[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Owe trzy cechy stworzyły wybitną indywidualność marynarza,
który dzięki swym czynom, dokonanym w czasie wojny, był nie tylko na
ustach wszystkich w naszej marynarce handlowej, lecz nabrał sławy
także wśród marynarzy sojuszniczych.
2.
W owe dawne czasy, na długo przed drugą wojną światową,
komendantem Daru Pomorza" był komandor Maciejewicz. Któż by nie
lubił tego zatraconego nerwusa? Jeszcze po latach jego byli uczniowie
życzliwie go wspominali, imitując jego falsetowy głos i opowiadając o
nim niestworzone (często raczej stworzone), a zawsze zabawne historie.
Polska odziedziczyła go po marynarce rosyjskiej, w której dosłużył
się komendanta okrętu podwodnego. Pewnego razu okręt jego poszedł
na dno i chociaż nie było tam zbyt głęboko, należało liczyć się z powolną
śmiercią całej zamkniętej w nim załogi. Wtedy Maciejewicz wpadł na
kapitalny pomysł: ludzi swych Wypuszczał z wyrzutni torpedowej wraz
z wielką bańką powietrza. Wyratował wszystkich. Sam był ostatni i
każdy, nawet on sam, myślał, że zginie. Nie zginął. Jakimś
przemyślnym sposobem również sam sobie wystrzelił w górę do
powierzchni morza, by żyć i chodzić w chwale tego czynu.
Pomimo swych dziwactw i strzaskanych nerwów Maciejewicz, będąc
znamienitym marynarzem, umiał trzymać w ryzach swych uczniów,
społeczność najniesforniejszą na siedmiu morzach.
Co dzień rano uczniowie odbywali na Darze Pomorza" ćwiczenia
gimnastyczne, polegające między innymi na tym, że musieli przechodzić
górą po wszystkich masztach i bramsztagach od dziobu aż do rufy
statku. Sprawiało to wrażenie malowniczego napadu korsarzy lub zgoła
wędrówki małpiego stada w lesie masztów. Kapitan Maciejewicz, który
rano zawsze miewał ataki neurastenii i złego humory, złościł się przy
tym, pomostowa! na uczniów i prawie szalał.
Więc pewnego dnia Dybek, chcąc go rozchmurzyć, popełnił dziwną
niesubordynację: wziął na siebie czarny surdut bosmański z długimi
jaskółkami i tak przystrojony, cudacznie pokraczył się ze swoimi
rozległymi odnogami poprzez liny i sztagi. Wypisz, wymaluj: małpa
czepiak. Nawet Maciejewicza porwało -a o to właśnie chodziło!' i
udobruchany kapitan zapomniał o swym tradycyjnym gniewie.
E, pacztie! zaśmiał się nagle, tracąc jak zwykle z rosyjska.
Małpa Dybek!
%7łakowski kawał? Nie tylko: był to u młodego Dybka odruch ludzkiej,
dobroczynnej życzliwości, by rozweselić komandora.
Gdy Dar Pomorza" przechodził równik, urządzono chrzest morski i
Dybek był Neptunem. Ujrzawszy Maciejewicza w pobliżu, kazał mu, ni
mniej, ni więcej, tylko ot, dla pustej fantazji, zmienić kurs i postawić
statek w dryf.
Dybek, zwariowaliście?! krzyknął komandor.
Wtedy Neptun z całym spokojem:
Diabły, wezcie nieposłusznego kapitana! Pachołkowie Neptuna
rzeczywiście porwali Maciejewicza
i wrzucili go do basenu z wodą. I nie było na to rady; tak pozwalał
wesoły obyczaj marynarski.
Lecz po ukończonej uroczystości uczeń Dybek zdobył się na
charakterystyczny dla niego krok: stanął do raportu i przeprosił swego
przełożonego.
3.
Wczesne lata Dybka sÄ… kluczem do zrozumienia niejednego, co tanie
się pózniej. .
Dybek pochodził z kaliskiego, owej najszczęśliwszej z ziem polskich,
która, leżąc na pograniczu dwóch dzielnic, połączyła w sobie
waleczność Wielkopolski z polotem Królestwa.
Jako chłopiec wchłaniał książki o egzotyce i marzył o wielkich
podróżach. Były to marzenia zdrowe i twórcze, które nie prysły z chwilą
zetknięcia się z twardą rzeczywistością, jak pryskały u tylu innych
ludzi.
Więc, by spełnić je, wstąpił po maturze gimnazjalnej w roku 1925 do
polskiej marynarki wojennej. Gorzki zawód! Szybko się spostrzegł, że
ramy jej były zbyt ciasne dla jego wyobrazni; nie mógł w jej wojskową
rutynę wtłoczyć swej bujnej duszy. Był złym uczniem w podchorążówce,
a gdy miał kiedyś awanturę z żandarmerią wojskową, dostał
dwadzieścia jeden dni aresztu, po czym z marynarki wojennej go
wylano na jego szczęście.
Następnie
zapisał
siÄ™
na
wydział
prawny
Uniwersytetu
Poznańskiego, lecz gdy przeczytał uczone jakieś dzieło profesora
Peretiatkowicza, przeraził się: jakże z zawiłością prawa połączyć swe
zmysłowe sny o szerokim świecie? I znów zrozumiał, że to nie bryza na
jego żagle, i nie dał się zakuć w nie swoim korabiu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]