[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zadzwonił do Lincolna Rossa i zapytał o Colleen Keck. Była
zła jak osa za to, że policja zatrzymała ją na posterunku, ale
między policjantami przynajmniej była bezpieczna. A więc kartka
walentynkowa to kolejna pusta grozba. Poprosił Lincolna, żeby
nadal pilnował Colleen, i rozłączył się.
Położył listy na blacie w kuchni, z szuflady wyjął gumowe
rękawiczki i włożył je. Byczki przyglądały mu się z
zainteresowaniem.
Plastikowe etui było zaklejone taśmą. Kopertę z kartką i
płytą ktoś wrzucił prosto do ich skrzynki, to oczywiste, skoro na
przesyłce nie było znaczków ani stempli, w ogóle niczego, co
mogłoby pomóc w namierzeniu nadawcy. Sprytne. Przeszedł go
dreszcz, gdy pomyślał, że Naśladowca wie, gdzie mieszkają i w
każdej chwili może się dostać do domu.
Panowie, czy któryś z was obserwował wczoraj nasz dom?
Nie, proszę pana odparł Wells. Pojechaliśmy za wami
do Forest City. Kawał drogi, powiem panu.
Pasmo Błękitne nie zrobiło na was wrażenia?
Wolę Skaliste, to są prawdziwe góry. Ale desant z ośmiu
kilometrów nad Hindukuszem, to dopiero coś. Na jego ustach
pojawiło się coś na kształt uśmiechu. Rogers wreszcie okazał
jakieÅ› zainteresowanie.
Najemnicy, pomyślał Baldwin. Proste chłopaki, które po
odejściu z wojska załapały się do agencji ochrony. Zawodowi
twardziele. I tacy mają pilnować jego narzeczonej! Nie wiedział,
czy dziękować, czy się wściekać.
Pytam, bo w czasie gdy nas śledziliście, morderca
podrzucił list do skrzynki.
Powinniśmy to zgłosić, proszę pana oznajmił Wells,
sięgając po telefon.
Chwila, moment. Najpierw przekonajmy siÄ™, co to takiego.
Jedno, co można powiedzieć o byłych żołnierzach
zawodowych, to że potrafią słuchać rozkazów.
Baldwin poszedł do spiżarni i przyniósł niewielką
skrzyneczkę zawierającą podstawowe narzędzia technika
kryminalistyki. Ot, prosty przenośny zestaw. Wyjął opakowanie
argentoratu, proszku do zdejmowania odcisków palców, i
pędzelek. Przygotował etui na płytę CD i potraktował ją
proszkiem. Czysta. Skalpelem przeciął taśmę, po czym bez
większych nadziei sprawdził płytę i wnętrze pudełka. Znów to
samo. Idealnie czysto. Zero odcisków.
Wyjął płytę i przeczytał, co było na niej napisane.
Niezrozumiały ciąg liter i cyfr. Wprawdzie z szyframi radził sobie
całkiem niezle, przecież zaliczył odpowiedni kurs, ale tym razem
nic mu nie przychodziło do głowy.
Przepisał ciąg do notesu i poszedł do salonu, gdzie stała
wieża marki Bose. Włożył płytę do odtwarzacza i nacisnął play .
Ustawił minimalną głośność, żeby nie obudzić Taylor.
Usłyszał znajome dzwięki. Pokręcił głową. Ależ prostacka ta
wiadomość, pomyślał.
To był kawałek z lat pięćdziesiątych, znany utwór The
Platters The Great Pretender. Jakoś nigdy wcześniej nie przyszedł
mu do głowy w takim kontekście, ale to faktycznie idealny
kawałek dla prześladowcy-naśladowcy.
Oh yes, I m the great pretender& I m lonely, but no one can
tell& You ve left me to dream, all alone.
Właśnie, pretender naśladowca słynnych zbrodniarzy i
pretendent do tytułu najbardziej bezwzględnego.
Poczuł wzbierającą złość. Ten cholery wariat działał mu na
nerwy.
Co to znaczy, proszę pana? spytał Wells.
Przyszli za nim do salonu. Byli zaniepokojeni. Nagle
Baldwin uświadomił sobie, że ścisnął plastikowe etui tak mocno,
że pękło. Z rozciętego palca zaczęła kapać krew, najpierw powoli,
kropelka za kropelką, a potem już cienką strużką. Do diabła, zaklął
w duchu, ładnie się załatwiłem.
Wcisnął stop , zignorował ofertę pomocy ze strony Wellsa i
Rogersa i poszedł do kuchni. Sięgnął po ściereczkę i owinął nią
palec. Wrócił do salonu, żeby obejrzeć plamę na podłodze.
ROZDZIAA TRZYDZIESTY PITY
Taylor usłyszała głosy i muzykę. Co się dzieje? Zmusiła się
do otworzenia oczu. Spała. To dobrze. Usiadła na łóżku. Poczuła
się zaskakująco świeżo. Dwie godziny odpoczynku to zawsze
więcej niż nic. O dziwo, nie śniły jej się mroczne, ponure
koszmary, jak zwykle to się działo, ale szczęśliwy, uśmiechnięty
mężczyzna w habicie rdzawego koloru. Mnich. W wyciągniętej
ręce trzymał cienki sznurek, pokazywał, żeby zawiązała go sobie
wokół nadgarstków, zachęcał bezzębnym uśmiechem.
Ochrona mówił.
Ochrona. Dotknęła nadgarstka. Nic.
Gdyby tylko sny miały taką moc.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]