie widziałam powodu, żeby wyprowadzać ją z błędu. Prawda nie przypadłaby jej do gustu.
Opadłam na krzesło i chwyciłam za widelec.
Niestety okazało się, że nie mogę jeść. Już podnosiłam porcję makaronu do ust, ale gardło mi się
ścisnęło, a stół - i całe jedzenie na stole - rozmazał mi się przed oczami.
Rozmazał się, ponieważ oczy wypełniły mi się łzami. Azy! Płakałam jak Mark Leskowski.
-Jess, dobrze się czujesz? - spytała mama ze zdziwieniem.
Spojrzałam na nią, ale prawie nic nie widziałam. Nie mogłam też mówić. W głowie miałam
tylko: O Boże, pobiją mnie, tak jak Heather".
Potem zrobiło mi się strasznie, strasznie zimno, jak gdybym się nagle znalazła w chłodni w
Mastrianim.
-Jessico, co się stało? - dopytywała się mama.
Jak mogłam im powiedzieć? Jak mogłam im powiedzieć o tym telefonie? Tylko by się
zdenerwowali. Pewnie by nawet zadzwonili na policję. Tego mi tylko brakowało, policji. Jakby
FBI nie obozowało praktycznie na moim własnym podwórku.
Ale Heather... co oni zrobili Heather...
Nie chciałam, żeby to samo stało się ze mną.
Nagle Douglas rzucił talerz z sałatką o ziemię, rozbijając go na tysiąc kawałków.
- Zabierz to! - wrzasnął do listków sałaty w pikantnym sosie, które walały się teraz po
podłodze.
Zamrugałam załzawionymi oczami. Douglas ma nawrót? Sądząc po wyrazie twarzy rodziców,
tak właśnie myśleli. Spojrzeli na siebie zmartwieni...
I w tym momencie Douglas zerknął na mnie i puścił oko...
W sekundę pózniej mama poderwała się z krzesła.
- Dougie! - krzyknęła. - Dougie, co to było?
Tata, jak zwykle, zachował się bardziej powściągliwie.
- Czy wziąłeś dzisiaj, Douglasie, wszystkie lekarstwa? - zapytał.
Zrozumiałam. Mój brat udawał, że mu odbiło - żeby nie czepiali się mnie z powodu łez.
Poczułam serdeczną wdzięczność. Czy ktokolwiek w historii ludzkości miał tak wspaniałego
brata?
Wytarłam oczy wierzchem dłoni. Wiecie, ja naprawdę nigdy nie płaczę. Tylko że najpierw ta
sprawa z Amber, potem Heather, a teraz... Teraz zamierzali dobrać się do mnie.
Z jednej strony federalni podejrzewający Douglasa, że jest mordercą, z drugiej prawdziwi
mordercy, którzy grożą, że będę następną ofiarą - to chyba wystarczający powód do płaczu. Ale
nadal przygnębiało mnie, że zachowuję się jak Karen Sue Hankey.
Kiedy zmagałam się z własnymi uczuciami, a rodzice wypytywali Douglasa o zdrowie i
samopoczucie, telefon zadzwonił jeszcze raz. Rzuciłam się, żeby go odebrać, o mało nie
wywalając krzesła.
- To do mnie - powiedziałam, podnosząc słuchawkę. - Jestem pewna.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]