[ Pobierz całość w formacie PDF ]
161).
Także i polityka wewnętrzna Wojtyły bazuje na specyficznie zmajstrowanej,
odpowiednio do potrzeb, prawdzie o Maryi. Stwierdzenie to ma swoją wagę. Jan Paweł II
także i w tym wypadku naucza nie całej prawdy, jaką głosi, tylko jednego z jej cząstkowych
aspektów. Dlatego wcale nie uważam Wojtyły - wbrew pozorom - za "maryjnego Papieża".
Papież powołuje się mianowicie także na Matkę Bożą, aby siłą swej nauki odwracać
choćby najskromniejsze zalążki reformatorskie. Kiedy w roku 1979 w USA z okazji wizyty
papieskiej rozległy się głosy, wskazujące na upośledzenie kobiet w Kościele
rzymskokatolickim, Papież odpowiedział w duchu najściślej tradycyjnym: "Maryja czczona
jest jako Królowa Apostołów, nie będąc włączona do hierarchii kościelnej. Ewangelia jej nie
wymienia wśród uczestników Ostatniej Wieczerzy."
Zwięcenia kapłańskie dla kobiet, ostatnio znów "definitywnie" odrzucone przez
Wojtyłę żądanie wielu w Kościele, załatwiono odmownie z powołaniem się na słowo Pisma
Zwiętego, interpretowane jako niewątpliwe: zgodnie z tradycją pobożności ludowej Maryja
jest co prawda Królową Apostołów. Również i Jan Paweł II nazywa ją "Królową Kościoła".
Jednak w żadnym wypadku nie uczestniczy ona w szczególnym kapłaństwie tegoż Kościoła.
Hierarchicznego urzędu ciągle się jej odmawia.
W takich kontekstach Maryja wspominana bywa tylko na marginesie: nie jest
kapłanką z urzędu. Zajmuje kobiecą pozycję orędowniczki. W sprawach kapłaństwa żadna
kobieta w Kościele czy poza Kościołem nie może się na nią powołać.
Kto chce tutaj przekroczyć próg nadziei, wkracza w Kościele Wojtyły na grunt
beznadziejności. Maryja jest dla Papieża jak najbardziej "symbolem kobiecej odwagi
wszystkich czasów". Lecz odwaga ta nie zwraca się do przodu, tylko wyczerpuje się w
milczącej wierności.
"I tutaj musimy wrócić do postaci Maryi. Zarówno postać Maryi, jak i nabożeństwo do
Niej, jeśli jest przeżywane w całej pełni, staje się wielkim i twórczym natchnieniem również i
na tej drodze" (PPN 159). Papież mówi to w związku z upragnionym "odrodzeniem się
autentycznej teologii kobiety", której wątłą treść już omawiałem.
Jakkolwiek mocno angażuje się Maryja Wojtyły na obszarze polskiego chciejstwa
narodowego, tak też bierna pozostaje, ilekroć chodzi o działalność reformatorską, nie
odpowiadającą tradycyjnej, konserwatywnie rozumianej zawartości radosnego posłannictwa i
odstępującą od doktryny praojców.
Dziennikarka Hildegard Lüning tak podsumowaÅ‚a swoje wrażenia z Meksyku z okazji
III Konferencji Biskupów Ameryki Aacińskiej w 1979 roku: "W ciągu tych pierwszych dni w
Meksyku Papież o niczym nie mówił tak często, serdecznie i uporczywie, jak o Maryi, matce
Jezusa. Moi koledzy z Europy Zrodkowej odebrali to jako dość odstręczające, szczególnie
protestanci. Mogę ich zrozumieć, mimo że jestem katoliczką. Prawdopodobnie kościelne
pochodzenie i szkolna dyscyplina za lat dziewczęcych jeszcze bardziej nadwyrężyły moją
maryjność niż u tych mężczyzn, dziennikarzy niemieckich, holenderskich, francuskich i
szwajcarskich, jak ja towarzyszących w roli sprawozdawców Papieżowi i III Konferencji
Biskupów Ameryki Aacińskiej. Wyrosłam w niemieckim katolicyzmie. Siostry szarytki,
nauczycielki z czasów mej szkoły wyznaniowej, z maryjną dobrotliwością i na
odstraszającym przykładzie grzesznej Ewy wpajały nam naszą rolę kobiecą: pokorę, czystość,
posłuszeństwo, uległość. Komu? Mężczyznie. Ojcu, księdzu, mężowi, Bogu. Kiedy pózniej
odrzucałyśmy ten ciasny ideał kobiecości, Maryja też odsunięta została na bok. Była
symbolem całego wpojonego nam samozaparcia się i pogardy dla samej siebie."
Tak też zacnie widzi Jan Paweł II swoją Maryję. Jego Wielka Matka nie śmie
wychylić się poza dyspozycyjność, bycie pustym naczyniem, wierność i milczące gotowanie
ścieżek.
Akurat w Ameryce Aacińskiej Maryja Wojtyły nie daje po sobie poznać niczego z tej
siły rewolucyjnej, jaką niektóre drobne ugrupowania wiążą z postacią Maryi. Zacytował
wprawdzie Jan Paweł II swego poprzednika Pawła VI i podkreślił fakt, że "Maryja w
wiernym spełnianiu woli Bożej stanowi wzór także i dla tych, którzy nie godzą się biernie z
nieznoÅ›nymi warunkami życia wÅ‚asnego i spoÅ‚ecznego, nie ulegajÄ… też «samozniechÄ™ceniu»,
jak siÄ™ to dzisiaj okreÅ›la, którzy natomiast gÅ‚oszÄ… razem z niÄ…, że Bóg jest «obroÅ„cÄ… maÅ‚ych i
uciÅ›nionych», że czasem również i «wÅ‚adców strÄ…ca z tronu», jak powiedziano w Magnificat"
(Por. Ak. l, 51-53).
Skończyło się jednak na cytacie. Wojtyła ani się zbytnio nie troszczył o położenie
biednych i uciśnionych, ani też, w przeciwieństwie do innych tematów, powtarzających się
ciągle w jego przemówieniach maryjnych, nie zajmował się już tym wywrotowym
Magnificat. Wprost przeciwnie: nad Magnificat przeszedł zwyczajnie do porządku na rzecz
oklepanego: "Co on wam powiada, to czyńcie!" Nie ma to prawdziwej wartości jako cytat w
nauce Wojtyły. Papież maryjny? Nauczyciel całej prawdy?
A przecież dla wielu w Ameryce Aacińskiej radosne, bo rewolucjonizujące wszystkie
moce i potęgi posłannictwo Maryi niesie uzasadnioną nadzieję, że pewnego dnia bogacze
dostanÄ… za swoje, kiedy Pan siÄ™ tym zajmie. Nie bez powodu nadajÄ… sobie od historycznej
Maryi nazwanie Maria, te porzucone matki, które same wychowują dzieci, te żony robotnicze,
które muszą ze swymi dziećmi porzucać rodzinne wioski, aby przeżyć. Te "Marie naszych
dni" nadały wydawanemu przez siebie czasopismu tytuł: Maria, Wyzwolenie Ludu.
Natomiast Maryja Wojtyły nigdy nie waży się przekroczyć surowych granic własnego
Kościoła lub własnego narodu. Pozostaje zadomowiona w przebrzmiałym porządku wiary.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]