[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zmu i nie mieli negatywnych skojarzeń. Przecież Nixon, wówczas wiceprezydent
USA, naprawdę okazał sympatię Węgrom w 1956 roku i w tej kwestii zasługuje
na wdzięczność i uznanie.
Całe szczęście, że piłem i mogłem opanować się w porę. Na przyjęciu nie
podaje się alkoholu, tylko smart drinki , które przyśpieszają pracę mózgu. Licho
wie, co siedzi w takiej fosforyzującej błękitem szklaneczce z owym inteleksem .
Ale działa myśli się sprawnie, precyzyjnie, a następnego dnia ani śladu kaca.
SGI wydała na bankiet promujący Indy 300 tysięcy dolarów, siłą rzeczy był
więc on wystawny. Przed wejściem 60-osobowy ludowy zespół japoński walił
w bębny. W środku prezentowały się murzyńskie zespoły eksperymentalnego hip-
-hopa, brazylijskie szkoły samby, wróżki i damy owinięte w równie tłuste, obła-
skawione węże. Wystąpił nawet hipisowski guru, Timothy Leary.
Wstyd przyznać, że traktowaliśmy go kiedyś całkiem serio. Lansowana przez
niego analogia między buddyjskimi pojęciami yin i yang a zerem i jedynką
w systemach komputerowych przemawiała nam do wyobrazni. Tym razem gu-
55
ru bełkotliwie recytował swoje poezje i wygłaszał zdezaktualizowane maksymy.
Stanowił namacalny dowód na to, jak LSD (którego legalizacji był gorącym orę-
downikiem) potrafi rozmiękczyć najpłodniejsze nawet mózgi. Szkoda tylko, że
Nixon nie mógł być wśród nas; na pewno by się z tego silikonowego przyjęcia
ucieszył.
* * *
Zamówienia zaczynają napływać, a my jesteśmy w lesie. Lista błędów zgło-
szonych przez testerów wersji beta zawiera ponad dwieście pozycji. Można już
poprawiać tylko błędy o priorytecie l i 2 oraz zwiększać szybkość. Na szczęście,
większość tych z priorytetem konieczne albo zalecane do poprawy dotyczy
systemu operacyjnego; w mojej grafice jest ledwie kilka, z tego jeden poważny.
Linie wyświetlane od tyłu (gdy zamienia się kolejność punktu końcowego i po-
czątkowego) mają o jeden punkt więcej. To defekt łatwy do usunięcia.
Koledzy z grupy odpowiedzialnej za system operacyjny pracują po nocach
nad poprawkami i udoskonaleniami. A dział marketingu zebrał już zamówienia
na 400 maszyn i w początkach września wyznaczony jest MR Manufacturing
Release. Wtedy rusza taśma produkcyjna i nie ma odwrotu.
McCracken chodzi po laboratoriach, pobrzękując kluczami: Panowie, koń-
czymy! W piątek o północy zamykam budynki . O północy rzeczywiście straż-
nicy zaczynają gasić światła, wobec czego grupa systemu operacyjnego zestawia
samochody na parkingu, kieruje ich reflektory na budynek nr l i kontynuuje wal-
kę z błędami. Pojawia się McCracken i po nerwowych negocjacjach pozwala na
pracę do czwartej nad ranem.
Pod jednym warunkiem: o świcie wszyscy muszą wesprzeć taśmę. Koniec po-
prawiania błędów. Ja też dostaję niebieski fartuch, antystatyczne kapcie i zadanie
testowania grafiki maszyn schodzących z linii produkcyjnej. Na pierwszym eg-
zemplarzu składamy swoje podpisy przeznaczony jest do firmowego muzeum.
Następna setka to zamówienie od Mercedesa. Aadujemy ją przez dwie noce na
ciężarówki odwożące transport na lotnisko. Wracają wspomnienia ze studenckiej
praktyki wakacyjnej w Zakładach im. Kasprzaka na Woli. Nawet Wietnamczycy
wyglądają podobnie. Wtedy byli to północni, z którymi szkoliliśmy się w ramach
bratniej pomocy. Teraz południowi, ale dokładnie tacy sami nawet imiona się
zgadzają.
Nawiasem mówiąc, burzliwy rozwój komputerów osobistych był możliwy
dzięki pojawieniu się w Dolinie Krzemowej 90-tysięcznej fali powojennych ucie-
kinierów z Wietnamu. Pilnych, dokładnych i nie stawiających wygórowanych wy-
56
magań. Roboty przy montowaniu podzespołów elektronicznych było w bród, du-
żo nadgodzin, minimalne wymagania językowe. Ameryka wygrała na przegranej
wojnie.
Linia montażowa lśni czystością, nawet w okolicy pieców do wypalania ukła-
dów scalonych. Rolki taśmociągów kręcą się nieustannie, a na taśmach suną pa-
lety z Indy w różnych stadiach. Co jakiś czas stanowiska testowe sprawdzają, czy
parametry dodawanych do komputera podzespołów mieszczą się w dopuszczal-
nych granicach. Jeden z Wietnamczyków przynosi mi karteluszek ze specyfikacją
zamówienia doklejanego do gotowych maszyn. Zamówienie jest z Polski. Czyż-
bym się do tego przyczynił? Dwa dni po prezentacji Indy, na wezwanie Fran-
ka Dietricha, byłem w Warszawie, gdzie ATM zorganizował europejską premierę
maszyny. Tak jest nastąpiło to przed pokazami w Anglii, Francji i Niemczech.
Trzysta osób na sali wykazywało zainteresowanie, a pytania zadawano kon-
kretne i zdradzające znajomość tematu. Cena jednak stanowiła spore ograniczenie
przelicznik dolarowy był niekorzystny i maszyna mogłaby pochłonąć roczny
budżet instytutu lub uniwersyteckiego wydziału. Dziwiłem się więc, że ktokol-
wiek brał to komputerowe porsche pod uwagę.
Komu to służy i do czego się przyda?
Jaki szalony postęp dokonał się w mojej dziedzinie; cóż za szczęśliwy przy-
padek, że miałem okazję śledzić go niemal od kolebki! Na początku nikt nam
nie proponował kręcenia filmów o dinozaurach. Grafikę komputerową traktowa-
no wtedy niczym fanaberię. I dawano nam to odczuć przy każdej okazji.
W połowie lat siedemdziesiątych kraje socjalistyczne borykały się ze stwo-
rzeniem jednolitego systemu maszyn cyfrowych , czyli domorosłej kopii IBM-
owskiej serii 360. Aby skoordynować wysiłki, powołano przy RWPG międzyna-
rodową komisję, która objeżdżała zaangażowane w tę pracę ośrodki badawcze.
Instytut, w którym byłem zatrudniony, utrzymywał, dzięki osobistym znajo-
mościom pracowników, ożywione kontakty z Zachodem i prowadził badania nie-
wiele odstające od światowej czołówki. Mieliśmy się czym szczycić. Pewni po-
zytywnego wyniku inspekcji, z dumą oprowadzaliśmy gości po pracowniach.
Na sam koniec zostawiliśmy asa atutowego: laboratorium grafiki komputero-
wej. Ale kino! Geometryczne figury poruszające się na czarnym ekranie. Bryły
składały się z białych, nieco koślawych linii symbolizujących krawędzie (bez wy-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]